"Skoro można już o czymś mówić w inny sposób, to nie należy do tego angażować poezji". To pan mówił.
I zmieniam zdanie.
Widzę, że napisał pan kilkadziesiąt politycznych wierszy.
W takiej sytuacji poezja jest mową ostatniej szansy.
Reklama
Na co?
Reklama
Na porozumienie. Niech pani posłucha tego: „Przekażcie sobie znak pokoju / I zasypali rowy dzielące ich od przeciwników / ciałami adwersarzy”. Są takie momenty w życiu człowieka, w życiu poety, w historii kraju, że trzeba się jakoś opowiedzieć. Z drugiej strony, jak wiersz nie jest osłem, nie uniesie wszystkiego, tak poeta też nie jest osłem...
Teraz ja przeczytam. Tytułowy wiersz z pana nowego tomu: „Po szkodzie / to już chyba lepiej byłoby nie wybierać żadnego”.
W którejś z poprzednich moich książek jest taki krótki wierszyk zaczynający się od słów: „Raz na cztery lata zagryza usta i idzie do lokalu”.
Poeta idzie?
Bohater wiersza.
To zwykle pan.
Tak, to zwykle ja. Ten wiersz był tłumaczony na białoruski. Wychodził tam mój tomik. Tłumacz przysłał mi przekłady, żebym rzucił na nie okiem. Czytam ten wiersz. I najpierw mam kłopoty ze zlokalizowaniem, ze zidentyfikowaniem, który to, bo po białorusku ten początek brzmi: „Raz na cztery lata idzie się upić”. Wiersz całkowicie stracił sens. Tłumacz lokal skojarzył z lokalem gastronomicznym, a nie z wyborczym. Poza tym na Białorusi wybory są co pięć lat i nie bardzo kto się tam nimi przejmuje, bo i tak wiadomo, kto wygra. U nas na razie jeszcze jest inaczej. Chodzę, głosuję, zaciskam usta i wybieram mniejsze zło. Raz tylko sobie zagłosowałem zgodnie z sympatiami. I nie, nie powiem na kogo, bo wybory są tajne. A ja do słów przywiązuję wielką wagę. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy żyła moja mama, to po pierwsze, nie prowadziłem w stosunku do niej żadnej agitacji, po drugie, już po wyborach nigdy nie zapytałem, na kogo głosowała.
Domyślał się pan.
Właściwie nie miałem pewności, czy w ostatnim momencie nie zmieniła zdania. Kiedy decydowałem się na tytuł dla całego tomiku „Po szkodzie”, od razu sobie skojarzyłem, że to z „Pieśni o spustoszeniu Podola” Kochanowskiego. Tam jest, że Polak i przed szkodą, i po szkodzie głupi.