Jarosław Gowin zbulwersował wczoraj słuchaczy Radia Zet, mówiąc o metodzie in vitro, że powinna być dostępna tylko dla małżeństw. Dlaczego? Według pana posła, pedofilami na ogół są konkubenci.

Reklama

Byłam zszokowana. Równie dobrze można twierdzić, że pedofilskie skłonności mają najczęściej księża, bo żyją w celibacie. Mam wrażenie, że PO zamiast ułatwić stosowanie metody in vitro, tylko skomplikuje życie ludziom pragnącym dziecka. Więcej empatii dla nich wykazuje Maria Kaczyńska niż Jarosław Gowin. Swoją wypowiedzią obraził on wiele samotnych matek i ojców, którzy wychowując dzieci, chcą jeszcze mimo wszystko ułożyć sobie jakoś życie. Pedofilia zdarza się przecież zarówno w rodzinach formalnych, nieformalnych, jak i wśród duchowieństwa. Obciążając tym grzechem tylko jedną z tych grup, Jarosław Gowin niebezpiecznie zbliżył się w swojej retoryce do pani rzecznik praw dziecka Ewy Sowińskiej.

A przecież dopiero skończyła się poruszająca podróż Benedykta XVI do Stanów Zjednoczonych. W jej trakcie padło wiele słów o winie Kościoła w sprawach o molestowanie nieletnich. Benedykt XVI spotkał się z ofiarami księży, potępił te uczynki, powiedział wręcz, że lepiej by było "mniej księży, ale porządnych, niż dużo byle jakich". Po takich słowach Ojca Świętego zadaniem światłych katolików jest dążyć do oczyszczenia polskiego Kościoła z duchownych molestujących dzieci. Jarosław Gowin powinien dziś grzmieć, że polski Kościół musi się rozliczyć ze swoich grzechów podobnie jak amerykański, a tego niestety nie usłyszeliśmy. Zamiast tego pan poseł woli tropić pedofilów w rozbitych rodzinach i niesakramentalnych związkach, a przesłanie papieskiej pielgrzymki kwituje słowami, że sytuacja w Polsce jest nieporównywalna z tym, co się działo w Ameryce. Czy rzeczywiście?

Dla mnie nie ma znaczenia, czy takich przypadków jest dziesięć, czy sto. Co więcej, kiedy zacytowałam słowa bp. Jacka Jezierskiego, który powiedział, byśmy nie spodziewali się, że ksiądz skazany na więzienie za molestowanie chłopców zostanie od razu wydalony ze stanu duchownego, bo "księdzem jest się na całe życie", Jarosław Gowin tylko tym słowom przytaknął.

Reklama

Niestety nie pierwszy raz odnoszę wrażenie, że poseł Gowin po wejściu do polityki zaczął rozmieniać się na drobne. Kiedyś znaliśmy go jako tę osobę, która ma odwagę mówić o tym, co złe w Kościele i wzywać go do rachunku sumienia. Teraz znamy go przede wszystkim z lansowania Szkoły Liderów, którą założył wraz z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Reklamowali ją razem nawet w Sejmie, co wzbudziło powszechną krytykę.

A swoją drogą, jaki to polityczny lider z Kazimierza Marcinkiewicza, który co prawda był przez pewien czas premierem, ale coraz więcej wskazuje na to, że w ogóle nie panował nad tym, co się wokół niego działo. Politykę zagraniczną prowadził zamiast niego prezydent, polityką karną trzęśli Zbigniew Ziobro z Jarosławem Kaczyńskim. Takich mamy dziś kształcić politycznych działaczy? Nie rozumiem, co w tym przedsięwzięciu robi poseł Gowin i jak znajduje na to wszystko czas: jest posłem, rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej, a teraz jeszcze współtwórcą owej nieszczęsnej "kuźni liderów".