Młodzież wcale nie stała się tak skrajnie prawicowa, jak się powszechnie sądzi. Nie ruszyła także tłumnie do wyborczych urn, przyczyniając się – jak głosi kolejny mit – do zwycięstwa PiS. W głowach młodych nie tlą się rewolucyjne myśli. Odwrotnie, oni popadają w coraz większą apatię, zrywając się jedynie do protestów, gdy myślą, że ktoś chce im „odebrać internet”. – To jedyne, co może ich wyrwać z kokonów portali społecznościowych. Wyniki naszych badań dość jasno pokazują, że wokół postaw młodych ludzi w naszym kraju narosło wiele legend – tłumaczy prof. Mikołaj Cześnik z Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS.
– Są generalnie tacy sami jak reszta społeczeństwa. Nie ma żadnego konfliktu pokoleń. Jesteśmy narodem o konserwatywnych poglądach, które wyznaje zarówno ta młodsza, jak i ta starsza część obywateli. Różnice pokoleniowe oczywiście są, bo z wiekiem światopogląd się zmienia, jednak zachodzi tu ewolucja, a nie rewolucja, i fali radykalizmu nie obserwujemy – dodaje dr Agnieszka Kwiatkowska z tej samej uczelni.
Prof. Cześnik i dr Kwiatkowska są członkami zespołu badawczego Polskiego Generalnego Studium Wyborczego (PGSW), realizowanego w Uniwersytecie SWPS. Projekt ten pod kierownictwem prof. Radosława Markowskiego od 1997 r. analizuje na dużych reprezentatywnych próbach postawy i świadomość polityczną Polaków po każdych wyborach parlamentarnych. Dwójka ekspertów z SWPS w ramach projektu „Młodzi w Centrum LAB” na podstawie najnowszych, jeszcze niepublikowanych badań PGSW po wyborach w 2015 r. stworzyła portret polityczny młodych Polaków.
Reklama
Obraz mocno się różni od utartych opinii, że młodsze pokolenia zaczęły się radykalizować, stały się skrajnie prawicowe czy wręcz nacjonalistyczne. Tymczasem powyborcze badania ukazują inną rzeczywistość, w której młoda Polska nie stanie się ostrą amunicją w politycznym starciu, co najwyżej ślepakami. Młodzi ani szerokim frontem nie wsparli dobrej zmiany, ani masowo nie rzucili się bronić rzekomo zagrożonej demokracji. W poglądach i postawach zbytnio nie odstają od reszty społeczeństwa, no, może różnią się w jednym – polityka ich nie interesuje.
Reklama

