Sylwia Czubkowska: Najpierw zawiadomienia do prokuratury o popełnieniu przestępstwa, a potem, gdy śledczy powiążą dane internautów z konkretnym IP osoby, która udostępniała film, wezwania do ugody i zapłaty kary. Skąd taki pomysł?
Mecenas Artur Glass-Brudziński: Model walki z piratami i ochrony praw autorskich jest podpatrzony z rynku niemieckiego. Tam w ten sposób prawnicy z piractwem walczą od przeszło 10 lat. Najpierw podobnie jak u nas próbowano docierać do konkretnych odpowiedzialnych za złamanie prawa za pomocą prawa karnego. Prokuratury zostały więc zasypane wnioskami o ściganie. Potem, by usprawnić system, Bundestag zmienił prawo, pozwalając korzystać w tych sprawach z prawa cywilnego. Kancelarie mają 7 dni od konkretnego przypadku udostępnienia utworu na zgłoszenie do sądu wniosku cywilnego tak, by ten zobowiązał providera do udostępniania danych. W oparciu o kodeks cywilny mogą się obie strony procesować bez mieszania do tego prokuratur. Efektem jest, że w przeciągu kilku lat pojawiły się dziesiątki wyspecjalizowanych w tym prawników. Ale z drugiej strony także takich wyspecjalizowanych w obronie osób, które prawo autorskie złamały. U nas niestety jedyną możliwością walki z piractwem pozostaje ścieżka karna. Nie jest ona najlepsza, ale innych nie ma. Naczelna Rada Adwokacka kiedyś próbowała przekonać Ministerstwo Sprawiedliwości do nowelizacji prawa i wprowadzenia instytucji tzw. pozwu ślepego. Daje on możliwość pozwania osoby bez znajomości jej imienia i nazwiska np. po numerze IP i to już zadaniem sądu jest przypisanie ich do konkretnej tożsamości. Ale nic z tych prób nie wyszło.
Czyli kombinujecie tak: trzeba wyjść z wnioskiem karnym i wtedy prokuratura może dokonać identyfikacji konkretnych osób. Naprawdę aż 500 tysięcy internautów w ten sposób namierzono w Polsce w wyniku waszych pozwów?
Dużo mniej, ale w kolejce są kolejne filmy. Trzeba wziąć pod uwagę, że liczba namierzonych nielegalnych udostępnień nie zawsze jest równa licznie osób, które złamały prawo. Szczególnie przy "Drogówce" zawiadomień o popełnieniu przestępstwa ostatecznie było sporo mniej niż namierzonych IP. Około 30 proc. osób, jak się okazało, było namierzanych kilka, kilkanaście czy nawet kilkaset razy. Niestety mając zainstalowany program do ściągania torrentów, system pracuje tak naprawdę cały czas i przy każdym ściągnięciu ponownie udostępnia się pliki z własnego dysku. Jak widać więc niektórzy ten film udostępnili nawet kilkaset razy. Prokuratura to sprawdziła i w efekcie z 280 tysięcy namierzeń zrobiło się około 30-40 tysięcy potencjalnych sprawców lub osób, które, udostępniając łącza, w łamaniu prawa pomagały.
Reklama
I naprawdę warto ścigać tych właściwie nieświadomych łamania prawa ludzi?
Reklama
Nieświadomych to chyba złe określenie, bo intencjonalne ściąganie filmu przez program, który wymaga automatycznego udostępnienia, tak określić nie można. Niektóre środowiska i pojedynczy dziennikarze lansują taką tezę, że robią to Bogu ducha winni ludzie, często bardzo młodzi, tymczasem tylko bardzo drobna część jest nieświadoma. Zresztą u nas i tak traktuje się ich łagodnie. Proszę zobaczyć metodę, jaką stosują Amerykanie. Tam nie ma dogadywania się z piratami. Od razu idzie się do sądów i żąda się ogromnych odszkodowań, czasem w wysokości setek tysięcy dolarów.
