W tej sytuacji wiele zależeć będzie od prezydent kraju, Kolindy Grabar-Kitarović i od tego, komu powierzy misję tworzenia rządu. Jeśli, jak jest to najbardziej prawdopodobne, będzie to konserwatywna koalicja wówczas Polska i Grupa Wyszehradzka zyskają sojusznika w kwestii uchodźców.

Reklama

Właściwie to doszło do bardzo ciekawej sytuacji: zbliżenia się narracji i stanowisk opozycji i koalicji, lewicy i prawicy. Wszystko wskutek kryzysu z uchodźcami. Kryzys ten, w dużej części spotęgowany przez nieodpowiedzialną politykę "wilkommenn" niemieckiego rządu, uderzył głównie w Bałkany. Wystarczy, że uzmysłowimy sobie, iż w niedługim czasie przez 4 mln Chorwację przeszło grubo ponad 350 tys. uchodźców. To pokazuje skalę problemu. Nasiliło się to po zamknięciu granicy z Serbią przez Węgry – wówczas fala uchodźców ruszyła do Niemiec z Serbii przez Chorwację.

Przez to pogorszyły się bardzo relacje między Serbią a Chorwacją. Chorwacja zamknęła na jakiś czas granicę z Serbią, także dla ciężarówek. Co oznaczało potężne straty dla serbskiej gospodarki. Chorwaci tłumaczyli decyzję tym, iż Serbowie ponoć w tychże ciężarówkach przemycali uchodźców do Chorwacji, sami pozbawiając się problemu. Niedługo potem o stosowanie dokładnie takiej samej metody Słowenia oskarżyła Chorwację. I także zamknęła z nią granice.

Reklama
Reklama

Chorwacka parlamentarna kampania wyborcza, pierwsza od czasu wejścia kraju do Unii Europejskiej w 2013 roku toczyła się zatem w atmosferze kryzysu imigranckiego. Głównym hasłem stała się obrona granic Chorwacji i jej bezpieczeństwo. To zrozumiałe. Ciekawe jest to, że taką retorykę przyjął socjaldemokratyczny rząd premiera Zorana Milinovicia. To on, a nie konserwatywno-prawicowa prezydent Grabar-Kitarović używał w rozmowach z serbskim premierem ostrego, konfrontacyjnego języka. W ten sposób walczył o elektorat. I nawet dobrze mu to szło. Bo jeszcze na początku roku sondaże dawały szanse na mocne zwycięstwo opozycyjnej Chorwackiej Wspólnocie Narodowej. To, że socjaldemokraci nadrobili straty wynikało z przejęcia przez ich lidera-premiera języka prawicy. Bo słusznie on zdiagnozował, że większość Chorwatów jest bardzo zaniepokojona kryzysem i chce szczelniej chronionych granic. Czy także chce w związku z tym konfrontacji z Serbią? Niekoniecznie, to kwestia drugorzędna w stosunku do bezpieczeństwa Chorwacji.

Nie obwiniajmy zbyt pochopnie ani Serbii, ani Chorwacji ani Węgier o eskalację napięcia i nacjonalistyczną retorykę. Nie byłoby napięć, gdyby nie czynniki zewnętrzne – czyli szturm fali uchodźców. Normalne, że każdy kraj chce chronić swoje własne bezpieczeństwo. Stąd takie a nie inne decyzje Belgradu, Budapesztu i Zagrzebia. Jeśli ktoś jest winny tej eskalacji to raczej Berlin i częściowo Bruksela – szef Komisji Europejskiej niemal szantażował kraje bałkańskie uzależniając dobre z nimi relacje od otwartości na imigrantów.

Niedzielne wybory przyniosły niemal całkowity remis. Opozycja konserwatywna będzie miała najprawdopodobniej 59 posłów, czyli tylko o trzech więcej od koalicji socjaldemokratycznej. Rolę języczka u wagi odgrywać będą mniejsze partie. Ale wiele zależeć będzie od pani prezydent. A konkretnie od tego, komu Kolinda Grabar-Kitarović powierzy misję stworzenia rządu. Prawdopodobnie będzie to jej kolega partyjny, Tomislav Karamarko. To ciekawa postać, od wielu lat związana z HFZ. Był m.in. szefem służb specjalnych, ale jak dotąd zawsze był w drugim szeregu, jeszcze za rządów poprzedniego premiera Ivo Sanadera (skazanego za korupcję). Teraz wreszcie wysuwa się na pierwszy plan.

Jak te wyniki i nowy rząd wpłyną na politykę chorwacką? Zważywszy na to, iż stanowiska dwóch największych partii ostatnio się zbliżyły, nie powinniśmy się spodziewać rewolucji. Najważniejsze dla Zagrzebia będzie zapewnienie i utrzymanie bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego. Bardziej prawdopodobna będzie bliższa współpraca z Grupą Wyszehradzką w kwestii uchodźców.

Polska zatem potencjalnie zyskuje sojusznika. Warto będzie wykorzystać to nowe rozdanie do zacieśnienia relacji między Warszawą a Zagrzebiem.