Kara śmierci nie jest już wykonywana w naszym kraju od wielu lat, ale z wszystkich badań wynika, że zdecydowana większość społeczeństwa chciałaby nadal jej stosowania, choć sukcesywnie liczba jej zwolenników maleje. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość kodeksów karnych nawet w Europie nazywała ją karą główną. Raptem niewiele ponad 200 lat temu tortury fizyczne były całkowicie akceptowane, a jeszcze dziś trwa dyskusja, czy podtopień nie powinno się w pewnych sytuacjach stosować. Są przecież skuteczne – dzięki nim można uratować wiele istnień ludzkich zagrożonych zamachami terrorystycznymi. Takie padają argumenty.
Jednym słowem – tęsknimy... Za trwałym wyeliminowaniem zbrodniarza z naszego świata, choćby był to tylko świat wirtualny. Dziś nie wypada być wprost zwolennikiem kary śmierci ani opowiadać się za torturami, ale tęsknota pozostała – tęsknota za trwałą eliminacją, bez szans na powrót do normalnego życia. Raz na zawsze.
Takiej refleksji nie byłem w stanie pozbyć się po lekturze reportażu Mariusza Szczygła „Śliczny i posłuszny”. Autor zajął się instytucją zatarcia skazania. Skazaną, swoją bohaterkę, osądził powtórnie, tak zacierając ślady wiodące do jej identyfikacji, żeby nie było najmniejszych trudności z ustaleniem, gdzie mieszka i pracuje, co działo się z nią po wyjściu z więzienia, przy tym deklarując kilka dni po opublikowaniu reportażu: „Ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzył, aby ktokolwiek mścił się na mojej bohaterce, mimo że to bohaterka negatywa. Mój reportaż też nie jest zemstą i reportaż nigdy nie powinien być zemstą. Uważam, że jeśli ktokolwiek miałby chęć wytropić Ewę T., żeby zadać jej fizyczny ból lub poniżyć, niewiele będzie się od niej różnił”.
Został pochwalony nie tylko przez ministra edukacji, lecz także samego premiera, a odpowiednie służby legislacyjne już zajęły się przygotowywaniem stosownej nowelizacji kodeksu karnego, by zatarcie skazania nie obejmowało przypadków takich, jak opisany w reportażu. W prasie ukazało się wiele wypowiedzi podkreślających, że zatarcie to tylko pewna fikcja prawna, więc niespecjalnie należy się nią przejmować.
Reklama
Może zacznijmy od tej fikcji. Komentatorzy kodeksu karnego bez wyjątku posługują się tym pojęciem, wyjaśniając, że chodzi tu nie o fikcyjność w potocznym rozumieniu tego słowa, ale o pewne założenie prawne. Skazania za przestępstwo, które należy do świata rzeczywistości realnej, nikt i nic nie może wymazać z rejestru faktów, które miały historycznie miejsce. Ale prawo między innymi na tym polega, że stanom jedynie wyobrażonym przypisujemy skutki tak, jakby były następstwem faktów rzeczywistych. Na przykład fikcja doręczenia dokumentu, mimo że fizycznego doręczenia nie było. Spółka prawa handlowego w gruncie rzeczy nie należy do świata realnych bytów, ale traktujemy ją tak, jakby była osobą fizyczną. To rozumowanie dotyczy właściwie wszystkich osób prawnych, ale czy możliwe byłoby dziś życie gospodarcze bez fikcji prawnej osoby prawnej?
Reklama
Wyrażenie „tak jakby” może jest kluczowe dla zrozumienia całej kultury prawnej, bez której w świecie realnych bytów ludzkich nie dałoby się żyć. Cóż jest bardziej słodkiego i satysfakcjonującego niż „zemsta na wrogu”, to jednak w pewnym momencie (3 tys. lat temu za sprawą tego rzekomego prymitywa Hammurabiego) uznane zostało, że zemsta osobista ma być zakazana – wiedzie bowiem do całkowitego wyniszczenia obydwu stron.
Identycznie jest z zatarciem skazania. Mamy traktować daną osobę skazaną tak, jakby nigdy nie została skazana. Nie ma to cech rehabilitacji, choć w przeszłości nawet takie poglądy (niesłuszne) były głoszone. Celem wprowadzenia zatarcia wyroku na pewnym etapie rozwoju ustawodawstwa karnego było uniknięcie efektu trwałej stygmatyzacji kogoś, kto popełnił przestępstwo – po to właśnie, by umożliwić mu powrót do normalności, by nie zaszczuwano go przez całe życie mimo odbycia wymierzonej kary.
Okazuje się jednak, że nasze życie publiczne nie jest jeszcze gotowe na pogodzenie się z tego rodzaju fikcją podpierającą system prawa w naszym kręgu cywilizacyjnym, choć sama instytucja zatarcia skazania jest polskiemu systemowi prawa karnego od dziesiątków lat znana. Raz skazany ma się czuć już zawsze wyjętym spod prawa. Jeśli dziś nie wypada pochwalać wieszania (są, jak wiadomo, wyjątki nawet w kręgach literackich), to przynajmniej można będzie znęcać się nad przestępcą psychicznie do końca jego dni.