Nie chcę się czepiać, ale muszę. Zwłaszcza że nie przekonuje mnie koncepcja ani specjalnych bonów na zasiedlenie dla bezrobotnych do 24. roku życia, ani aktywizowanie starszych poprzez przeznaczenie 60 mln zł na zachęcanie ich do chodzenia na uniwersytety trzeciego wieku (UTW). To są pozorowane ruchy. Dobre być może na lepsze czasy, a nie gdy ponad 400 tys. młodych osób pozostaje bez pracy (wśród 2 mln wszystkich bezrobotnych), gdy rząd wydłuża wiek emerytalny, a miejsc pracy ubywa, gdzie wcześniejsze rządowe programy skierowane do osób 50+ się nie sprawdziły. Uniwersytety trzeciego wieku to fantastyczny pomysł na wyciągnięcie jeszcze w końcu nie tak starych ludzi z domu, stworzenie im szansy na ponowne włączenie się w życie społeczne. Tyle że one już teraz działają (400 placówek) i radzą sobie całkiem nieźle.
To niestety przykład braku gradacji potrzeb. Trudne czasy wymagają odważnych decyzji. Zwłaszcza gdy się reformuje system emerytalny i wymaga dłuższej pracy. Rozumiejąc podstawy takiej decyzji, czekam na propozycje rządu dotyczące aktywizacji zawodowej, a nie tylko społecznej, osób starszych. Bo przecież nie wszystkie kobiety po 60. roku życia w ramach przekwalifikowania chcą pełnić funkcje opiekunek do dzieci i niań dla wnuczków (jak na razie to była najbardziej konkretna propozycja dla osób starszych, jaką usłyszałam z ust polityków). Czekam również na propozycje dla pracodawców, żeby ci chcieli zatrudniać osoby w wieku 60+ i inwestować w ich rozwój. Co z obniżeniem dla takich firm np. składki na Fundusz Pracy, z dofinansowaniem składek ubezpieczeniowych czy preferencjami podatkowymi? Pytanie pozostaje otwarte, a piłeczka jest po stronie rządu.