Wczoraj w DZIENNIKU Piotr Zaremba bardzo trafnie wskazał, co by było, gdyby prezydenckie weto nie zostało odrzucone: przez najbliższe kilka miesięcy rząd Donalda Tuska pokazywałby, jak ratuje ludzi przed konsekwencjami nieroztropnej decyzji Lecha Kaczyńskiego. Prezydent znalazłby się w defensywie, gdyby rząd rzeczywiście zaczął "ratować" pracowników cząstkowymi rozwiązaniami przyznającymi emerytury pomostowe poszczególnym grupom.

Reklama

Samo weto prezydenta nie było szczere: było podyktowane interesem politycznym. Przecież projekt przygotowany przez Ludwika Dorna i Joannę Kluzik-Rostkowską (jeszcze wówczas oboje w PiS) był jeszcze bardziej restrykcyjny! Okazało się jednak, że Donald Tusk jest sprytniejszy i ma świetny PR-owo sposób na obejście prezydenckiego sprzeciwu. Przechytrzył prezydenta. A potem Sejm - odrzucając weto - uratował Lechowi Kaczyńskiemu skórę.

Teraz prezydent jest więc w wygodniejszej sytuacji, do czego oczywiście nigdy się nie przyzna. Spokojnie będzie mógł znów bić w bębenek, że liberalna Platforma krzywdzi ludzi. To jednak będzie o tyle nieskuteczne, że większość społeczeństwa jest raczej przeciwna emerytalnym przywilejom.