Jakub Baliński: Kim jest polski narodowiec w 2016 roku?
Prof. Wojciech Burszta, kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS: Dzisiejszy polski narodowiec jest taki sam, jak ten 80 lat temu. To pewien fenomen. Taka osoba całkowicie nie uwzględnia zmian, jakie zaszły we współczesnym świecie. Ma w głowie obraz świata wytworzony w latach 20 i 30 ubiegłego wieku.

Reklama

Jaki to obraz?
Choć jestem przekonany, że żaden narodowiec nie czytał za wiele Romana Dmowskiego, jego obraz świata jest tożsamy z tym, co Dmowski wyraził w swoim dziele "Kościół, Naród, Państwo", kiedy powstawał Obóz Wielkiej Polski. Teraz narodowcy posługują się niemal identycznym językiem. Ich wizja świata to monoetniczne, katolickie, państwo narodowe, w którym wiara i honor ojczyzny są najważniejsze.

Kto jest teraz największym wrogiem polskiego narodowca?
Jako że hasła i idee narodowców są niezmienne od prawie 100 lat i pozostają całkowicie odporne na działanie czasu, to w przypadku polskich narodowców jest to przełożenie tego, co działo się w latach międzywojennych. Wtedy chodziło głównie o Żydów, teraz - o imigrantów z państw islamskich. To właśnie obawa przed nimi jest głównym źródłem renesansu tych postaw. Nie ma bowiem ruchu narodowego bez jakiegoś zagrożenia dla jedności narodowej. Każda większość, jak ogromna by nie była, zawsze czuje się zagrożona – boi się tego, że w przyszłości stanie się mniejszością.

Reklama

Na uchodźcach i Żydach lista "wrogów jedności narodowej" się kończy?
Jest ich całe spektrum, od liberałów, przez mniejszości seksualne, aż do komunistów, Niemców czy zwolenników Unii Europejskiej. Często ich charakterystyki się łączą, możemy mieć do czynienia np. z liberałem homoseksualistą o korzeniach żydowskich. To niekończący się rejestr ksenofobicznych obsesji, które świetnie funkcjonują osobno, ale też znakomicie się łączą.

W jaki sposób rekrutują się nowi zwolennicy ruchu narodowego?
Choć jest to dość daleka paralela, to sposób rekrutacji do organizacji narodowych jest podobny do tego, który stosował pierwszy Ku Klux Klan w USA. Przynależność do ruchu jest zaszczytem. Trzeba spełnić pewne warunki, zasłużyć sobie, wykazać się czymś. To z założenia jest ruch masowy, który wywodzi się z elitarnego grona ludzi, rzeczywiście przywiązanych do wartości i idei narodowej. Co ciekawe, powabu temu ruchowi nadaje właśnie taka quasi legalność całej organizacji. Narodowcy traktują siebie jako kontrkulturę. Są przeciwko wszystkim trendom, które ten świat niszczą i go zdominowały. Stąd pomysły, by wrócić do narodowej idei państwa.

Reklama

Kiedy obserwuje się marsze, manifestacje, protesty, portale społecznościowe związane z ruchem narodowym, widać wyraźnie, że gros ich zwolenników to ludzie młodzi, poniżej 25. roku życia. Młodzież się nam radykalizuje?
Tłumaczeń takiej sytuacji jest mnóstwo. Profesor Henryk Domański mówi o pewnej cykliczności postaw. 40 lat temu wszyscy skręcili na lewo, a teraz na prawo. Myślę jednak, że sprawa jest bardziej złożona. Przede wszystkim upadły wszystkie ideologie, które kiedyś przyciągały ludzi. Obecnie jedyna, która pozostała żywa, to właśnie nacjonalizm.

Czym ich przyciąga?
Daje proste recepty oraz rozwiązania, które spotykają się z akceptacją wśród młodych ludzi. Rośnie popularność zespołów grających rock tożsamościowy, inaczej narodowy. Młodzi wracają do starych płyt, jest coraz więcej koncertów takich kapel. Widać to też na uczelniach. Studenci, którzy wiedzą już, że będą mieli gorzej niż ich dziadowie i ojcowie, radykalizują się i szukają właśnie prostych recept. Chcą też zaprotestować przeciwko światu, w którym nie widzą dla siebie żadnej szansy. Neoliberalny eksperyment, na drogę którego weszliśmy w 1989 roku, pozostawił poza głównym nurtem ogromne rzesze społeczeństwa, teraz ponosimy tego konsekwencje.

