>>>Zobacz fantastyczne zdjęcie orłów

Na przełomie lat 70. i 80. polscy przyrodnicy żegnali się już z bielikami - ptakami, które posłużyły za pierwowzór naszego godła. Żyło wtedy u nas już tylko 80 par, a ich liczba spadała z roku na rok. Ponieważ orły osiągają dojrzałość płciową dopiero w wieku pięciu lat, odtworzenie ich populacji trwa bardzo długo. Jednak dzisiaj ornitolodzy mogą mówić o wielkim sukcesie. W 2008 r. w Polsce naliczono aż 800 par bielików.

Reklama

Co takiego stało się, że bieliki zaczęły czuć się w Polsce dobrze? Wystarczyło, że człowiek przestał poprawiać naturę. Przyczyną ogromnych kłopotów z lęgiem bielików i innych ptaków drapieżnych w Polsce było masowe stosowanie przed laty DDT. Środek zwalczający szkodniki w rolnictwie, okrzyknięty panaceum na wszelkie plagi, okazał się zabójczy dla natury. Skażone nim chrząszcze jadły gryzonie, te z kolei ptaki, na które znowu polowały drapieżniki. DDT przenosiło się przez całe ekosystemy. U ptaków drapieżnych ponad wszelką wątpliwość stwierdzono, że to właśnie DDT odpowiedzialne było za niedobór wapna i wiążącą się z nim kruchość skorupek jajek. W efekcie orły zgniatały je własnym ciężarem podczas wysiadywania.

Dlatego dziś ornitolodzy ciągle przywiązują dużą wagę do wskaźnika, który nazywają "sukcesem gniazdowym". To współczynnik par, którym udało się odchować młode. W Polsce sięga on 70 proc. "To wynik pozwalający sądzić, że bielikom nic już nie grozi. O ile oczywiście człowiek znowu nie wymyśli dla nich jakiegoś śmiertelnego zagrożenia" - mówi DZIENNIKOWI Tadeusz Mizera z poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego, a także wiceprezes Komitetu Ochrony Orłów.

Reklama

Zakaz stosowania DDT spowodował, że orły zaczęły się u nas odradzać. Niestety w niebezpieczeństwie nadal są gatunki, które wędrują na zimę do Afryki, bo tam ciągle zdarza się stosować DDT do walki z roznoszącymi malarię komarami.

Wstrzymanie rozsiewania trujących chemikaliów to tylko część przepisu na sukces. Już w latach 80. ubiegłego wieku o orły i inne ptaki drapieżne upomnieli się ich miłośnicy, zakładając Komitet Ochrony Orłów, jedną z najstarszych organizacji pozarządowych w Polsce. To właśnie ornitolodzy z KOO namówili władze do objęcia strefami ochronnymi gniazd bielików. "Dziś w promieniu 200 metrów od gniazda nie można nawet podnieść szyszki, nie mówiąc już o wycięciu drzewa" - mówi Mizera.

O tym, że bielików jest już znacznie więcej, można przekonać się właśnie zimą. Wystarczy pójść nad rzekę. "Bieliki w poszukiwaniu łatwego pokarmu, czyli innych ptaków, najczęściej przylatują nad duże zbiorniki wodne i rzeki, np. Wisłę, tworząc często skupiska do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu osobników. Siedzą na łachach piasku lub krążą na niebie" - tłumaczy w DZIENNIKU Adam Olszewski z Kampinoskiego Parku Narodowego.

Zimą bieliki można obserwować nawet w środku Warszawy, gdzie przed dwoma laty naraz żerowało aż 11 ptaków. Ale rekordy należą do Zbiornika Włocławskiego gdzie zimą naliczono 60 sztuk i Doliny Baryczy, gdzie jednocześnie zaobserwowano nawet 100 krążących orłów.