Bo jak inaczej tłumaczyć wypisywanie leków refundowanych na 100 proc. czy ustalanie na ostatnią chwilę listy programów lekowych, kiedy wiadomo, że NFZ nie zdąży ich zakontraktować od 1 lipca. Nie wszystko można wiecznie tłumaczyć niekompetencją czy brakiem wyobraźni.
Co prawda spór wokół ustawy refundacyjnej przycichł, ale ostatnie dane dotyczące sprzedaży leków ze zniżką potwierdzają tendencję spadkową. NFZ mniej dopłacił do refundacji leków w styczniu (w porównaniu z danymi za styczeń 2011 r.). A teraz potwierdzają się wcześniejsze doniesienia DGP, że podobnie będzie w lutym. O ile wyniki styczniowe było można tłumaczyć paniką wśród pacjentów, którzy jeszcze w grudniu na zapas zaczęli kupować leki, o tyle dane lutowe wskazują, że spór na osi lekarze – rząd wciąż się tli i jego zakładnikami są klienci aptek.
Zapewne urzędnicy funduszu nie płaczą z powodu spadku kosztów. Zwłaszcza że od tego roku NFZ musi trzymać dyscyplinę finansową w wydatkach na leki, bo nie może przeznaczyć na ten cel więcej niż 17 proc. wszystkich pieniędzy, jakie ma na świadczenia zdrowotne. Za kieszeń łapią się jednak pacjenci. Bo to, że spadają wydatki NFZ, nie znaczy, że oni wydają mniej na leki. A to oznacza, wbrew zapewnieniom rządu, że jak na razie cel ustawy – niższe dopłaty dla pacjentów – nie jest realizowany. Tyle że to jeszcze nie najgorszy scenariusz. Ten ziści się, jeżeli w czerwcu lekarze nie podpiszą umów z NFZ. Wtedy chorzy w ogóle nie kupią leków ze zniżką.