Oburzamy się, gdy rząd dociska nam fiskalną śrubę. W tym roku podniósł VAT – zapłacimy z tego tytułu do budżetu około 4 mld zł więcej. Na przyszły rok szykuje nam kolejną podwyżkę. Z opublikowanej w piątek ustawy okołobudżetowej wynika, że do kasy państwa wpłacimy w 2012 roku kolejne 3 mld zł. Podrożeje olej napędowy, papierosy, rząd zlikwiduje nam też możliwość oszczędzania na jednodniowych lokatach antybelkowych. Już teraz jadąc na stację benzynową, powinniśmy sobie zdawać sprawę, że wybieramy się do punktu poboru podatków. Ponad 50 proc. ceny, jaką płacimy za litr paliwa, wędruje do fiskusa. Generalnie nasze państwo jest pazerne. Rząd przepuszcza przez swoje trzewia blisko połowę naszego bogactwa – jego wydatki sięgają 48 proc. PKB. To ponad 620 mld zł rocznie.
Za te ogromne pieniądze powinniśmy oczekiwać dobrej oferty publicznych usług. Tak się jednak nie dzieje. Sądy są wolne, przedszkola drogie i niedostępne, służba zdrowia niewydolna, przejechanie 300 km z Warszawy do Rzeszowa zajmuje 7 godzin i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić. W takim razie zadajmy sobie pytanie – gdzie podziewają się te pieniądze? Odpowiedź: są nieracjonalnie wydawane.
Jednym z takich nieracjonalnych wydatków są świadczenia dla młodych wdowców. Napisaliśmy w ubiegłym tygodniu w „DGP”, że organizacje pracodawców domagają się zmian w ich przyznawaniu. Nie bez racji wskazują, że osoba, która ma 50 lat, może zarobić na swoje utrzymanie i nie powinna wyciągać ręki do innych podatników po pomoc. Każdy powinien zarobić sam na własne utrzymanie, a jeśli otrzymuje świadczenia finansowane przez podatników, to powinno być to uzasadnione. Tak jest np. z emerytami, którzy dostają pieniądze za wcześniej opłacone składki (choć tutaj trzeba wydłużać okres aktywności zawodowej), czy z bezrobotnymi, którzy wcześniej płacili składki do Funduszu Pracy i czasowo dostają zasiłek.



Reklama
Kompletnie nieuzasadnione jest jednak przyznawanie właściwie bezterminowo rent dla młodych wdowców. Po pierwsze skutecznie wypycha ich to z rynku pracy. Jeśli dostają świadczenie, nie czują potrzeby szukania zatrudnienia. To dla nich samych, a także dla gospodarki, strata. Po drugie może się okazać, że mniej zamożni podatnicy finansują świadczenie o wiele zamożniejszej osobie. Bo jeśli np. mąż zmarłej wdowy bardzo wysoko ubezpieczył się na rynku i z tytułu takiej polisy otrzymała ona wysokie odszkodowanie, to dlaczego mamy jej jeszcze fundować świadczenie. Może się także okazać, że taka osoba jest bardzo majętna – ma np. kilka mieszkań czy domów.
Reklama
Najlepszym sposobem zmiany systemu rentowego, który wypłaca świadczenia po zmarłych osobach ubezpieczonych w ZUS, jest pozostawienie renty rodzinnej jedynie dla dzieci. Wtedy działa zasada ubezpieczenia – osoba pracująca opłaca składki rentowe, ubezpieczając siebie (na wypadek niezdolności do pracy otrzyma świadczenia), a w razie jej śmierci pieniądze dostaną dzieci. Wtedy nie ma znaczenia jej majętność. Można też wyobrazić sobie specjalne świadczenie dla wdowców. Powinno być jednak ono wypłacane krótkoterminowo (przez rok – dwa), w połączeniu z ich aktywizacją. W tę musiałby się zaangażować urząd pracy i zaoferować osobie, która do tej pory nie pracowała, szkolenia, dotacje na biznes czy uzupełnienie kwalifikacji. Chodzi o to, aby taką osobę, dając jej czas i poduszkę bezpieczeństwa, przygotować do samodzielności. A nie definiować jako osobę na utrzymaniu reszty społeczeństwa.
Tylko tego rodzaju zmiany – pomagamy tym, którzy tej pomocy potrzebują, a celem jest aktywizacja zawodowa, a nie wpędzanie w bierność osób mogących pracować – dadzą szansę na obniżenie danin, jakie wpłacamy na rzecz państwa. Na renty w najbliższych pięciu latach w samym tylko ZUS zabraknie ponad 80 mld zł. Jeśli nie zajmiemy się uzdrawianiem tego systemu, oprócz podwyżki podatków, która dzieje się już teraz, za chwilę czeka nas podwyżka składki rentowej. Oby ci, którzy teraz protestują przeciw „bezdusznym próbom odbierania wdowom ich świadczeń”, nie mówili, gdy rząd będzie podnosił im składki, czyli obniżał de facto ich pensje netto, że to niesłuszne i niesprawiedliwe.
Jeśli ktoś broni świadczeń, które są nieracjonalnie wypłacane, niech powiesi na swoim balkonie sztandar: „Rządzie, podnieś mi podatki”