Publicysta, który pisze do m.in. "Gazety Polskiej Codziennie" i na Niezależna.pl, "uważa, że wszystko jest w porządku, a swojej pracy dla sztabu Dudy nie ujawniał, bo nikt go o to nie pytał".

O tym, że pracował dla Andrzeja Dudy poinformował w zeszłym tygodniu podczas spotkania w waszyngtońskim The Institute od World Politics - wygłosił tam wykład pt. "Social Media and the Warsaw Uprising".

Reklama

Sprawę jako pierwszy ujawnił Stanislaw M. Stanuch.

W weekend, gdy mu to wytknięto, tłumaczył na Twitterze, że w "GPC" pisał tylko felietony "i dalej będę pisał, bo nie jest żadną zbrodnią wygłaszanie swoich opinii". "Zaznaczył przy tym, że od lutego nie pracuje dla żadnej redakcji, a w "GPC" nigdy nie był zatrudniony", podaje Press.pl.

Reklama

"Nie ma znaczenia, czy byłeś zatrudniony. Dziennikarz, którym chciałeś być, nie pracuje dla polityków. To złamanie zasad etyki" - odpisała Maria Bnińska. Beata Biel z kolei: "Kwestia uczciwości, też blogerskiej. Jeśli chcesz być uczciwy, informujesz, że pracujesz dla kogoś. Polityka, biznesmena itd."

- Praca dla Andrzeja Dudy była dla mnie możliwością pokazania, że nie klepię czegoś tylko z kanapy, ale potrafię czynnie pomagać pewnej idei. Podkreślam, że Andrzej Duda sam prowadzi swój profil na Twitterze. Ja zajmowałem się jego profilem kampanijnym - mówił Paweł Rybicki na Press.pl.

Media przypominają też, że Rybicki pojawił się na trasie spaceru Bronisława Komorowskiego podczas kampanii prezydenckiej. Prosił wtedy o podpis na książce Wojciecha Sumlińskiego pt. "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego.