Nie mam pojęcia, skąd taka histeria w narodzie i przerażenie na wieść, że nasz kraj zamieszkuje ponadośmiusettysięczna rzesza ludzi mających czelność mówić o sobie, że są i czują się – prócz tego, że obywatelami Polski – także Ślązakami. Uwaga! Oni zawsze tu byli. A nawet przelewali krew w trzech powstaniach, by swoją śląskość móc kultywować właśnie na terenie Polski, nie Niemiec.
I nie ma w tym niczego groźnego dla reszty społeczeństwa ani dla państwa. Jeśli 809 tysięcy ludzi mówi o sobie, że jest mniejszością narodową, to jest. Nawet jeśli uczone głowy będą im udowadniać, że się mylą. Jeśli gromada obywateli, którą można by zaludnić 24 księstwa Monako, deklaruje, że ich językiem jest język śląski – to także tak jest, gdyż oni w to wierzą.
Głosy sprzeciwu, oburzenie, podejrzewanie Ślązaków o niecne zamiary i ukryte opcje tylko pogłębia żal, jaki obywatele Polski narodowości śląskiej mają do swojej ojczyzny. O to, że przez całe dziesięciolecia byli obywatelami drugiej kategorii. Że najpierw eksploatowano ich region, a potem wyrzucono na śmietnik jak zużyty papier. Że zrujnowano przemysł. Że żaden z rządów – także w demokratycznej Polsce – losem Ślązaków się nie przejmował. I że za każdym razem, kiedy przypominają, że istnieją, traktuje się ich jak zdrajców.
Co będzie dalej? To w dużej mierze zależy od władzy. Czy zacznie traktować Śląsk jak pełnoprawną część demokratycznego państwa z prawem do głosu i samorządności, czy nadal widzieć w nim będzie piątą kolumnę. I warto zapamiętać: to idee stwarzają rzeczywistość. Nie na odwrót.
Reklama