Zachowania wyborcze

W ostatnich wyborach parlamentarnych do urn nie poszło 48,2 proc. Polaków w wieku od 18 do 24 lat i 43,5 proc. w grupie 25–30 lat. Dla porównania w grupie 46–55 lat nie zagłosowało już tylko 34,1 proc. Z badań PGSW wynika, że niezmiennie od lat młodsze pokolenia są najmniej liczną grupą wśród głosujących. Ostatnie wybory parlamentarne nie były wyjątkiem.
Młodzi nadal mają ograniczony wpływ na wyniki wyborów parlamentarnych. Wprawdzie w 2015 r. zaobserwowaliśmy lekką mobilizację wśród młodych o skrajnych poglądach, zwłaszcza prawicowych, ale był to przyrost zaledwie kilkuprocentowy. W skali populacji nie miał dużego znaczenia – opisuje dr Agnieszka Kwiatkowska.
Znacznie istotniejsze w skutkach było drgnięcie statystyk młodzieżowej frekwencji przy wyborach prezydenckich. Pojawienie się Pawła Kukiza niejako ich przebudziło – w I turze zdobył on najwięcej głosów tej grupy wyborców.
Można powiedzieć, że druga tura była skutkiem tego przebudzenia. Młodzi osłabili dwóch głównych kandydatów, Dudę i – najbardziej – Bronisława Komorowskiego, zabierając im głosy na rzecz Kukiza i, w znacznie mniejszym stopniu, Janusza Korwin-Mikkego. W II turze większość tych głosów wróciła już tylko do Dudy. Ten młodzieńczy wyborczy zryw znacznie jednak osłabł zaledwie kilka miesięcy później. I w wyborach parlamentarnych młodsze pokolenia pozostały jak zwykle w domach – wylicza badaczka z warszawskiego Uniwersytetu SWPS.
Co ciekawe, ci młodzi, którzy jednak zdecydowali się jesienią 2015 r. głosować, już nie powtórzyli swoich wyborczych decyzji z drugiej tury wyborów prezydenckich. Wśród grupy 18–24 lata na PiS zagłosowało 13,7 proc., a na Korwin-Mikkego i Kukiza po 10,7 proc. Nieco starsi (25–30) silniej poparli partię Kaczyńskiego (17,6 proc.), sporo mniej głosów oddając na Korwin-Mikkego (5,3 proc.) i na Kukiza (8,8 proc.). Wraz z dojrzalszym wiekiem (31–35) rosła popularność PiS (23,7 proc.), prawie zniknął Korwin (1,7 proc.) i mniej więcej na tym samym poziomie pozostał zachwyt Kukizem (9,2 proc.).
Młodzi nie lubią partii systemowych, stąd popularność obu panów K. Jednak uwielbienie dla Korwin-Mikkego z wiekiem wietrzeje, z jego radykalnych poglądów prowadzących de facto do likwidacji państwa szybko się wyrasta – wyjaśnia dr Agnieszka Kwiatkowska.
Prof. Mikołaj Cześnik zwraca przy tym uwagę, że głosy młodych oddane w wyborach parlamentarnych na Kukiza zmniejszyły rozmiar wygranej PiS. Gdyby piosenkarz nie przekroczył progu wyborczego, partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby mieć większość konstytucyjną. Z drugiej strony gdyby Kukiz porozumiał się z Korwin-Mikkem i jako wspólny komitet weszliby do parlamentu, mogliby mieć teraz w Sejmie ok. 70 posłów. A to by oznaczało, że PiS, by rządzić, musiałby wejść z nimi w koalicję.
Interesujące wnioski można też wysnuć z analizy zachowań wyborczych przy podziale na deklarujących posiadanie pracy i pozostających bez płatnego zajęcia. Duże różnice widać zwłaszcza w grupie 18–24 lata.
Ci bez pracy (czyli głównie jeszcze się uczący) znacznie częściej (14,7 proc.) niż ich już pracujący rówieśnicy (1,9 proc.) popierali Janusza Korwin-Mikkego. Odwrotna sytuacja była z Kukizem – najmłodsi bez zajęcia poparli go w 6,9 proc., wśród pracujących było aż 19,2 proc. zwolenników rockmana.
Korwin-Mikke to przemijający fenomen, który nie umie zatrzymać swoich zwolenników. Co wybory głosuje na niego stały kilkuprocentowy odsetek głównie bardzo młodych wyborców i gdyby oni wszyscy z ostatnich 25 lat pozostali mu wierni, polityk ten dziś miałby bezwzględną większość w Sejmie. Jednak jego wyraziste poglądy, proste recepty na funkcjonowanie kraju nie wytrzymują zderzenia z codziennością. Wystarczy, że zachwycony Korwin-Mikkem młody człowiek zaczyna pracować, płacić podatki i nagle rozumie, jak funkcjonuje gospodarka i na co idą jego pieniądze. Gdy sam zachoruje albo jego dziewczyna zajdzie w ciążę, okazuje się, że bez społecznych ubezpieczeń znalazłby się w katastrofalnej sytuacji. Że ten głoszony przez Korwin-Mikkego „złodziejski ZUS” jednak ma sens i jest niezbędny – zaznacza prof. Mikołaj Cześnik.
Z podziału na pracujących i niepracujących widać wyraźnie, jak wyborcy bez płatnego zajęcia z wiekiem się alienują, rezygnując z aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym kraju. Jedynie wśród najmłodszych większość głosujących stanowili niepracujący. Gdy nie ma pracy, im ktoś jest starszy, tym częściej rezygnuje z wyborów.

