Rynki finansowe szybko dochodzą do siebie po kataklizmie w Japonii. Nic dziwnego, pieniądz łatwo przepływa ponad granicami, bez trudu znajduje nowe miejsca inwestycji. Gorzej z realną gospodarką. Fabryk nie da się z dnia na dzień przenieść, brakującej części nie można szybko zastąpić inną. To dlatego konsekwencje trzęsienia ziemi w Japonii będą większe, niż można sądzić po reakcji giełd i wahaniu notowań jena.
Zwłaszcza że ani akcje, ani waluty nie oddają w pełni dramatyzmu sytuacji. Powód: oba rynki można w pewnych granicach stymulować. Tak było i tym razem, kiedy tokijska giełda została zasilona przez japoński kapitał rządowy. W przypadku jena sytuację zaciemniła z kolei interwencja finansowa krajów grupy G7, która osłabiła japońską walutę, by wesprzeć odbudowę kraju. Rynki finansowe szybko uczą się żyć po tamtejszej traumie.
Natomiast przemysł odczuwa kłopoty dopiero teraz. Toyocie brakuje części elektronicznych, gumowych, żywic. Honda już uprzedziła swoich dilerów w USA, aby nie przyjmowali zamówień na auta do odbioru w maju, bo ponad stu jej kooperantów poniosło szkody z powodu tsunami. Peugeot Citroen ma trudności z produkcją niektórych silników Diesla – brakuje mu części elektronicznych dostarczanych przez japońskie zakłady. Problemy ma fabryka Opla w Hiszpanii, w niemieckim Eisenach, a także zakład GM w Korei. Na alarm bije Volvo, który kupuje ok. 10 proc. podzespołów w Japonii. Bez produkowanych tam drobiazgów nie da się robić aut, telefonów i komputerów. Fabryki w USA, w Europie i w Azji gorączkowo tworzą plany awaryjne, bo może zabraknąć im pamięci RAM, układów scalonych i matryc LCD. Z Japonii pochodzi około jednej piątej ich światowej produkcji.
Uszczelki, małe czujniki i niewielkie elementy elektroniczne rozłożyły poważną część globalnej gospodarki na łopatki. Światowa sieć trzeszczy, bo kilka jej elementów zostało zerwanych.
Reklama
Do tego nie wiadomo na jak długo, bo awaria w elektrowni atomowej w Fukushimie i ograniczenia w dostawach elektryczności mogą przyhamować japońską gospodarkę na wiele miesięcy.
Reklama