Ostatnia "aktywność" narodowców związana była właśnie z działaniami jednej z uczelni. W Białymstoku politechnika najpierw zezwoliła, by w jej klubie zagrał zespół, który mógłby promować idee faszystowskie i rasizm. Z drugiej strony uczelnia ostrzegła swoich zagranicznych studentów, by podczas marszu ONR nie wychodzili z akademików. Uczelnia postąpiła słusznie?
To jest jak odbijanie się od ściany do ściany. Uczelnia wysłała dwa przeciwstawne komunikaty. Władze uczelni same nie wiedziały, gdzie jest granica tolerancji, a gdzie zaczyna się niebezpieczeństwo, że ta otwartość zmieni się w promowanie nacjonalizmu, faszyzmu i rasizmu. To ostrzeżenie dla studentów jest przekroczeniem pewnych barier. Po raz pierwszy spotykam się z czymś takim. To przyznanie, że problem jest ogromny, nie tylko na samej uczelni, ale w całym Białymstoku. To jest wielka porażka władz miasta, samorządu i lokalnej polityki.

Czy ONR przypadkowo wybrał właśnie Białystok na miejsce obchodów 82. rocznicy powstania organizacji?
Na pewno nie. Katalizatorem tego wydarzenia była książka Marcina Kąckiego "Białystok" która otwarcie krytykuje ruch narodowy w Białymstoku. Nie spodobał im się również przygotowany na jej podstawie spektakl, "Biała siła, czarna pamięć", który wystawiono w tamtejszym Teatrze Dramatycznym. Poza tym jeszcze przed drugą wojną światową Białystok i Podlasie były matecznikiem ONR. Narodowcy, organizując swoje akcje, szukają wygodnych pretekstów i tutaj łatwo je znaleźli. Nie bez znaczenia jest też to, że w samym mieście jest już spore grono zwolenników i sympatyków ONR. Liczono również na cichą akceptację Kościoła i właściwie się nie przeliczono.

Jaką rolę odgrywa w tym Kościół? Z jednej strony kuria potępia udział ONR w mszy w Katedrze. Z drugiej jednak, tacy księża jak Jacek Międlar, tzw. narodowiec w sutannie, jeszcze niedawno swobodnie wypowiadał się publicznie.
Odcinanie się władz kościelnych i zakaz wypowiedzi publicznych dla ks. Międlara przyszły za późno. Zresztą wydaje mi się, że takich młodych księży narodowców jest więcej i jeszcze o nich usłyszymy. Są oni kimś w rodzaju "testerów" – sprawdzają, na ile można sobie pozwolić w pewnych kwestiach. U księdza Międlara po raz pierwszy tak jawnie i otwarcie pojawiały się wątki antysemickie. Niestety, wygląda to na wypuszczanie balonów próbnych i rozszerzanie pola walki.

Już w 2013 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz wypowiedział do skinheadów i narodowców w Białymstoku słynne: Idziemy po was. Minęły trzy lata i w zasadzie nic się nie zmieniło. Obecny rząd będzie skuteczniejszy?
Na razie mamy do czynienia z lekceważeniem tego problemu. Ekstremizm traktowany jest jak coś normalnego w demokracji, bo przecież podobne sytuacje zdarzają się w Niemczech czy we Francji. Obóz polityczny, który dzisiaj jest przy władzy, wysyła komunikaty, które wprost wskazują na otwartość dla skrajnych postaw. A gdy daje się im zielone światło, nic dziwnego, że przeżywają renesans. Politycy żyją złudzeniem, że taki ruch da się ucywilizować, że nawet taką skrajność można z powodzeniem zmieścić w nurt konserwatywno-prawicowy. Niestety, to nadal lekceważenie wciąż narastającego problemu.

Czy może dojść do konfliktu z władzą?
Papierkiem lakmusowym dla dalszej aktywności ruchu narodowego będzie tegoroczny 11 listopada. W zeszłym roku było bardzo spokojnie, bo nastał nowy rząd, z którym wówczas jeszcze narodowcy sympatyzowali. W tym roku okaże się, w jakim kierunku zmierza ruch narodowy. Czy sympatia dla PiS utrzyma się, czy też zwolennicy ONR zaproponują coś bardziej radykalnego, czyli wystąpienie przeciwko rządowi. Choć muszę przyznać, że obecnie wydaje się to nieprawdopodobne. Do tego czasu nadal będzie trwało testowanie strony rządzącej i konsolidacja skrajnych postaw zwolenników narodowców. To szalenie dynamiczna sytuacja.

Metody narodowców mogą się zmienić? Czy akty przemocy wobec "wrogów jedności narodu" zastąpią dotychczasowe marsze i manifestacje?
Choć nie chcę być złym prorokiem, to obawiam się, że właśnie do tego zmierzamy. To może wydarzyć się niebawem. Być może zastosowanie przemocy fizycznej rozpocznie większą debatę wokół narodowców. Ale niestety nie widzę możliwości zatrzymania radykalizacji w szeregach pokrzywdzonego społeczeństwa. Bo tak naprawdę nie ma nikogo, kto zaoferowałby konkurencyjną wizję świata. I to jest właśnie najtragiczniejsze, ten wybór pomiędzy chwiejną demokracją a powrotem do marzenia o państwie narodowym. Nikt, na czele z narodowcami, nie wie tak naprawdę, co będzie dalej.