Od lewicy do prawicy

Z badania Polskiego Generalnego Studium Wyborczego wynika, że ci straszący młodymi polskimi nazistami muszą mocno zweryfikować poglądy. Jeśli prawdziwe miałoby być stwierdzenie, że młode pokolenia są prawicowe, to nie w większym stopniu niż reszta społeczeństwa. Badania nie potwierdzają, żeby ostatnio nastąpił znaczący skręt na prawo. Już od 2003 r. całe społeczeństwo jest bardziej prawicowe niż lewicowe, co jest wynikiem mocno rozczarowujących rządów lewicy. W skali od 0 do 10 ankietowani praktycznie w każdym wieku umieszczają siebie na wykresie w okolicach 6 z małym hakiem, czyli w centrum z lekkim odchyłem w prawo. Najmłodsi również. Jedynie ludzie po siedemdziesiątce stają się gorętszymi zwolennikami prawicy (7–7,5 na skali).
Prawicowy radykalizm młodych to tylko wrażenie, podsycane głównie przez media. Tak może się wydawać, gdy obserwuje się marsze narodowców czy widowiskowe oprawy meczów. Ale to raczej wynik mody na patriotyzm, eksponowania biało-czerwonych barw, głośnego manifestowania symboli narodowych niż rzeczywistego światopoglądu – zastrzega dr Agnieszka Kwiatkowska.
Radykalizm młodzieży to kolejny mit. Marsz stu tysięcy ludzi z flagami i płonącymi pochodniami robi piorunujące wrażenie, gdy się to ogląda w telewizji. Ale z punktu widzenia populacji to nisza. Nawet jeśli dodamy do tego liczną, przynajmniej kilkudziesięciotysięczną grupę najbardziej zaangażowanych kibiców, która wprawdzie manifestuje swoje przywiązanie do polskości, ale też często niszczy miasto albo wszczyna bójki. O tym wszystkim informują media, wywołując wrażenie wzrostu radykalnych postaw – zauważa prof. Mikołaj Cześnik.
Eksperci oceniają, że nie należy się spodziewać radykalizacji postaw także w przyszłości. Młode pokolenia są bowiem dość odporne na populizm, reagują na niego w takim samym stopniu co starsi. Nie jest więc prawdą przekonanie, że młodymi łatwo sterować albo że wyjątkowo łatwo ulegają populistycznej propagandzie. Jedynie popularność Janusza Korwin-Mikkego wśród ludzi w wieku od 18 do 24 lat może wskazywać na młodzieńcze „nabranie się” na propagandowe, populistyczne hasła. Choć w dużym stopniu to efekt fascynacji jego wyjątkowym image’em albo całkowicie świadomy protest przeciwko partiom systemowym.

Solidarni czy liberalni

Rzeczywiste postawy młodych Polaków rozczarują także zwolenników poglądu, że młodzi mają dość wyścigu szczurów, są roszczeniowi i chcieliby powrotu państwa opiekuńczego. Są bowiem znacznie dalej od idei Polski solidarnej, a bliżej im do Polski liberalnej.
Najmłodsi badani są przeciwni, by rządzący zwiększali wydatki na świadczenia socjalne. W kolejnych grupach wiekowych poparcie dla takich działań rośnie, ale nieznacznie. Podobne odpowiedzi padają na pytanie o zwiększenie publicznych wydatków na służbę zdrowia, choć w tej kategorii wzrost poparcia z biegiem lat rośnie szybciej. Młodzi nie chcą też wyższych nakładów na oświatę i świadczenia społeczne. Co ciekawe, najmłodsza grupa badanych (18–24 lat) najmocniej opowiada się za znacznym zwiększeniem finansowania armii. Eksperci widzą w tym skutek m.in. mody na patriotyzm, mitu żołnierzy niezłomnych czy Powstania Warszawskiego.
Młodym bliżej też do prywatyzacji niż starszym. W skali od 1 do 7, gdzie 1 to prywatyzacja wszystkiego, a 7 całkowity zakaz, widzą się w okolicach 4,5–5. Najstarsi – między 5,5 a 6.
Młodzi chcą państwa minimum, które niewiele daje, lecz także niewiele odbiera. Z niskimi podatkami, z silną armią i policją, które skupia na ochronie bezpieczeństwa i odczepia od codziennego życia. To niewątpliwie efekt oddziaływania szkoły i obecnego w nauczaniu paradygmatu neoliberalnego – mówi prof. Mikołaj Cześnik. – Cały szkolny dyskurs jest mocno naznaczony dość prymitywnym liberalizmem. Wpaja się uczniom, że trzeba być przedsiębiorczym, więc tym nasiąkają w przekonaniu, że człowiek jest sam w dżungli i musi z niej wydrzeć, co tylko może. To problem społeczny, bowiem pozbawiamy całe młode pokolenia ideałów i przywiązania do wartości wyższych. Jeśli młody człowiek dorasta w przekonaniu, że trzeba być za wszelką cenę przedsiębiorczym, to jak będzie wyglądać służba zdrowia z przedsiębiorczymi lekarzami? Na czym ma polegać przedsiębiorczość dziennikarzy, którzy przecież powinni mieć misję? Kim stanie się przedsiębiorczy sędzia, policjant, polityk? A urzędnik? – pyta profesor.