Tamtejsi producenci ani prawnicy nie chcą wysyłać sygnałów, że można takie łamanie prawa załatwić ugodą za drobną sumę. To ma pewien sens. Ale w rozumieniu kontynentalnego prawa jest to nie do pomyślenia. Dlatego niestety rynek piracki w Europie będzie coraz większym problemem. Tak naprawdę jest przecież sporo możliwości oglądania filmów w sieci bez łamania prawa. Całe filmy są dostępne na YouTube czy w streamingu. Tu oglądanie nie łamie prawa. Oczywiście bezprawne jest udostępnianie filmów bez praw do nich i do tego jeszcze oszukiwanie ludzi, kiedy pobiera się od nich opłaty. Część jest przez to przekonana, że oglądają filmy z legalnych źródeł. Podobnie było także z jakąś częścią namierzonych przez nas internautów - bronią się, że oni przecież zapłacili. Tyle że zapłacili za nielegalny program do pobierania, a nie za film właścicielowi praw autorskich.
Czyli tak naprawdę są Bogu ducha winni…
Nie. Prawo zostało złamane. Znaczna część na pewno o tym wie, ale ze względu na sankcję ciężko się do tego przyznać. Druga kwestia to fakt, że kara jest odłożona w czasie, a ludzka pamięć jest zawodna. Proszę poczytać fora dyskusyjne, komentarze pod artykułami. Tam są również takie komentarze: "Ściągam i nikt mi nic nie zrobi. Jak coś dostanę, napiszę skargę etc". Jest już pewna świadomość wśród Polaków, że piractwo jest nielegalne. Tyle że brak nieuchronności kary powoduje, że ludzie czują się bezkarni. Nie postulujemy zaostrzania kar. Wręcz przeciwnie wiemy doskonale, że ostrzejsze kary nie działają odstraszająco. Jedynie, co pomaga, to świadomość jej nieuchronności. Jedyną zaś karą, która w przypadku piractwa naprawdę zadziała, to kara finansowa. Nam nie zależy na tym, by posadzić pół Polski w więzieniu, ale by chronić prawa i interes, by ograniczyć proceder piractwa i by nasi klienci odzyskali przynajmniej część poniesionych w ten sposób strat.
I uważa Pan, że takie zasypywanie ludzi wezwaniami do opłat naprawdę w ten sposób zadziała?
Na tym etapie policja przesłuchała jakieś kilka tysięcy osób i już to może mieć społeczny skutek. Bo zapewne spora część z nich wróci do domu i program do ściągania wykasuje. A więc liczymy na to, że kiedy wreszcie prokuratura postawi pierwsze zarzuty, i kiedy dojdzie do etapu sądowego, a sąd orzeknie zapłatę kary w postaci kwoty licencyjnej 15 tysięcy złotych, to informacja o tym rozleje się po Polsce i tym samym jeszcze większej liczbie osób odechce się piractwa.
Ale jeżeli zgodnie z Pana wizją wiedza o nieuchronności kary będzie się rozpowszechniała, to skala piractwa spadnie i wasz biznes w ogóle upadnie…
I bardzo dobrze, że piractwa nie będzie, nasza praca to usługi prawne, ochrona praw autorskich to jedna z naszych specjalizacji. Proszę spojrzeć: w Niemczech początkowo kancelarie sporo na tej walce zarobiły, a potem zaczęły się z tego rynku wycofywać. My też nie patrzymy tylko na pieniądze. Gdy zdarzył nam się przypadek osoby chorej na raka, to opłatę zmniejszyliśmy do minimum tak, by była wręcz symboliczna. Naprawdę zależy nam na tym, by szerzyć świadomość, że to przestępstwo i to przestępstwo, za które czeka kara. Bo nawet jeżeli postępowania będą przez sądy warunkowo umarzane, co i tak przesądza o tym, że do popełnienia przestępstwa doszło, a pewnie takich będzie sporo, to jednak gdy taką osobę znowu przyłapie się na udostępnianiu, to takie umorzenia trzeba będzie odwieszać. Ja oczywiście nie liczę, że ta świadomość szybko się rozleje, ale jednak ten proces postępuje. Każdy wezwany do prokuratury pewnie jakiejś dziesiątce znajomych i rodziny o tym mówi i tym samym ostrzega przed rozpowszechnianiem filmów. Skoro tych zawiadomień poszło dzięki naszej pracy około 100-150 tysięcy, to informacja trafi do co najmniej miliona Polaków. A to nie uwzględniając jeszcze "Miasta 44" i "Lecha Wałęsy, człowiek z nadziei". W przypadku tego drugiego filmu zawiadomienie do prokuratury właśnie jest przygotowywane, a to będzie oznaczało kolejne dziesiątki tysięcy osób podejrzanych o złamanie prawa.
