Nie wiem, w imię czyjego dobra proces w sprawie "pracy za seks" nie toczy się jawnie. Jawności domaga się zresztą Andrzej Lepper, a sąd ponoć nie dopuszcza jakichś świadków. Uważam, że należy nam się wiedza o ludziach, którzy całkiem niedawno rządzili krajem i którzy - tego nie można wykluczyć - jeszcze kiedyś staną do wyborów. Przecież nie usłyszymy już chyba nic gorszego, od tego, co wczoraj ujawnił DZIENNIK i od tego, co słyszymy od wielu miesięcy.

Reklama

Zeznania Anety Krawczyk czytam dziś niestety jako opowieści o uprawianiu seksu - z własnej woli, dodajmy. Pani Krawczyk tłumaczy, że była w przymusowej sytuacji, że nie miała pieniędzy na życie i że robiła to dla posady. Tak naprawdę więc nie mówimy o zniewoleniu, lecz o zasadach: czy można usprawiedliwić starania o pracę takimi sposobami? Jeżeli uznajemy Anetę Krawczyk za ofiarę, to powiedziałabym przede wszystkim, że jest ona ofiarą sposobu, w jaki została wychowana - ofiarą braku zasad.

Nie chciałabym po prostu, żeby w imię kobiecej solidarności okazało się, że winna jest tylko jedna strona. Obie strony tej okropnej historii łamały zasady - jedna bardziej, druga mniej. Ale żeby rozsądzić stopień winy powinniśmy poznać całą prawdę, również o motywach działań obu stron. Bo historia dotyczy osób publicznych i sama Aneta Krawczyk też opowiadała o niej publicznie. Być może tylko jawne dojście do prawdy może stać się nauczką dla tych, którzy chcieliby w podobny sposób wykorzystywać swoją pozycję i cudzą słabość.