Magdalena Rigamonti: Chce pan powiedzieć, że powinniśmy się wszyscy tu na ziemi, kochać, wspierać, szanować, bo wróg jest gdzie indziej?
Mirosław Hermaszewski: Nie, chcę powiedzieć, że powinniśmy czuć skromność. Nam się wydaje, że jesteśmy jedyni, a jestem przekonany, że nie jesteśmy sami w tym bezmiarze.

Reklama

Widział tam pan kogoś?
Pani sobie żartuje, a ja mówię poważnie – wystarczy wziąć pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa. Albo Boga. Uważa pani, że mając tyle układów słonecznych, tyle planet, ziarno życia zasiałby tylko tu? Teleskop Hubble’a odnajduje galaktyki w odległości nawet 13,5 mld lat świetlnych. Uczeni mówią, że gdzieś powstały nowe, a inne zginęły, choć my jeszcze o tym nie wiemy, bo ich światło do nas jeszcze podąża. To się nie chce mieścić w głowie. Jeśli wzięlibyśmy w palce ziarenko piasku, oddalili od naszych oczu na odległość wyciągniętej ręce i popatrzyli w niebo, to to ziarenko zakryłoby ponad 50 tys. galaktyk. Kosmos, prawda?

Kosmos, a u nas w ostatnich miesiącach 30 generałów odeszło z armii.
Nie tylko generałów, skrzywdzonych jest znacznie więcej wśród tych, którzy służyli ojczyźnie. To polityka. Na miarę kosmosu.

No właśnie.
I boję się jednego. By ktoś ze skrzywdzonych nie zrobił kiedyś z tego powodu jakiegoś głupstwa.

O kolegach pan mówi?
O nikim konkretnym. Ale wiem, jakie są nastroje. Jak się spędziło razem 40 lat w samolocie czy na ćwiczeniach, to jest się grupą ludzi, którą coś wiąże. Nie, nie tylko wspomnienia. Teraz się boję, bo przecież to, co się dzieje, w naszej historii nie miało dotąd miejsca. Odeszło 30 generałów i 250 pułkowników, wielu z doświadczeniem wojennym, bo byli na misjach w Kosowie, Iraku, Afganistanie. Na wykształcenie tych ludzi państwo wydało ogromne pieniądze, studiowali nie tylko w Polsce, ale też w Stanach. A na ich miejsce awansowani są inni w sposób wręcz naddźwiękowy, o dwa stopnie na przykład.

Reklama

Pan jest generałem.
Ale przeszedłem po kolei każdy szczebelek, nigdy nie awansowałem dzień wcześniej, choć byłem w tzw. funduszu przyspieszonego rozwoju. Jak się komuś daje gwiazdkę, to z tego powodu rozumu nie przybywa. Żołnierz musi udowodnić, że jest godzien awansu. Oczywiście pojawią się ludzie, którym będzie imponowało, że ktoś był wczoraj kapitanem, a dziś jest podpułkownikiem. Przestrzegam jednak, bo nie daj Boże przyszedłby czas próby, to tacy szybko awansowani nie sprawdzą się. W przysiędze wojskowej są słowa: nie będę szczędził krwi ani życia. I ci moi koledzy przysięgali, a teraz się tymi ludźmi pomiata. A kiedy się wojskowym pomiata, to on może zareagować tylko w jeden sposób – zdjąć mundur. I ten gest to jest jego płacz. Kiedy niedawno gen. Różański żegnał się z wojskiem, wygłosił piękne przemówienie. Ale nie jestem pewien, czy wszyscy ci, co powinni, zrozumieli sens jego słów.

Reklama
Cała rozmowa w piątkowym MAGAZYNIE DGP