Wielu Polaków żywi niekłamaną wrogość do rozleniwionych (?) nierobów biorących 500 plus i zadowolonych ze swojego losu. Inni Polacy dostają piany, kiedy mowa o oligarchach, nie wiadomo czemu wzbogaconych (ale wiadomo, że nieuczciwie) w latach transformacji. Symetryzm jako taki nie jest postawą sensowną, ale akurat w tej sprawie rzeczywiście występuje takie samo zjawisko demonizacji „homo sovieticus” z jednej strony, a „aferałów” z drugiej.
Istniejące zjawisko bierności zawodowej i życiowej jakiejś części społeczeństwa nie świadczy o niczym zadziwiającym – zawsze i wszędzie jest jakaś grupa ludzi, którzy nie dają rady. Ich istnienie nie ujawnia prawdziwej twarzy PiS przekupującego nierobów, aby za ich pomocą narzucać dyktaturę pracowitym i zdolnym. Z kolei oczywisty fakt, że u zarania transformacji niektóre fortuny powstały dzięki niewidzialnej ręce nieformalnych powiązań, a nie rynku, niespecjalnie może zaskakiwać – niby jak miało być inaczej? Na pewno to smutne zjawisko nie pokazuje nam prawdziwego oblicza PO, partii obrony postkomunistycznych oligarchów pod pozorami obrony sądów i konstytucji…
Problem polega na tym, że prowadzenie sporu o to, jakie właściwie jest PiS, a jaka jest właściwie Platforma, niespecjalnie zaciekawia media głównego nurtu, od „Newsweeka” do TVP Info. Nawet niejeden polski inteligent, zapominający, jak dla tej warstwy społecznej ważny był etos wspomagania „ludu”, potrafi ujadać na 500 plus. A niejeden snuć opowieści o oligarchach, czyniąc zadość potrzebom emocjonalnym, ale wbrew etosowi inteligenta, nakazującemu używać słów zgodnie z ich znaczeniem (słownikowych oligarchów po prostu nie mamy). Wedle ludzi uważających się bezzasadnie za mądrych, ale zasadnie za przejętych, wróg ich poglądu jest potencjalnie kładką, po której już za chwilę przyjdą zaborcy.
Reklama