Dziennik.pl: Panie Szymonie, czy można powiedzieć, że został Pan youtuberem?

Szymon Majewski: Chyba nie bardzo. Co prawda mam swój kanał, ale myślę sobie, że youtuber to jest ktoś, kto zaczął na YouTube, wyrósł stamtąd i tam działa, to jest jego świat. A w moim przypadku to tak nie wygląda.

Reklama

Tęskni Pan więc za telewizją?

Tu bardziej niż o tęsknotę, chodzi o to, że ja lubię działać, mam pomysły i chcę je realizować. A gdzie się to odbywa, nie ma dużego znaczenia. W tej chwili robię program w Radio Zet, mam też autorski monolog w Och Teatrze u Krystyny Jandy, zatytułowany „One Mąż Show”. Jest to ironiczna acz prawdziwa opowieść o moim związku. Tak więc, jak pani widzi, mam gdzie realizować swoje projekty i jest ok.

Reklama

Czytaj także: Szymon Majewski: Czułem, że TVN wszystko się kończy >>>

Jedną z podstawowych różnic pomiędzy Internetem a telewizją jest to, że w sieci twórca jest wystawiony na bezpośrednią i czasem natychmiastową ocenę odbiorców, która jak wiemy, często potrafi być bardzo surowa, a wręcz obraźliwa. Jak Pan sobie radzi z taką informacją zwrotną?

Ja na YouTube też nie mam informacji zwrotnej.

Reklama

To znaczy, że nie czyta Pan komentarzy pod swoimi filmami?

Nie. To jest mi obce, bo w ogóle specjalnie mnie to nie interesuje. No bo jak zmieni moje życie fakt, iż przeczytam o sobie, że jestem idiotą? Dlatego ja traktuje Internet podobnie jak telewizję. Oczywiście to, co jest w Internecie cudowne i piękne, to że nie musisz z nikim rozmawiać na temat swoich produkcji. Wymyślasz film, realizujesz go i po prostu wrzucasz do sieci. Chociażby dla samej tej radości od czasu do czasu będę to robił. Ale ja, będąc tam, popełniam też wszystkie błędy, których nie powinien popełniać tradycyjny youtuber. Nie interesuję się trendami, wrzucam filmy nieregularnie, nie poświęcam temu jakoś specjalnie dużo czasu no i przede wszystkim posługuję się abstrakcją, która nie jest do końca lubiana i rozumiana.

Młodzi youtuberzy nieustannie podkreślają niezależność, jaką daje Internet.

Tak, to jest piękne.

Ale czy faktycznie Internet nie stwarza żadnych ograniczeń?

Myślę, że jest ich dużo mniej niż w telewizji. Jednak ja tak bardzo z tego nie korzystam, bo mam ograniczenia w swojej własnej głowie. Nie będę bluzgał, nie będę wkręcał ludzi, straszył ich i latał z siekierą. Po prostu nie, ponieważ to nie jest moja natura.

Czytaj także:"SuperSam" - nowy program Szymona Majewskiego na YouTube >>>

Te ograniczenia w pana głowie wynikają z faktu, iż wyrósł Pan na tradycyjnych mediach?

Pewnie tak, w jakimś sensie, jest to też pewnie kwestia wieku. Z drugiej strony jednak lubię rzucać sobie wyzwania i robić rzeczy, których nie zrobiłbym w tradycyjnych mediach, choć wciąż są one utrzymane w moim klimacie. Natomiast Internet jest niezaprzeczalnie ciekawym zjawiskiem, a tradycyjne media zaczynają odczuwać jakąś zmianę warty.

Ostatnio mówi się o tym, że tradycyjne media podzieliły się na te konserwatywne i liberalne.

Chyba jest coś takiego, to prawda. W ogóle Polacy lubią widzieć siebie w okopach. Widzę to po sobie, na przykład kiedy wypowiem się na temat Powstania Warszawskiego, w którym walczyła cała moja rodzina, albo powiem, że rodzina jest dla mnie ważna, to natychmiast taka informacja dostaje się na prawicowe media, które piszą, że ja jestem ich, swój chłop, konserwatysta. A potem nagle, udzielam jakiejś wypowiedzi, która pachnie może bardziej lewicowo i od razu jestem w szufladzie u lewicowców. To jest chyba specyfika naszego kraju, w którym zawsze chcą cię zaszufladkować. Nie może być takiego zdrowego rozsądku, że jest oto człowiek, który myśli różnie o różnych sprawach. Na przykład uważa, że powinno się dać więcej swobody i poluzować niektóre kwestie obyczajowe, a jednocześnie ważna dla niego jest pamięć Powstania Warszawskiego. Ale nie, jak powiem, że jestem przywiązany do idei podtrzymywania pamięci o tym wydarzeniu, to od razu wszyscy myślą, że jestem w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. A dlaczego nie mogę być liberalny, a jednocześnie czcić pamięć bohaterów i być wielkim miłośnikiem Muzeum Powstania Warszawskiego?

