Jeśli przed kancelarią premiera stanie białe miasteczko, to zapewne będą i kolejne okrągłe stoły ochrony zdrowia. Zarówno politycy, jak i pielęgniarki, położne oraz lekarze mają już wprawę w ich organizowaniu. Były i za czasów minister Kopacz, i za ministra Religi. Udział brał w nich również minister Balicki. Z debat przy stołach (a były też i podstoliki) oprócz stosu papierów, kilku mniej lub bardziej trafnych bon motów i wylewnych zapewnień polityków, że wszystkim chodzi o dobro chorych, nic nie zostało. Bo i nie o to chodziło.
Trudno dojść do jakichś konstruktywnych wniosków, kiedy problem sprowadza się w zasadzie do jednego - pieniędzy. Nawet taki moloch jak NFZ, który dysponuje ponad 60 mld budżetu, musi zaciskać pasa. Do końca roku może mu zabraknąć nawet miliarda złotych. Tylko czekać, jak szpitale wytoczą najcięższe działa. Za chwilę można się spodziewać masowych doniesień o wstrzymywanych przyjęciach, wyczerpanych limitach oraz niezapłaconych nadwykonaniach. Ale jest i nowy element, bo NFZ nie próżnuje. Rozpoczął akcję weryfikacji świadczeń udzielonych przez szpitale ponad limit w poprzednich latach. Sprawdza i wylicza procedury, zabiegi, operacje, które już raz skontrolował w przeszłości. W części przypadków nawet uznał, że świadczeniodawca nie miał wyboru i musiał je wykonać, mimo że limit się wyczerpał. I nawet za nie zapłacił. Ale skoro jest kryzys, to i działania muszą być nadzwyczajne. I fundusz sprawdza, czy aby przypadkiem się jednak nie pomylił.
Tyle że te działania na pewno nie pomagają pacjentom. Szpitalom też nie za bardzo. No, ale skoro NFZ ma dziurę w budżecie, to trzeba ją czymś załatać. Tym razem może jeszcze się to uda...