Politycy są śmiertelnie nudni i – nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości – sami siebie do tego stanu nudy doprowadzili. A mam nieodparte wrażenie, że chociaż są zajęci: spotykają się, zbierają, rządzą, latają samolotami i telefonują do siebie bez przerwy – to sami sobą też się już znudzili.
Człowiek, który prowadzi poważny interes, jest równie zapracowany, ale poza efektami finansowymi może oglądać skutki swojej pracy. Coś powstało – fabryka, sieć sklepów, gra komputerowa, nowa odmiana lakieru do ścian. Polityk może być dumny z osiągnięć kraju, ale w głębi ducha – jeżeli ma głębię ducha – musi zadawać sobie pytanie, co z tego jest jego dziełem, a co by i tak powstało.
Ponadto pole manewru polityka uległo radykalnemu zmniejszeniu. Mamy wątpliwości, czy politycy nie powinni więcej zrobić w sprawie Ukrainy, ale jeżeli zadamy sobie pytanie, co takiego mianowicie mieliby zrobić, to poza sankcjami gospodarczymi wobec Rosji – nie wiadomo.
Politycy w istocie bardzo mało mogą, chyba że chcą – jak ostatnio Putin – prowadzić wojnę podjazdową, czyli uprawiać nieustające prowokacje w imię wielkiej i niespodziewanie dla tych, którzy zapomnieli, jaka jest Rosja, imperialnej idei. A przecież nawet Josif Brodski mówił o tym, że Ukraina jest w sposób oczywisty częścią Rosji, i snuł mgliste nadzieje imperialne.
Reklama
Politycy stali się nudni i sami się nudzą, bo w istocie tak niewiele mogą zdziałać dobrego. Utrzymać stabilność i względny spokój. W najmniejszym stopniu nie lekceważę tych celów, ale w świecie, który zmienia się w błyskawicznym tempie, tak że nawet najbystrzejsi obserwatorzy nie mogą tego do końca wyśledzić, potrzeba zupełnie innej polityki. Trzeba spojrzeć z lotu ptaka, ale żeby się wzbić w powietrze, trzeba mieć i talent, i wyobraźnię, i zdolność perswazji.
Reklama
Przez co najmniej dwieście pięćdziesiąt lat myśliciele polityczni i politycy chorowali na nadmiar wyobraźni. Marzyły im się lepszy świat, wolność albo równość, niesłychane postępy ludzkości. Marzenia te często kończyły się kiepsko lub fatalnie, ale z tego wynika tylko, że z marzeniami trzeba uważać, ale nie można przestać marzyć. Politycy zaś marzeń boją się jak ognia, poważnych słów i poważnych działań – również. Nic dziwnego, że niczym się nie wyróżniają, chyba że są szaleńcami lub maniakami – wtedy są widoczni, ale niebezpieczni.
Przed nami seria wyborów: w maju, jesienią i dwa razy w przyszłym roku. Nie tylko nie mogę wzbudzić w sobie entuzjazmu, ale politycy są tak nudni, że nie wiem, dlaczego w ogóle zmusić się do uczestnictwa w wyborach, chyba tylko po to – po raz kolejny – żeby źli nie doszli do władzy. Już chyba każdy z nas, kiedy zobaczy, że za chwilę będzie rozmowa między posłem Brudzińskim a posłem Zalewskim (nazwiska przypadkowe), zamyka telewizor.
Zdumiewające jest to nieprzystawanie polityków do świata. Jakby nie widzieli nie tylko głębokich społecznych konsekwencji zmian technologicznych, ale także zmian społecznych. Kiedyś olbrzymia większość społeczeństw to była (nie ze swej winy) ciemna masa, dzisiaj to są ludzie po studiach, ludzie sto razy bystrzejsi od polityków, ale zupełnie pozbawieni możliwości wpływu na rzeczywistość. To nie może trwać długo. Bunt 1968 roku na świecie był sygnałem tego, co się może zdarzyć w czasach najlepszej koniunktury, ale zarazem nudy.
Współcześni politycy są jakby z minionego świata. Są anachroniczni i nie potrafią przezwyciężyć ograniczeń doraźnego myślenia, gdyż nuda ich wszystkich pogrąża w świecie bez odwrotu. Kogo wybierać, kto cokolwiek reprezentuje, kto nie jest miałki, niski, ograniczony i nudny? Trzeba się od tego oddalić, żeby nie ulec dewastacji przez nudę i nudnych ludzi i zająć się „nowym wspaniałym” światem. A że to niesie niebezpieczeństwa? Prawda, ale życie jest zawsze niebezpieczne, o ile jest życiem.