Coraz bardziej prawdopodobny okazuje się scenariusz, w którym rocznicę 4. czerwca premier, rząd i zaproszeni goście spędzą na Wawelu, a prezydent Kaczyński ze swoim bratem w Gdańsku. Doczekaliśmy czasów, w których naprawdę mamy dwie Polski. I to dwie inaczej oceniające historię, teraźniejszość, jak również inaczej planujące naszą przyszłość w Europie.

Reklama

>>> Karnowski: 4 czerwca. Przegraliśmy tę rocznicę

Jak najbardziej zgadzam się ze zdaniem Michała Karnowskiego, który napisał w DZIENNIKU, że tę rocznicę przegraliśmy. I nie stało się to w ostatnim miesiącu, ale przez co najmniej dziesięć ostatnich lat. Do tak głębokich podziałów doprowadziły przede wszystkim doraźne interesy poszczególnych partii. Błędem Donalda Tuska jest ucieczka z podwiniętym ogonem na Wawel. Dał on tym samym szansę na wykorzystanie tego ruchu przez jego politycznych przeciwników. Będą oni mogli mówić, że są w miejscu, w którym byli dwadzieścia lat temu, a premier z rządem niewiadomo gdzie. Tak więc nawet w obliczu tak ważnej daty poszło o interesy. Chodzi bowiem o to, by pozornie spolaryzować scenę polityczną i by przed wyborami postawić fałszywą alternatywę, że wybierając jedną z dwóch największych dziś partii, wybieramy interes Polski. Niestety, prawda jest taka, że politycy wcale nie myślą o naszym interesie. Nikt w naszym kraju nie myśli kategoriami dalszymi niż najbliższe dwa lata. I to jest główny powód podziałów, których konsekwencją będą zawirowania związane z obchodami pierwszych wolnych wyborów.

>>> Lis: Premierze – świętujmy rocznicę 4 czerwca jednak w Gdańsku

Podziały ujawniają się na każdym kroku - w stosunku do historii i do tego, czym przede wszystkim dla Polski byłoczerwcowe zwycięstwo. Dziś Polska dzieli się na dwie nierówne części - na tych, którzy czerpią absolutne korzyści z transformacji oraz tych przegranych. Robotnicy przemysłowi są właśnie ofiarami zmian 4 czerwca. Paradoksalnie właśnie ta grupa w 1989 roku doprowadziła do przełomu. Liczyli oni na to, że po wyborach nic się nie zmieni poza większą sprawiedliwością przy podziale profitów. Bardzo szybko okazało się, że w gospodarce wolnorynkowej nie ma miejsca na pompowanie funduszy w nierentowne kopalnie, huty czy stocznie. Największą słabością było i ciągle jest to, że nikt w naszym kraju nie potrafił zamortyzować zderzenia z wolnym rynkiem tych molochów, wprowadzając odpowiednie regulacje. A w momencie, gdy zakład pracy nazywa się już masą upadłościową, trudno wymagać, by ktoś nie protestował.
Premier powinien po cichu dogadać się z Solidarnością. Bo to Solidarność odmawia mu zaproszenia w obchodach. Trzeba jak najszybciej wyizolować grupy zadymiarzy nie dopuszczając do dewastacji przez nich miasta. Oczywiście jeśli ktoś z Solidarności będzie chciał zamanifestować, że źle się dzieje ze stoczniami, to Gdańsk jest najwłaściwszym miejscem. Nie tylko ze względów historycznych, ale i przyszłościowych. Nawet jeśli dziś nie ma koniunktury na pracę stoczni, to kiedyś ona przyjdzie. Trzeba to pokazać głowom państw całej Europy.
Niewątpliwie powinniśmy byli bardziej eksponować Lecha Wałęsę i Solidarność, ponieważ dziś świat jest przekonany, że Jałta podła w momencie rozbicia muru berlińskiego. A wiemy, że skończyła się tutaj, 4 czerwca. Bardzo życzyłbym sobie, by wszyscy uczestnicy i organizatorzy obchodów czerwcowych doszli w końcu do porozumienia, i spotkali się w Gdańsku - tam, gdzie wszystko się zaczęło. Jednak obrażanie się na kogokolwiek nie ma sensu.





Reklama