Wymiar sprawiedliwości to chyba niespecjalnie was kocha. Zawaliliście prokuratury i policję dodatkową, naprawdę masową pracą. Są posterunki, gdzie policjanci mają setki nadgodzin, bo muszą tylu świadków z waszych zawiadomień przesłuchać.
Oj, nie są za szczęśliwi, bo ktoś im rzeczywiście pracować każe. Na początku były problemy z policją. W kilku przypadkach wypełniali zeznania automatem, identycznie, czy wręcz podpowiadali świadkom, co mają zeznawać i prokuratura musiała takie protokoły odsyłać. Sama prokuratura na początku też była niechętna. Mieliśmy już podobny problem z niemiecką grą komputerową Chaos on Deponia, prokuratury z góry próbowały umarzać postępowania, ale to było przed ustaleniem danych osób, które naruszyły prawa autorskie. Pierwsze pytanie pani prokurator brzmiało, jaka jest cena tej gry.
Prokuratorzy pracujący w sprawach filmów też narzekają, że telefony dzwonią im cały czas. W wielu prokuraturach zresztą odbiliśmy się od drzwi. Dopiero w Pruszkowie, gdzie mieliśmy sporo namierzonych IP, nie mogli odmówić przyjęcia naszych zawiadomień.
A po jakim czasie działa umorzenie?
Zanim zostaną ustalone dane osobowe osób, które naruszyły prawa autorskie, to do roku, bo przez taki czas operatorzy są zobowiązani przechowywać dane telekomunikacyjne. Niestety, podobnie jak w prokuraturze Warszawa Śródmieście, prokuratorzy nierzadko grają na czas. Tam wręcz zlecono badanie Instytutowi Kryminalistycznemu w Krakowie, choć doskonale wiadomo było, że na ich opinie czeka się dwa, czasem trzy lata. Ale liczymy, że prędzej czy później i to nastawienie śledczych w niektórych prokuraturach się zmieni. Przecież w latach 90., kiedy problemem były fizyczne podróbki na kasetach, płytach, to początkowo policja i służby celne też były niechętne ściganiu, przeczesywaniu Stadionu Dziesięciolecia w poszukiwaniu takich podróbek, a potem zaczęły aktywnie ten proceder zwalczać, aż wreszcie go zmarginalizowano. Inne jest już nastawienie prokuratur wówczas, gdy już ustaliły dane osobowe sprawców.
Musi jednak pan przyznać, że ten medal ma dwie strony. Niestety nie wszystkie filmy i seriale są dostępne w sieci legalnie.
Prawda. Sam miałem taki problem, że szukałem dla dzieci jednego z seriali w serwisach VOD, portalach producentów etc... Spędziłem nad tym kilka godzin i w efekcie go nie znalazłem. A doskonale wiedziałem, że nielegalnie serial hula w najlepsze. Więc oczywiste jest, że producenci i dystrybutorzy muszą poprawić, udoskonalić system legalnego udostępniania swoich produktów. Ale z drugiej strony, oglądając nielegalnie, podcinamy skrzydła producentom i całej kulturze. Wciąż przecież nieliczne polskie filmy zarabiają na siebie dzięki sprzedaży kinowych biletów. Jeżeli zamiast za nie płacić, Polacy będą masowo je ściągać i udostępniać, to nie będzie na rynku pieniędzy, by robić więcej lepszych filmów.
Sami szukacie producentów filmowych chętnych ścigać piratów czy to oni się zgłaszają?
Teraz już sami się zgłaszają. Skoro kolega to zrobił, skoro ma jakiś mniejszy czy większy zysk dzięki wpłatom z ugód od internautów, a do tego jest szansa, że następny film będzie mniej piracony, to coraz więcej jest tym zainteresowanych. Moim zdaniem na przestrzeni pół roku, roku będzie coraz więcej takich producentów.
Chętnych zastraszać internautów, czyli swoich potencjalnych widzów?
