Blogi polityczne, które stały się gorącym tematem przy okazji wojny Kataryny z ministrem Czumą, budzą we mnie uczucia mieszane jak cały internet.

>>> Ulubione blogi Karnowskiego

Reklama

Podziwiam ludzi, którzy poświęcają czas i energię na obronę własnych poglądów bez sławy i pieniędzy. Niektórzy osiągają w tym co piszą perfekcję, kunsztem słowa przewyższają zawodowców. Razi mnie jednak zadufanie wielu anonimów, którzy w praktyce jak do tej pory za słowa nie odpowiadają, więc ścigają się głownie brutalnością epitetów i nieprecyzyjnym przytaczaniem faktów.

Nie zapomnę, jak pewien bloger powiadomił świat w sieci, że Piotr Zaremba "swoim subtelnym falsetem" stwierdził w jakimś radio: swojemu trzyletniemu synowi nie poleciłbym oglądania teletubisiów. Nie mam syna, niczego takiego nie mogłem więc powiedzieć. Nie przeszkadzało to zastępowi internautów toczyć długą debatę na temat tej mojej kompromitacji. W gazetach istnieje jednak instytucja sprostowań, precyzja słowa i związek z rzeczywistością są więc większe. Nie przeszkadza to, a chyba nawet pomaga blogerom nienawidzić zawodowych dziennikarzy. Czym są lepsi? Chyba ową nieznośną lekkością bytu.

Reklama

>>> www.kaczor.pl

Tym większy podziw dla tych, którzy wchodzą w świat sieci pod własnym imieniem i nazwiskiem ryzykując, że przy wszystkich mechanizmach ochronnych (kasowanie trolli) będą ociekać błotem ciskanym przez skrzętnie zamaskowanych wrogów. Choć niektórzy w nich mogą z kolei ubijać jakiś interes. Czy błyskotliwy powrót do wielkiej polityki Ryszarda Czarneckiego byłby możliwy bez pomysłowego bloga (który dziś niestety się popsuł, bo autor obrósł w piôrka)?

Swój subiektywny przegląd blogów muszę zacząć od Kataryny. Jest klasą samą dla siebie potrafiącą wyciągnąć zadufanemu publicyście, co napisał pięć lat temu, a ministrowi sprzeczności w zeznaniach przed dowolną komisją śledczą. Choć mam wrażenie, że ostatnimi czasy Kataryna coraz rzadziej wertuje archiwa, a coraz częściej autorytatywnie ogłasza, jaki jest jej sąd. Ale to również natura dziennikarstwa. Każdy chce prędzej, czy później przestać opisywać rzeczywistość, a zacząć ją osądzać.

Reklama

A oto inne moje typy:

Rybitzky - bloger mocno zaangażowany (po stronie PiS), a jednak w swoich polemikach na ogół rycerski. Przywiązany do konkretnego zestawu wartości, któremu stara się być bardziej wierny niż bieżącym sympatiom personalnym. Wzruszył mnie, kiedy swoim ideowym pobratymcom z sieci próbował bezskutecznie wytłumaczyć, że są momenty, w których Jarosław Kaczyński jednak błądzi. Wtedy przypomniało mi się zdanie Bronisława Wildsteina, że największa niezależność to niezależność od własnych sympatii. Z wieloma opiniami Rybitzky’ego się nie zgadzam (ostatnio z lekceważeniem rocznicy 4 czerwca jako fikcyjnej daty upadku komunizmu), ale cenię sobie jego szlachetność motywów i ładny język.

>>> Kataryna: Nie jestem Rokitą ani Kolendą-Zaleską

Consolamentum - ma tak naprawdę nazwisko (Krzysztof Wołodźko), za co dodatkowe wyrazy sympatii. Nie zawsze pisze o czystej polityce. Jest miłym przykładem uwolnienia się od ideologicznych schematów (katolicki lewicowiec). W świecie debat cokolwiek rozedrganych by nie rzec histerycznych wyróżnia się spokojem, nienatrętnym humorem i przyjaznym stosunkiem do oponentów.

Marcin M. Brixen - bloger, który zamiast pisać sążniste polityczne recenzje pisze błyskotliwe opowiadanka, kronikę społecznych przemian ostatnich lat, tak plastyczną i dowcipną, że mogłaby być dołączona do dowolnej historii Polski. Ale może w moim marzeniu, aby je kiedyś zobaczyć na papierze jestem cokolwiek anachroniczny?

Piotr Śmiłowicz - Wpisuję go nie tylko dlatego, że warto było umieścić na tej liście kogoś, z kim się nie zgadzam w większości spraw. Są dwaj blogujący Śmiłowiczowie. Prowokator próbujący (zwłaszcza na salonie 24, bo ma też blog Newsweekowy) maksymalnie wkurzyć przeciwników nie bacząc na grad najgorszych inwektyw. W wielu sprawach bliżej mi do jego pogromców, ale nie mogłem nie docenić jego poczucia humoru, z jakim drażnił nie rozumiejących jego ironii prawicowców. I drugi Śmiłowicz - człowiek próbujący, zwłaszcza ostatnio, przełamywać myślowe schematy (polecam jego wpis o rocznicy Gazety Wyborczej). Szkoda tylko, że czasem bywa personalnie niesprawiedliwy (choć dla mnie jest aż nadto łaskawy).

>>> Polscy blogerzy to bazarowi plotkarze

Tomasz Terlikowski - I znów, niektóre opinie kolegi Tomka wkurzają mnie, i to bardzo. Nie zgadzam się z jego podejściem do tematyki in vitro, z językiem, jakim opisuje wiele tematów kościelnych. Rzecz w tym, że Terlikowski jest w swoim uporze absolutnie niekoniunkturalny, autentyczny, niepowtarzalny. Choć się nieraz zaperza, próbuje elegancko odpowiadać przeciwnikowi, nawet jeśli ma kłopot z wczuciem się w jego argumenty. Sam argumentuje ciekawie, ze sporą erudycją. Stał się instytucją.

Wśród moim ulubionych blogerów nie ma jak widać polityków, bo albo się opuścili (Czarnecki), albo już u początków ponieśli porażkę (poroniony blog Polski XXI czy Kazimierza Marcinkiewicza), albo uprawiają coś, co jest bardziej politycznym marketingiem niż blogowaniem (Janusz Palikot), Podziwiam inwencję i upór Waldemara Kuczyńskiego aby być wiernym samemu sobie, ale jest tak toksyczny, że z trudem utrzymuję się przy komputerze