Jeżeli bowiem znajdzie się firma, która w ekspresowym tempie, do maja przyszłego roku, zbuduje brakujące fragmenty A2, zrobi to za gigantyczne pieniądze. A to znakomity powód do dociekań przed sądami czy komisjami śledczymi kto przepłacił, kto zawalił i tak dalej. Pod hasłem, że znowu budujemy najdroższe autostrady w Europie, można naprawdę sporo ugrać.
Bardziej jest jednak prawdopodobny scenariusz pesymistyczny. Kosztorys budowy będzie znacząco wyższy, a autostrada i tak nie powstanie na piłkarskie mistrzostwa. Po drodze może przecież pojawić się mnóstwo przeciwności z ciężką i długą zimą na czele. Znów: politycy, trybunały, komisje i sądy będą miały co robić.
I nikt już nie będzie pamiętał, że w tym autostradowym kolapsie jak w soczewce widać nieudolność w budowie infrastruktury nie z ostatniego roku czy dwóch, lecz z ostatnich kilkunastu lat. To państwo przez bez mała dwie dekady nie potrafiło znaleźć pieniędzy na drogi, nie potrafiło wygenerować dobrego prawa – na przykład przetargowego – i sprawnych procedur. A co za tym idzie, budowało żenująco mało nowych tras. Teraz mamy spory kłopot z dwoma odcinkami A2, a przecież cała autostrada powinna być gotowa już dawno.