Jest trzecia nad ranem. Ty w centrum dowodzenia, otoczony generałami, oficerami i agentami CIA. Na jednym z ekranów widać przekaz z kamery drona, z którego zaraz ma wypaść spora bomba i uderzyć w militarną bazę śmiertelnego wroga Demokracji i Wolności. Już masz wydać rozkaz „"ognia!”, kiedy podchodzi do ciebie jakaś agentka. „Panie prezydencie – mówi. – W wybuchu mogą zginąć cywile z pobliskiego gospodarstwa”.
Co robić? Zabijanie cywilów jest oczywiście niemoralne, ale bezpieczeństwo twych obywateli domaga się szybkich działań wojennych. Z pomocą może ci przyjść Tomasz z Akwinu, który jako pierwszy sformułował tak zwaną "zasadę podwójnego skutku”. Zasada ta słusznie zakłada, że wszystkie działania mają przeróżne konsekwencje – czasem dobre, czasem złe. Pytanie, które z nich są przez ciebie zamierzone. Jeśli twoją intencją jest likwidacja bazy, a nie zabicie cywilów, to za ten drugi skutek, jakkolwiek nieprzyjemny, przed Najwyższym już nie odpowiadasz. A więc „ognia!”.
Zostawmy teraz centrum dowodzenia, wkrótce tu wrócimy.
Reklama

Typowe za i typowe przeciw

Reklama
W dyskusji o dochodzie gwarantowanym pozycje są jasne: jedni są bardzo przeciw, drudzy bardzo za. Przeciw najczęściej są konserwatyści, neoliberałowie lub libertarianie. Zwykle wierzą w kapitalistyczny mit predystynacyjny: że rynek rozdaje ludziom sprawiedliwe nagrody, wedle ich wkładu pracy, siły motywacji i sprytu. A więc dochód gwarantowany jest niesprawiedliwy, bo obsypuje nagrodami tak zasłużonych, jak i uzurpatorów; tych, którzy harują, i tych, którzy wylegują się przed telewizorem. Jak można dawać ludziom pieniądze za nic? Poza sprawiedliwością argumentem przeciw jest też ten „z charakteru” – jakiego typu osobowość kształtujemy w obywatelach, dając im wszystko, czego potrzebują, nie oczekując żadnego wysiłku z ich strony? Toż to, mówią przeciwnicy, moralna degrengolada i schlebianie roszczeniowości; hodowanie nieudaczników i ofiar. Trzecim argumentem jest ten ekonomiczny: czy państwo w ogóle może pozwolić sobie na rzucanie banknotami w tłum? Jak to mówiła Margaret Thatcher, socjalizm działa świetnie, dopóki nie skończą się nam pieniądze innych.
Obrońcy dochodu gwarantowanego zaś zwykle są proweniencji lewicowej. Efektywnie wykazują, że mitologia sprawiedliwego kapitalizmu to bzdura; bieda jest dziedziczna, a nikt, nawet najpracowitszy człowiek świata nie wydostanie się z bagna ekonomicznego wykluczenia, podciągając się za własne uszy. Podstawową zasadą sprawiedliwości społecznej jest wyrównanie szans ludzi i takie jest właśnie zadanie państwa: stworzyć wszystkim obywatelom szanse na dobre, satysfakcjonujące życie, zaspokajając ich podstawowe potrzeby – na przykład za pomocą dochodu gwarantowanego. Co do wpływu na charakter też mają odmienne zdanie. Czy praca naprawdę dodaje siły wewnętrznej i godności, jeśli jest nią na przykład sprzątanie ulic czy wegetacja na kasie? W przypadku tych pracowników charakter będzie miał szansę rozkwitnąć dopiero wtedy, gdy odpadnie im stres przetrwania i dostaną pieniądze na konto bez upokarzających rytuałów. Pensja zrobi ich lepszymi niż praca. Niektórzy wręcz snują marksowskie wizje możliwości uwolnienia się od kapitalistycznej alienacji – jeśli mam zapewniony byt, mogę poświęcić się sztuce, składaniu origami, pomocy w schronisku dla psów, mogę też założyć biznes, o jakim zawsze marzyłem, puścić wodze zapewnionej przez państwo ekonomicznej wolności. A jeśli chodzi o samą ekonomię, to jej szeroko zapowiadana śmierć przez „rozdawnictwo” jest, jak dowodzą najnowsze badania, mocno przesadzoną diagnozą.