Z dala od Unii, z dala od Kościoła

Młodsze pokolenia, wychowane w Unii Europejskiej, są bardziej krytyczne wobec wspólnoty niż starsi pamiętający czasy PRL. Uważają, że nie należy przyspieszać procesu integracji. Starsi są jej zwolennikami. Ale wszystkim nie podoba się pomysł przyjmowania uchodźców. Największy sprzeciw wyrażają najmłodsi (18–24 lata) i najstarsi (od 66 roku życia wzwyż).
Eurosceptycyzm młodych to wynik zmęczenia Unią i kryzysem jej struktur. Trwa już dwa lata i końca nie widać. Przeciwnie, sytuacja się pogarsza. Nie jest to jednak symptom odrzucenia Unii jako idei, bowiem młodzi nie znają innej rzeczywistości. Wychowali się w warunkach wspólnej Europy, nie pamiętają realiów życia w komunizmie. Zawsze gdy chcieli coś kupić, to po prostu szli do sklepu. Nie mają doświadczeń z reglamentacją dóbr i pustymi półkami w sklepach. Unię oceniają wyłącznie poprzez ostatnie wydarzenia, a te odbierają negatywnie. Ale nie można mówić o odrzuceniu wspólnoty jako takiej – zaznacza profesor z warszawskiej uczelni.
Krytycyzm wobec Unii nie oznacza także wzrostu religijności. Młodzi – podobnie zresztą jak większość społeczeństwa, poza najstarszymi – są przeciwni mieszaniu się Kościoła w sprawy świeckie. Na msze regularnie chadza 28,1 proc. osób w wieku od 18 do 24 lat, niewiele więcej w kolejnych grupach wiekowych. Znaczący wzrost odsetka uczęszczających zaczyna się po 45. roku życia.
Młode pokolenia traktują Kościół i jego przedstawicieli jak najstarszych członków rodziny, którzy muszą sobie od czasu do czasu pogadać, czasem pogrozić, którym się z szacunku nie przerywa, ale nie przywiązuje się większej wagi do ich słów – ocenia prof. Mikołaj Cześnik.

Buntu nie będzie

Nie tylko nie widzę wzrostu radykalizmu młodzieży, lecz nawet nie dostrzegam potencjału dla jakiegoś przesilenia, buntu czy masowego protestu. Przeciwnie, z badań wynika, że młodzi są dzisiaj zatomizowani, żyją w swoich cyfrowych światach, w analogowej rzeczywistości jedynie się mijają bez większych emocji – ocenia ekspert z Uniwersytetu SWPS.
Zanikają masowe ruchy kontrkultury czy subkultur, popularne w XX wieku. Niegdyś hasło Jarocin wzbudzało drżenie u młodego człowieka, dzisiaj są to po prostu koncerty. Niegdyś irokez na głowie, grzywka opadająca na oczy, buty glany czy w szpic mogły doprowadzić na ulicy przedstawicieli odmiennych subkultur do rękoczynów, dzisiaj każdy ubiera się, jak chce. Emocje zastąpiła apatia. Dlatego twierdzenie – kontynuuje naukowiec – że wzbiera brunatna fala i może polać się krew, to bzdura.
Krew może się polać co najwyżej, gdy starszy moher pobije się parasolem z równie starym KOD-owcem. Ewentualnie gdy ktoś oszaleje, jak Ryszard Cyba. Ale 22-latek na manifestacji poparcia rządu albo w szeregach KOD to nisza, nienormalność z punktu widzenia większości młodych. Dla nich spór o Trybunał Konstytucyjny to problem analogowy, nieistotny – wskazuje prof. Mikołaj Cześnik.
Skłonność do buntu młodych zamiera, ponieważ im się nie opłaca – dodaje dr Agnieszka Kwiatkowska. – Młodzi nie widzą idei, która mogłaby ich skłonić do walki z rzeczywistością. Na ich wymarzonym liberalnym rynku nie ma miejsca na bunty – podsumowuje badaczka z Uniwersytetu SWPS.
Badanie „Polskie Generalne Studium Wyborcze”. Data przeprowadzenia badań: 14–29 listopada 2015 r. Realizowane przez Centrum Badania Opinii Społecznej. Wielkość próby: n = 1733.