Od 1 stycznia w życie wchodzą bowiem przepisy, których podstawowym zadaniem jest odciążenie sądów ze spraw ofiar błędów medycznych. O tym, czy doszło do nieprawidłowości w leczeniu, będą od nowego roku decydować również specjalne wojewódzkie komisje. Ma ich łącznie powstać 16. Ponieważ nie ma wiarygodnych danych dotyczących tego, ile rocznie jest w Polsce popełnianych błędów, przyjmuje się tylko szacunki. Z nich wynika, że średnio każdego roku dochodzi do 20 tys. Jeżeli nawet tylko połowa pokrzywdzonych zdecyduje się na dochodzenie swoich roszczeń na nowej ścieżce, komisje nie będą nadążać w załatwianiu spraw i się zapychają. A ustawa przewiduje, że mają orzekać w czasie nie dłuższym niż 4 miesiące od zgłoszenia sprawy. Może się to więc okazać niewykonalne. Przed jaką komisją wtedy pacjent będzie dochodził roszczeń w sprawie roszczeń? Tego nie wiadomo.
Chaos zafundowany pacjentom to skrajna nieodpowiedzialność. Na pojawienie się kolejnego zamieszania nowy minister nie może już sobie pozwolić. Niestety, znając realia, nikt nie poniesienie za niego odpowiedzialności. W takiej sytuacji umiejętność polityków umywania rąk jest bezcenna. W takiej sytuacji można tylko liczyć na dobrą pamięć pacjentów, którzy są również potencjalnymi wyborcami.