Jest w Polsce wielu autorów polityki historycznej. Jedni lansują jakiś jej projekt, programem innych jest wykazywanie ich słabości, niekonsekwencji lub przeinaczeń. Oczywiście łatwiej jest coś wyśmiać i zepsuć, niż naprawić i stworzyć. Pytanie tylko w imię jakiej racji. Jaka jest polityka historyczna "Gazety Wyborczej"? Trudno powiedzieć, bo jej istotą jest wmawianie, że było inaczej niż nam się wydaje. Metodą tej polityki bywa zaś manipulowanie faktami, cytatami i odwoływanie się do uczuć, a nie do informacji. Może dlatego znalazłem się na liście "Moich typów" redaktora naczelnego razem z takimi propagandzistami stanu wojennego (taki był oryginalny sens "Moich typów" Stefana Kisielewskiego) jak Dariusz Karłowicz, Zdzisław Krasnodębski, Antoni Dudek, Michał Karnowski, Barbara Fedyszak-Radziejowska czy Rafał Ziemkiewicz.

Reklama

Ostatnio wyrafinowaną próbę podobnej manipulacji zastosował redaktor "Gazety" Adam Leszczyński. Wyrwał on z kontekstu parę moich cytatów w wywiadu dla "Tygodnika Solidarność", aby pokazać, że rzekomo zmieniłem zdanie na temat Okrągłego Stołu ze względów politycznych, gdyż co innego pisałem w podręczniku z 1991 r., a co innego mówię dziś. Podręcznik, o którym mowa, miał i ma charakter informacyjny i stąd trudno w nim zawrzeć pogłębioną analizę wydarzeń. Mój adwersarz w ogóle nie odnosi się do podstawowej tezy, którą głosiłem i głoszę, że Okrągły Stół był kompromisem potrzebnym wiosną 1989 r., ale że jego sygnatariusze ze strony społecznej niepotrzebnie potraktowali ten kompromis jak cel, że taktykę pomylili w dalszych działaniach ze strategią. Czy trzeba było utrzymywać ministrów z rozwiązanej PZPR aż do lipca 1990 r.? Przecież ktoś lansował szefów dawnego aparatu przymusu jako "ludzi honoru", przecież wolne wybory ktoś odwlekał. Odbyły się one dopiero pod koniec 1991 r., po większości krajów Paktu Warszawskiego. O tych różnych skutkach zaniechań po Okrągłym Stole traktował krytykowany wywiad.

W tekście Leszczyńskiego nie ma wiele argumentów. Jest natomiast zabieg erystyczny. Autor odwołuje się bowiem do rozmów, które znamy tylko my dwaj i które przedstawił w fałszywym świetle. Zgadza się - pan Leszczyński był moim studentem w ramach Collegium Invisibile. Niejednokrotnie spieraliśmy się o wiele kwestii, w tym także o sens Okrągłego Stołu. On go chwalił, ja krytykowałem, zwłaszcza jego konsekwencje. Dziś pan Leszczyński uczy mnie warsztatu historycznego, opierając się na kłamstwie.

Najwyraźniej, jeśli spotkasz redaktora "Gazety Wyborczej" (nawet przyszłego) wiedz, że wszystko, co powiesz, może być wykorzystane przeciw tobie.