Nie musisz tego robić, Joe. Naprawdę – miał usłyszeć Biden od swojego byłego szefa Baracka Obamy w zeszłym roku, kiedy dyskutowali na temat szans 76-letniego wówczas polityka w wyborach prezydenckich. Brzmiało to trochę jak powtórka z rozrywki: Obama już raz odwiódł Bidena od kandydowania. W 2016 r. był przekonany, że większe szanse na zwycięstwo będzie miała Hillary Clinton.
Jak donosił w ubiegłym roku „The New York Times”, Obama nigdy nie powiedział tego Bidenowi wprost – raczej podsuwał swoją analizę wyborczego krajobrazu podczas cotygodniowych posiłków. Ponieważ metoda ta nie zadziałała, Bidena odwiedził jeden z bliskich współpracowników ówczesnego szefa administracji i wyłożył kawę na ławę. Wiceprezydent przyznał później, że diagnoza "nie była zachęcająca”.
Podobno do dzisiaj jest jednak przekonany, że w 2016 r. pokonałby Trumpa, gdyby wystartował. Dlatego na stwierdzenie Obamy, że nikomu nic już nie musi udowadniać, odparł jedynie, że nie wybaczyłby sobie, jeśli nie spróbowałby jeszcze raz. To jego trzecie podejście – o nominację starał się już w 1988 r. i w 2008 r.
Reklama
Starcie siedemdziesięciolatków
Reklama