Urodzony w Polsce 32-letni Przemysław Skwirczyński przyjechał do Wielkiej Brytanii w 1999 roku. Dziś, jako obywatel tego kraju, startuje w wyborach do brytyjskiego parlamentu z list eurosceptycznej partii UKIP. Jej przewodniczący, Nigel Farage, zasłynął z ostrych wypowiedzi wygłaszanych w Parlamencie Europejskim, np. mówiąc o Hermanie van Rompuy'u, byłym już przewodniczącym Rady Europejskiej, że ma aparycję urzędnika bankowego niskiego szczebla.

Reklama

Daniel Rząsa: Dlaczego ktoś, kto przybył do Wielkiej Brytanii jako imigrant, teraz startuje w wyborach z listy partii antyimigranckiej?

Przemysław Skwirczyński: Jest pewna rozbieżność pomiędzy tym, co partia ma w swoim programie, a tym jak jest postrzegana. A jest postrzegana tak a nie inaczej dlatego, że nie ma swoich mediów. Te, które o nas mówią, siedzą w kieszeni innych partii i przypinają nam takie łatki, jakie chcą. Jeśli chodzi o samą partię, to ona jest zupełnie nie antyimigrancka. Jedyne, co chcemy wprowadzić, to równe pole gry dla wszystkich imigrantów.

Chcemy, aby Wielka Brytania wprowadziła taki system, jaki działa w Australii, ale również w USA czy Nowej Zelandii. To są systemy, gdzie nie wpuszcza się wszystkich chętnych do kraju, a tylko tych, których potrzeba gospodarce. Nie jesteśmy antyimigranccy, wręcz przeciwnie.

Reklama

Popieracie wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej?

Tak. Obie główne partie w Wielkiej Brytanii twierdzą, że można renegocjować traktaty europejskie i można zmienić zasady naszej obecności w Unii. Ale wszyscy wiemy, że to kompletna bzdura. W samej Unii nie ma z kim o tym rozmawiać, dlatego premier David Cameron, zamiast załatwiać sprawy w Brukseli, jeździ do Berlina rozmawiać z Angelą Merkel, która jest de facto szefową Unii. I, jak wszyscy dobrze wiemy, Merkel powiedziała Cameronowi, że nie da się niczego renegocjować. Unia nie przewiduje poluzowania umów członkowskich, tylko raczej je zacieśnia. Dąży bowiem do tego, by stać się Stanami Zjednoczonymi Europy. Jeżeli więc chcemy cokolwiek zmienić, to niestety musimy z tej Unii wyjść. Kiedyś to wszystko się dobrze zapowiadało, teraz jednak Unia idzie w złym kierunku.

Kim jest pana potencjalny wyborca? W Tooting, czyli dzielnicy Londynu, z której Pan startuje, mieszka bardzo wielu imigrantów i zawsze wygrywała tam bardziej lewicowa Partia Pracy.

Reklama

Nigdy nie wygrywa się wyborów za pierwszym razem. Wydaje mi się, że Tooting jest bardzo dobrym miejscem na zbudowanie swojego profilu. Dobre jest też to, że mamy tutaj zarówno dużą starą Polonię, jak i tę nową. Biorąc pod uwagę, że jestem jedynym urodzonym w Polsce kandydatem - poza Danielem Kawczyńskim, który jest Konserwatystą - takie miejsce, gdzie jest dużo Polonii, jest dla mnie bardzo dobre.

Czyli liczy Pan na ich głosy?

To jest świetny test. Myślę, że Polonia dopiero dorasta do demokracji w Wielkiej Brytanii. Wydaje mi się, że dużo ludzi ze środowiska polonijnego jeszcze nie jest zainteresowanych polityką i tym, żeby głosować. Dopiero dorastamy jako mniejszość. A fakt, że jesteśmy dużą mniejszością, sprawia, że teoretycznie powinniśmy się zaczynać liczyć jako elektorat. Myślę, że jestem bardzo dobrym testem tego, czy Polacy ruszą się i będą wspierać jednego ze swoich ludzi, czy nie. Jak wspomniałem, drugim urodzonym w Polsce kandydatem jest pan Kawczyński, ale on startuje w takim miejscu, gdzie Polaków raczej nie ma (Shrewsbury and Atcham w Zachodniej Anglii - przyp. red).

Jakie preferencje wyborcze mają Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii posiadający brytyjskie obywatelstwo? Wśród tych, którzy w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 głosowali na polskie partie, największe poparcie miała Nowa Prawica: 36 proc. głosów. Czy osiadli w Wielkiej Brytanii Polacy z brytyjskim paszportami mają podobne preferencje jak Polscy imigranci?