Ale wtedy trudniej jest mieć wrogów, których można obwiniać za całe zło.

Albo ma się wrogów z każdej strony. Wtedy bardzo często obrywa się od jednych i drugich. Ja to zaobserwowałem, jak robiłem swój program w TVN. Kiedy zaczynałem go robić, SLD było u władzy, więc wtedy mówili, że kopię leżącego, bo oni tę władzę właśnie tracili. Potem była słynna koalicja PiS i Samoobrony, która trwała przez trzy lata mojego programu, był to czas jego największego rozkwitu. Wówczas przyklejono mi łatkę, że czepiam się PiS i Samoobrony. A jak się skończyły ich rządy, do głosu doszła Platforma i zacząłem się śmiać z Donalda Tuska, to nagle niektórzy moi znajomi mówili, że tak nie można, a już w ogóle nie można śmiać się z Bronisława Komorowskiego. To ja wtedy zapytałem, czy nie przeszkadzało im, jak śmiałem się z Lecha Kaczyńskiego. Zatem moim zdaniem, powinno działać to w ten sposób, że jest władza, ja patrzę jej na ręce i się z tego śmieję. Może mam swoje wybory i głosuję na różnych ludzi, ale tym bardziej mam wówczas prawo się z nich śmiać. Niestety w Polsce chcą cię widzieć jako rycerza walczącego w określonym okopie. A ja tak nie chcę. Ja jestem fanem Polski, dla mnie Polska jest ważna, chcę, żeby ona szła do przodu i to jest szuflada, w której chcę być. A poza tym chcę móc wybierać sobie idee, które są dla mnie ważne, nawet jeśli są z różnych stron. No i próbuję nie dać się zwariować, że jak na kogoś głosuję, to potem już się z niego nie śmieję, bo mi nie wolno. Moim zdaniem, właśnie tym bardziej mam do tego prawo.

Czytaj także: Majewski: Przez gardło mi nie przejdzie, że Kaczyński był do bani >>>

Czy są jacyś politycy, którzy pana zdaniem stanowią szczególnie wdzięczny obiekt żartów?

Im bardziej są nadęci, tym łatwiej jest się z nich śmiać. U nas wygląda to tak, że głównie prawicowi politycy mają mały dystans do siebie. Ja w ogóle lubię barwnych polityków, nawet tych, na których sam nie głosuję. Poza tym, władza jest takim czynnikiem, który sprawia, że politycy natychmiast zaczynają tracić poczucie humoru. Zauważyłem, że jak długo są w opozycji, to chętnie biorą udział w żartach, podobają im się takie pomysły, ale jak tylko dochodzą do władzy, to uciekają, obstawiają się borowcami, żeby tylko nie wejść ze mną w kontakt.

Czy można się śmiać ze wszystkiego?

Nie, ja zawsze uważałem, że nie wszystko jest materiałem do żartów. Jak ktoś ogląda mój kanał, to widzi, że są tematy, z których się nie śmieję. Ja jestem dosyć wrażliwym człowiekiem i nie lubię się śmiać z cudzej krzywdy, czy też rzeczy, które są naszą zbiorową traumą. Myślę tu na przykład o Smoleńsku, który położył się swego czasu dużym cieniem na moim programie. Pamiętam bowiem, że my przez rok właściwie w ogóle nie odnosiliśmy się do polityki, bo ona była tak przesycona Smoleńskiem, że kompletnie musieliśmy przerzucić się na inny żart. Ja w ogóle nie wyobrażałem sobie, że mógłbym dotknąć tego tematu. Oczywiście bywały jakieś pomysły w głowie, bo przecież niektórzy jakoś odwoływali się do tego, ale ja powiedziałem sobie, że tego nie zrobię. Tutaj może jestem trochę staroświecki. Ale wie pani, zawsze gdy mam takie dylematy, albo dotykam jakieś granicy, to widzę moją świętej pamięci mamę stojącą w kuchni, która mówi "Szymku, przecież tak nie można".

Szymon Majewski - satyryk, dziennikarz, showman, prezenter radiowy i telewizyjny. Karierę w media rozpoczynał od Radia Zet, gdzie tworzył audycje "Sponton","Szymoniada" i "Majewiada". Największą popularność przyniosła mu współpraca ze stacją TVN, na antenie której współtworzył i prowadził programy "Mamy Cię!", "Szymon Majewski Show" i "Szymon na żywo". W 2012 roku, po ośmiu latach rozstał się ze stacją TVN. Obecnie prowadzi audycję w Radio Zet, własny kanał na YouTube i wystawia autorski monolog w Och Teatrze zatytułowany "One Mąż Show".