W żadnym razie nikogo nie zastraszamy, naszym zadaniem jest nawiązanie dobrowolnej ugody. Dla osób, które mają pytania związane z otrzymanym pismem, przygotowaliśmy infolinię, na której można otrzymać wszelkie niezbędne informacje, a pracownicy dokładnie przedstawiają, jakie mogą być konsekwencje niepodpisania ugody i jakie są z tego korzyści. Informujemy, że może być wyrok skazujący na karę więzienia, co jest mocno wątpliwe, może być skazujący na grzywnę dla jakiejś organizacji plus koszty biegłych, inne koszty sądowe i opłata licencyjna, której będziemy żądać, ale może też prokuratura czy sąd sprawę umorzyć. Czyli stawiamy sprawę jasno. Informujemy też, że podpisanie umowy to wycofanie naszej skargi z prokuratury. A tej jest to tylko na rękę i chętnie sprawę umorzy, bo i tak ma dużo pracy z innymi. Z drugiej strony brak wycofania skargi to dalsze postępowanie, a z tego, co wiemy, to niedługo zacznie się pierwszych kilkanaście przeszukań mieszkań i potencjalnie sprzęt będzie rekwirowany. Także nasze umowy ugodowe były analizowane przez kilkunastu prawników, tak by miały one wyłącznie informacyjny charakter. Nawet UOKiK w tym roku stwierdził, że spełniają one ten warunek, bo faktycznie prokuratura prowadzi postępowanie, faktycznie mamy z producentem podpisaną umowę i faktycznie występujemy w jego imieniu z propozycja ugody.
Takie wezwania już do wszystkich namierzonych i zweryfikowanych przez prokuraturę internautów trafiły?
Jeszcze nie. Z tym jest naprawdę sporo pracy, a musimy mieć fizyczne środki do obsługi zapytań od tych internautów. Bo każdy, kto dostanie wezwanie, musi mieć możliwość porozmawiania z nami, jeżeli będzie miał taką potrzebę. Ludzie początkowo obawiali się ugody podpisywać, bo tak były sformułowane, że dla wielu osób brzmiały jak przyznanie się do winy. Teraz to zmieniliśmy, żeby ludzi uspokoić - wskazujemy, że jest to ugoda z "właścicielem łącza internetowego". Jest też bat na wypadek kolejnego stwierdzenia naruszeń praw autorskich w stosunku do danego właściciela praw. Ta kara to 550 zł, a umowa podpisywana jest bezterminowo.
Sporo tych kar. Czyli niezły z tego ścigania piratów jest biznes.
Oj nie. Tak naprawdę to prawie w ogóle nie jest to biznes. Na złotówkę zarobioną wydaliśmy 15 złotych, a skala aktywności sprawia, że zarobku wielkiego z tego nie ma. Ale skoro zainwestowaliśmy ogromne pieniądze w obsługę takich właśnie projektów prawnych, to musimy dalej się starać o skuteczne wyegzekwowanie kar. Kiedy prokuratura postawi zarzuty, to już ugody nie można podpisać. Ale wtedy będziemy wnioskować o zapłatę przez oskarżonego pełnej wartości umowy licencyjnej czyli 15 tysięcy złotych.
Jak wyliczane są te kary w ugodach? Robione są jakieś badania, szacunki poniesionych strat?
To w większości są wyliczenia producentów. Najczęściej nie mają oni niestety żadnych konkretnych danych o skali strat, a tylko o skali samego piractwa w stosunku do konkretnych tytułów filmowych. Wyceniają więc według subiektywnych wycen. Te stawki sięgają od 400 do tysiąca złotych. Uwzględniają nie tylko nasze koszty ale też producentów filmowych.
Ale ostatecznie i tak walczycie z płotkami. Internautami, którzy po prostu chcieli film obejrzeć. Ale co z rekinami, z tymi, którzy filmy wrzucają, często czerpiąc z tego zyski?
Do tych największych dotrzeć jest znacznie trudniej, wymaga to naprawdę skomplikowanych procedur tak śledczych jak i prawnych. A efekt edukacyjny, nawet jeżeli konkretnych winnych się znajdzie, jest mały. Owszem jest kilka dni szumu medialnego, ale ludzie nie czują, że problem ich dotyczy. Uważają, że to przecież jakiś przestępca, ktoś kto biznes sobie taki zrobił. Do zwykłych internautów raczej nie dociera, że ich także może dotknąć odpowiedzialność za złamanie prawa. Bo przecież oni nie są przestępcami. Proszę jednak zauważyć, że ograniczając liczbę udostępniających i ściągających bezpośrednio, uderzamy w ich makrobiznes
*Mecenas Artur Glass-Brudziński, szef Kancelarii Glass-Brudziński Adwokaci i Radcy Prawni w Warszawie, która reprezentuje kilku polskich producentów filmowych. W ich imieniu skierowała do prokuratury rejonowej w Pruszkowie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa w stosunku do co najmniej 100 tysięcy osób.