Ciężko powiedzieć, ponieważ nikt nie przeprowadził wiarygodnych badań na ten temat. Ale myślę, że tutaj mogłoby dojść do synergii. Mam pewien żal do polskich organizacji, które powinny promować upolitycznianie się polskiej mniejszości, a tego nie robią. Myślę, że to jest naprawdę żenujące, że jestem jedynym kandydatem z tej nowej fali emigracji. Badania i inne inicjatywy polskich organizacji mogłyby zmobilizować potencjalnych wyborców.

Jaką partię popierałby Pan, gdyby Pan mieszkał w Polsce?

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Już jako dziecko zauważyłem, że w Polsce partie mają niewielkie znaczenie. Politycy mocno przemieszczali się miedzy nimi i tak naprawdę tymi wszystkimi partiami rządzą dwa środowiska: solidarnościowe i postkomunistyczne. Było tyle przetasowań, że teraz trudno je rozróżnić.

Co pan sądzi o Januszu Korwin-Mikkem? Pana partia UKIP, a także jej szef jest często porównywany do jego ugrupowania.

Wiem, że jego ugrupowanie jest jedyną partią eurosceptyczną. Ale oprócz eurosceptycyzmu nie mam pojęcia, co JKM proponuje. A europejski eurosceptycyzm bardzo się różni, np. w Grecji czy we Włoszech jest wiele partii lewicowych, które są eurosceptyczne.

Moje przekonania zawsze były konserwatywne i libertariańskie, i z lewicą nigdy nie miałem nic wspólnego. Tak samo nigdy nie miałem żadnych przekonań ekstremalnie prawicowych i nigdy nie myślałem, że jedni ludzie są lepsi od drugich. Interesuje mnie wolny rynek, niskie podatki, jak największa wolność osobista, czyli rzeczy bardzo prawicowe, ale w znaczeniu konserwatywnym.

Myśli Pan, że gdyby nagle Polacy, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii (szacunki mówią o grupie o wielkości między 0,5 a 1 mln - przyp. red.) i którzy przyjechali tu po wejściu Polski do Unii, mogli brać udział w brytyjskich wyborach, to głosowaliby na kogoś, kto jest przeciwko organizacji, która umożliwiła im ten przyjazd?

Z jednej strony umożliwiła, a z drugiej do niego zmusiła.

W jaki sposób?

Gdyby porównać lata 90. do lat po 2000 roku, to jest to przerażający upadek kraju. Tego, co zrobiono w latach 90., w ogóle nie da się porównać do zastoju, który miał miejsce po 2000 roku.

To zaskakujące, bo wydawałoby się, że dopiero po naszym wejściu do Unii coś się ruszyło, np. zaczęto rozbudowywać infrastrukturę za fundusze unijne.

Ależ skąd! Lata 90. to była kompletna deregulacja, kiedy w zasadzie można było robić wszystko. Po roku 2000 przykręcono śrubę, żeby spełnić wymogi Unii Europejskiej, która ma wszelkie cechy socjalizmu. A Wielka Brytania była zawsze dość eurosceptyczna, bo jest krajem kapitalistycznym. Polacy przyjechali tutaj dzięki Unii, ale mimo tego, że Unię powinni, jak Pan twierdzi, kochać, głosują na partię Korwin-Mikkego czy na PiS.

Co by pan zmienił w Polsce?

Ciężko powiedzieć, bo wyjechałem z niej dość dawno i np. nie wiem nic o podatkach, bo ich w Polsce nie płacę niestety. A może na szczęście (śmiech). Ale z rzeczy, które rzucają się w oczy, wymieniłbym przerost biurokracji. Reforma archaicznej biurokracji byłaby pewnie najważniejszą rzeczą do zrobienia. W Wielkiej Brytanii biurokracja działa tak, żeby ułatwiać życie podatnikowi i obywatelowi. W Polsce, zdaje się, jest zupełnie odwrotnie.

Co Nigel Farage mówił o imigrantach? -> Pięć lat temu (politycy innych partii) próbowali jeszcze udawać, że imigracja i Unia Europejska to osobne kwestie, ale teraz wyborcy zdają sobie sprawę, że mamy otwarte na oścież drzwi dla pół miliarda ludzi i żadnej kontroli. Musimy kontrolować liczbę i jakość imigracji, a nie dokonamy tego jako członkowie Unii Europejskiej. (...) UKIP nigdy, przenigdy nie postulowałby retrospektywnej zmiany prawa (deportacji imigrantów przybyłych w ramach obecnych przepisów i legalnie osiadłych w Wielkiej Brytanii). CZYTAJ WIĘCEJ >>>

ZOBACZ TAKŻE: Farage kpi z Tuska. "Jest pan najnowszym polskim imigrantem" >>>

CZYTAJ WIĘCEJ: Jak Wielka Brytania zarobiła na imigrantach 2 mld funtów w 10 lat? >>>