Nad wejściem do delfickiej krypty kapłanki wyryły 2500 lat temu napis "Poznaj siebie samego". Wyrocznia wiedziała, co w życiu jest najtrudniejsze. Ten, kto nie pogodził się ze swoją tożsamością, wiecznie poszukuje nowej. Wielu przypłaciło to śmiesznością.

Reklama

Nowo odkryte miny, fryzury, ton i całe frazy "kopiuj, wklej" z innego profilu osobowego szybko stają się komiczne. Zarówno w wersji Jarosława Kaczyńskiego, jak i w wersjach light. Nagle urodziwej Anny Kalaty czy śniadego Andrzeja Leppera.

Śmiech partyjnie słuszny

I są tacy, co boki zrywają. Nie zmarnują jednego komentarza redakcyjnego, audycji radiowej, debaty telewizyjnej, żeby nie zakpić z przyjaznego przemienienia. Premier rozbawił w sobotę delegatów PO do łez, kiedy wspominał przemianę Kaczyńskiego w rusofila. Wnosząc jednak z ostatnich sondaży, śmiech nie wszystkim się udziela. Nie jest to goleń Kwaśniewskiego, maratony Kołodki ani nawet oczywista oczywistość tego samego Kaczyńskiego sprzed transformacji. To śmiech partyjnie słuszny. Śmieszy tych samych, których śmieszą zwierzęta futerkowe Bartoszewskiego, penisy Palikota.

Reklama

Wyborczo niezdecydowani mają zgryz. Co ich bardziej śmieszy? Lewicy przyjazny antykomunista Kaczyński czy liberał Komorowski nerwowo otrzepujący się z rynkowych haseł? Po prywatyzacji służby zdrowia, którą uznano za zło najwyższe, dowiadujemy się, że PO zawiesiła na kołku reformę emerytur mundurowych i zmiany w sposobie przyznawania rent. Projekt ustawy miał być gotowy w czerwcu, potem może we wrześniu. Teraz? Teraz to premier Tusk na konwencji PO wśród najważniejszych osiągnięć rządu wymienia waloryzację emerytur. Ani słowa o częściowym ograniczeniu przywilejów emerytalnych dla kilku grup zawodowych, w tym dziennikarzy. Choć to było jedno z niewielu realnych osiągnięć jego rządu.

O reformie zdrowia rząd jeszcze rozmawia, ale nie bardzo wiemy, o czym mówi, bo minister Kopacz ukryła swoje nowe pakiety. Najpierw chce testować to, czego nie znamy. A same reformy wprowadzi w życie po wyborach parlamentarnych. Oczywiście przy założeniu, że partia znowu nie odkryje w sobie nowego powołania ideowego.

Hasło wszystko zniesie

Reklama

Ci, którzy nie zdecydowali jeszcze, co ich bardziej śmieszy, ze zdumieniem obserwują w obozie Komorowskiego dyskusję o prywatyzacji. Liberałowie w zasadzie zgadzają się, że państwo nie powinno kierować fabrykami garnków emaliowanych i musztardy, ale na wszelki wypadek powołują radę nominacyjną do nominowania ludzi do państwowych spółek. Niby chcą prywatyzacji, ale znoszą ustawę kominową, by państwowym urzędnikom było dobrze na posadkach. Z liberalnych haseł oszczędnego państwa zostały tylko hasła - i potężny deficyt budżetowy. Wydatki rządu, zamiast spadać, rosną. A reguła wydatkowa ministra Rostowskiego jest usankcjonowaniem coraz większego zadłużania się. W czasie gdy kraje wokół nas oszczędzają na socjalnych przywilejach i marnotrawstwie w sektorze publicznym, liberałowie mówią, że marnotrawić będą tylko o inflację + 1.

Kiedy pracodawcy apelują do rządu liberałów o zmianę nastawienia do przedsiębiorczości i nienękanie biznesu aresztami czy wieloletnimi śledztwami w błahych, często urojonych sprawach, słyszą, że powinni się sami oczyścić.

Każdego co innego śmieszy. Jednych - zmiana stylu innych, parodiowanie socjalizmu pod liberalnymi hasłami. Po drugiej stronie delfickiej krypty kapłanki wykuły jeszcze jeden napis - "Nic w nadmiarze". Przegra ten, kto przekroczy granice śmieszności.