Pierwszy szczyt unijny premier Ewy Kopacz stanie się od razu polem walki. Premier będzie musiała wywalczyć korzystniejsze dla Polski rozwiązanie w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych. Proponowany przez szefa Rady i wspierany przez największe kraje unijne dla polskiej gospodarki i kieszeni zwykłych obywateli oznacza bowiem katastrofę.

Reklama

Pakiet klimatyczny to określenie na bardzo ambitny cel Unii Europejskiej, jakim jest redukcja emisji gazów cieplarnianych, co ma pomóc w walce z ociepleniem globalnym. Pierwszy pakiet klimatyczny został zapoczątkowany stworzeniem tzw. Zielonej Księgi w 2000 roku – celem było zwiększanie efektywności energetycznej i realizacja założeń protokołu z Kioto. Drugi pakiet klimatyczny wszedł w życie w październiku 2005 roku na konferencji w Brukseli.

Krokiem milowej na drodze do wspólnej europejskiej energetyki był szczyt Rady Europejskiej w Brukseli w marcu 2007 roku, na którym zostały przyjęte konkluzje europejskiej prezydencji. To w nich znalazł się oficjalny zapis i zgoda państw członkowskich na najważniejszą kwestię związaną z europejską polityką klimatyczną, czyli ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do 2020 roku przynajmniej o 20 proc. w porównaniu do poziomu z roku 1990. Był to jeden z flagowych projektów ówczesnej niemieckiej prezydencji.

W styczniu tego roku Komisja Europejska zaproponowała jeszcze bardziej drastyczne ograniczenie emisji CO2 o 40 procent do 2030 roku (w stosunku do 1990 r.), zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii do 27 proc. oraz zwiększenie efektywności energetycznej do 30 proc. względem zużycia energii szacowanego na 2030 rok.

Reklama

Mało tego, jest pomysł, by Komisja Europejska zrezygnowała lub zmniejszyła pulę bezpłatnych emisji - w momencie, gdy dany kraj wykorzysta tę pulę, za każde dodatkowe wyemitowane tony CO2 musi płacić. Dla polskiej gospodarki, która wciąż korzysta z energii pochodzącej z węgla oznacza to katastrofę. Dla nas wszystkich - podniesienie ceny energii.

Największymi orędownikami walki z węglem, bo to przecież oznacza redukcja emisji gazów cieplarnianych, poza tradycyjnie proekologicznymi krajami skandynawskimi są Francja i Niemcy. Czy tylko z czystych pobudek? Dziwnym zbiegiem okoliczności Francja jest europejską potęgą w energii pochodzącej z elektrowni atomowych. Niemcy są natomiast liderem w OZE. I oba kraje bardzo chętnie sprzedadzą biedakom (bo do krajów z gospodarką opartą na węglu zaliczają się głównie postkomunistyczne kraje, które nie miały szansy na wyrównanie przepaści gospodarczej) swoje technologie, jak też i energię.

Niemcy na przykład mają aż zbyt duże zapasy gazu. Wprowadzenie drastycznych limitów dla całej Unii dla Paryża i Berlina oznaczać może duże zyski. Dla Polski, Rumunii, Węgier czy Czech - duże straty. Dlatego kraje Grupy Wyszehradzkiej praz Bułgaria i Rumunia grają w tej samej drużynie. Stąd nawet chęć, by finansowo zachęcić biedaków do zaakceptowania drakońskich norm.

Reklama

Jak na razie Polska jest liderem grupy, która chce zawetować szczyt, nie akceptując oferty. Ale Francji bardzo zależy na kompromisie – także dlatego, że w przyszłym roku w Paryżu odbędzie się światowy szczyt klimatyczny. Zależy na tym także przewodniczącemu Rady, Hermanowi Van Rompuyowi, dla którego jest to ostatni pożegnalny szczyt i chciałby mieć sukces na zakończenie. W grudniu gospodarzem szczytu będzie już Donald Tusk. I szczerze mówiąc, premierowi Tuskowi także zależy na tym, by jednak Polska teraz zaakceptowała propozycję. Bo od grudnia on jako szef Rady będzie musiał reprezentować interes unijny, sprzeczny w tym wypadku z polskim. I forsując go, w Polsce będzie odbierany jako polityk, który zdradził polską rację stanu.

Czy premier Kopacz pójdzie na ustępstwa? To zależy od tego, co w ostatniej chwili pojawi się na stole. Niestety, szanse na to, że szaleństwo klimatycznie zniknie zupełnie, są żadne. Zatem w grę wchodzić będzie jakiś rodzaj kompromisu - teraz lub na kolejnym szczycie. Pytanie, co oznaczać w praktyce i detalach będzie ten kompromis. A premier Kopacz swoją drogą współczuję, bo musi teraz wypić piwo nawarzone przez poprzednią ekipę.

ZOBACZ TAKŻE: Francja i Niemcy zgadzają się na część polskich postulatów>>>