Kilka dni wcześniej, 14 lutego, o tym, że BOR wymaga głębokiej reformy i podniesienia dyscypliny, mówił także sam Jarosław Kaczyński. Wydawało się, że skoro pochylił się nad tym lider formacji rządzącej, sprawa nabierze tempa. Tymczasem projekt po dwóch miesiącach wciąż nie wyszedł z gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Biorąc pod uwagę, że czekają go jeszcze uzgodnienia międzyresortowe i przyjęcie przez rząd, a do wakacji zostało zaledwie siedem posiedzeń sejmowych, powstanie nowej służby będziemy oglądać zapewne najwcześniej jesienią. Są jednak pewne plusy tej sytuacji. Poza wiecznie aktualną refleksją, że na wszelkie deklaracje polityków wszystkich opcji należy patrzeć z dużym dystansem, gdy już opadł nieco kurz ogólnego wzmożenia powypadkowego, warto wykorzystać ten czas na znalezienie odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę w BOR nie działa.
Bo mimo że od wypadku prezydenta minął rok, wciąż nie wiemy, co wtedy poszło nie tak. Jak to się stało, że opony nie wytrzymały? Czy faktycznie funkcjonariusze lekceważyli sygnały ostrzegawcze? Jakie procedury zawiodły? Czy sposób naboru do służby jest odpowiedni? Mimo licznych deklaracji obozu rządzącego o nieprawidłowościach w tej formacji i dosyć żałosnym zwalaniu winy na poprzedników (po ponad roku rządzenia), nie doczekaliśmy się żadnego poważnego audytu czy choćby próby dyskusji o tym, jak ta formacja powinna działać. Jedyne, co wiemy, to że działa ona źle i powinna zmienić nazwę na Narodową Służbę Ochrony.
Wydaje się, że jak na służbę odpowiadającą za bezpieczeństwo najważniejszych ludzi w Polsce, szczególnie tuż po siódmej rocznicy katastrofy w Smoleńsku, jako państwo powinniśmy podejść do tego zagadnienia nieco poważniej.
Reklama
Reklama
Nieoficjalnie wiadomo, że na początku prac nad reformą rozważano dwie koncepcje: włączenie BOR w struktury policji bądź stworzenie zupełnie nowej formacji. Wydaje się, że zwyciężyła ta druga, która stworzy z obecnego biura de facto służbę specjalną z uprawnieniami operacyjnymi. Poseł opozycji znający materię przedstawiał mi obawy dotyczące tego, że powstanie nowa rządowa służba, która będzie mogła zakładać podsłuchy czy kontrolować wszystkich obywateli bez zewnętrznej kontroli. Moim zdaniem na takie obawy jest zbyt wcześnie, prace nad projektem wciąż przecież trwają. Z drugiej strony będzie to jednak ciekawy sprawdzian intencji partii rządzącej.
O tym, czy powstanie upartyjniona służba specjalna, czy też propaństwowa formacja profesjonalnie służąca kolejnym rządom bez masowych powyborczych mioteł kadrowych, przekonamy się w ciągu kilkunastu miesięcy. Patrząc jednak na dotychczasowe ustawy uchwalone przez parlament obecnej kadencji, trudno być optymistą.