A jednak element niezdrowej może fascynacji przy tym wszystkim istnieje. Polega on na nieobliczalności efektów ustawy. Nie wiadomo, w kogo ona jeszcze uderzy, jakie skutki odniesie, jak to odczują pacjenci, a jak na przykład biznes. Wczoraj okazało się, że jednymi z największych przegranych są apteki, których wartość sprzedaży w styczniu była prawie o jedną czwartą niższa niż rok wcześniej.
Co ciekawe, cios w apteki przyszedł z mało spodziewanej strony. Część skutków ustawy refundacyjnej już miesiące temu byli w stanie przewidzieć rynkowi gracze, którzy zresztą próbowali – i tutaj użyję bardzo nielubianego w Polsce słowa – lobbować na rzecz zmiany przyjmowanych właśnie przepisów. Ich prognoza całkowicie się sprawdziła w sensie powszechnego bałaganu i chaosu, którego ofiarą padali pacjenci. Ale była też mowa o utrudnieniach w prowadzeniu biznesu. Nie tylko przez, tfu-tfu, wielkie firmy farmaceutyczne, które nie marzą o niczym innym, jak o wydrenowaniu państwowej kasy i kieszeni indywidualnych klientów. Ustawa refundacyjna miała też dać po łapach hurtownikom leków i aptekarzom. Tyle że w przypadku tych ostatnich kwestią decydującą miał się stać na przykład niższy poziom marż i zakaz jakiejkolwiek reklamy.
Tymczasem okazało się, że pacjenci zagłosowali nogami i to nie dlatego, że byli przeciw aptekarzom, tylko dlatego, że bali się – jak się okazało, słusznie – nowych przepisów wraz z idącym za nimi rozgardiaszem. Po prostu w grudniu nakupili tyle leków na zapas, że w styczniu nie mieli potrzeby pójść do apteki. Aptekarze z kolei bronią się, jak mogą – wczoraj w DGP opisywaliśmy, że podnoszą ceny leków sprzedawanych bez recepty. Jednak nawet te desperackie działania nie zmienią faktu, że opłacalność prowadzenia aptekarskiego biznesu stanęła pod jeszcze większym znakiem zapytania niż dotychczas.
Droższe leki bez recepty to jeden z mniej spodziewanych skutków ustawy refundacyjnej. Upadek części aptek był częściej prognozowany, choć jak wspomniałem, z innych przyczyn niż wykupywanie leków na receptę. Oczywiście, od dawna słychać utyskiwania, że aptek w Polsce jest zbyt dużo, że część z nich to firmy bardzo słabe ekonomicznie i skazane na wymarcie. Potwierdza to zresztą potoczne doświadczenie, są rejony, w których apteka goni aptekę, tłumu klientów nie ma, a jedyną osobą w placówce jest znudzony farmaceuta.
Reklama
Wszystko prawda. Warto jednak zauważyć, że te pustawe apteki pewnie nie przynosiły wielkich kokosów ich właścicielom, ale jednak istniały. Zatrudniały ludzi, płaciły podatki, a ich duża liczba po prostu wprowadzała konkurencję i aptekarze po pięć razy musieli się zastanowić, zanim zaczynali szaleć z cenami leków bez recepty. No i jeszcze jedna rzecz – to kwestia dostępności leków. To naprawdę mało przyjemne, żeby na przykład przy dzisiejszych mrozach, w chorobie, tłuc się przez pół miasta do apteki.
Reklama
Jeżeli teraz z powodu nowych przepisów te firmy zaczną padać, będzie to kolejny czynnik w chaosie spowodowanym ustawą refundacyjną. Przypomnę tylko, że w założeniu nowe przepisy miały przede wszystkim przynieść dwie rzeczy: ulgę finansową dla pacjentów i kasy państwa oraz przejrzystość reguł gry. Jeżeli chodzi o tę pierwszą sprawę, to być może coś przeoczyłem albo takiego bilansu nie przedstawiono. I nie chodzi tutaj o względnie proste szacunki oszczędności na same leki refundowane, ale o całość skutków nowej ustawy, włącznie z wyliczeniami, jaki procent aptek może upaść, ile osób straci pracę i na przykład jak to się odbije na całej branży zajmującej się aptekarską infrastrukturą. No dobrze, jeżeli aptekarzy uznamy za margines tej całej wielkiej operacji, zwróćmy się w stronę najważniejszą, czyli pacjentów. Czy ktoś chociażby pokusił się o szacunki kosztów dodatkowego leczenia ludzi, którym nie wyszła na zdrowie zamiana leków na tańsze, ale za to w dalszym ciągu refundowane?
Obawiam się, że w tym całym ustawodawczym pośpiechu nikt nie zawracał sobie tym głowy. Co więcej, obawiam się również, że nowa ustawa po aptekarzach znajdzie sobie nowe ofiary. Kto następny?
Skutki ustawy, jak wzrost cen leków bez recepty, fascynują nieobliczalnością