Końcówki żeńskie deprecjonują społeczne i zawodowe role?
Jesteśmy świadkami nakładania się dwóch procesów: zmian w sferze świadomości społecznej oraz ujawniających się dysproporcji między obecnością obu płci w życiu publicznym. Problemy gramatyczne łączą się ze społeczną i polityczną sytuacją kobiet - mówi z rozmowie z "DGP" Jacek Wachowski, profesor nauk humanistycznych.
Jeżeli jakaś osoba czuję się deprecjonowana (poniżana) przez jakąś żeńskość, na przykład w końcówce słowa, to jest to żałosnym świadectwem zniewolonego myślenia ideologii rzekomej wyższości męskości nad żeńskością. Ciekawe, że głowa, także ta męska jest rodzaju żeńskiego - ta głowa ;) Oj, oj, oj, no jak to tak, no jak to tak? LOL
Nie jest to politycznie poprawne, ale nasz język właśnie tak działa. Jestem, za przeproszeniem, dość "postępowy", ale tzw. "postępowość" forsowana na siłę w języku zwykle kończy się na kpinie. Patrz "ministra". Jak u Orwella,"dwaplusdobry" pomysł.
Dzieciaki będą musiały pracować dla paniusi na krześle.....która w swej wielkoduszności musi sobie na kimś odbić....by wykazać się charytatywnością...a zarazem nieskalaną opinią ......w BURDELU
Mam kolezanke w pracy z wydatniejsza “zenska koncowka”, I nie zgadzam sie z Panem redaktorem... ona nie deprecjuje roil zawodowej. Wrecz przeciwnie, ma duze wziecie u klientow.
Doktorka, profesorka deprecjonuje, ale doktora, profesora - nie. Trzeba przywyknąć do tych form, które z powodzeniem funkcjonują np. w hiszpańskim. Po francusku jest la doctoresse. W końcu w polskim też są całkiem nobliwe poetka, malarka, pisarka, pilotka. Nasz język zawiera rodzaje męski i żeński, więc taki podział w zawodach jest całkiem logiczny.
"Język bywa przewrotny, ten nasz polski zwłaszcza, na przykład jest TA głowa, ale TEN półgłówek ;)" - W języku da się znaleźć rozmaite przykłady, którymi można wyśmiać zarówno złudzenia o wyższości jednej płci, jaki i drugiej. Ale czy o to chodzi, by języka używać do wyśmiewania innych? Do wyśmiewania tego, co męskie lub kobiece albo niezdecydowane? Do wyśmiewania mniejszości lub większości? Czyż jeśli chcemy używać języka do dobrych rzeczy, to nie powinno przeszkadzać tworzenie żeńskich odpowiedników słów męskich, ani odwrotne, ani też taki sposób wypowiedzi, by określać się bez wskazywania płci? Czy lepiej używać języka przeciw innym czy dla porozumienia i zrozumienia?
zawiera podział na żeński, męski i nijaki... dlatego trzeba wymyślić męskie i nijakie formy np na określenie przedmiotów (bo używanie form żeńskich może stygmatyzować kobiety) - zamiast cytryna mówmy cytryn (tylko ze jest taki minerał - rzadka odmiana kwarcu)
To czy żeńskie końcówki deprecjonują to chyba kwestia osobistego nastawienia. Dla mnie to obojętne. Co do zaimka hen to osób z ciężką do określenia płcią jest tak niewiele, że w naturalny sposób takie twory nie miały szansy się przyjąć.
Trzeba tak jak z kurczakami. Po urodzeniu sprawdzac plec i meskie kurczaczki do smieci. Kobiety sa samowystarczalne! I wtedy zamiast "to cus" bedzie mozna wrszcie mowic hen! :-)
Moje stanowisko to "specjalista ds księgowości" w firmie pełnej kobiet. Jestem niestety jedyną, która podpisuje się wszędzie "specjalistka" nie uważając, żeby mnie to deprecjonowało.
A może by tak autorka zbadała się na głowę !? Interesują ją końcówki więc w dyrdy do jakiegoś Miodka albo innego wybitnego polonisty. On wyjaśni etymologie i zasady kształtowania się pojęć językowych. Najgorzej jest z tymi, co ciągle spały na lekcjach w ostatniej ławce, bo miały w głowie tylko końcówki. Lekcji oczywiście.
Co jest ważniejsze, ciało czy dusza? Po Ziemi krążą dusze w ciała obleczone i czyżby któraś z płci ciała dodawać mogła lepszości dla duszy? Czy to, że długi czas istniało społeczne uprzywilejowanie pod pewnymi względami jednej z płci, dawało lepszość duszom w ciała tej płci obleczonym? Co to komu przeszkadza, że ktoś nie chce wcale w swoich wypowiedziach płci wskazywać albo że ktoś chce zaznaczać na wszelkie sposoby do żeńskości przywiązanie? Wolność wypowiedzi innych kogoś tak bardzo boli? Ktoś ma prawo narzucać jak inni o sobie mają mówić?
Technicznie rzecz biorąc, nie chodzi o końcówki, ale o sufiky (przyrostki), więc autor artykułu się nie popisał. Tak czy tak, język polski ma jednak to do siebie, że np. sufiks -k- tworzy zarówno formy żeńskie, jak i zdrobnienia (np. kobieta-kobietka), więc dla nowych słów to -k- może być odbierane jako deprecjonujące czy pobłażliwe, ale to z czasem może ulec zatarciu, np. ze 20 lat temu psycholożka brzmiało głupio, dziś jest raczej normalne i neutralne, choć ja i tak ciągle wolę "pani psycholog". Ale np. z tłumacz-tłumaczka nie mam żadnego problemu, to jest kwestia uzusu czy przyzwyczajenia. Drugą sprawą jest to, że tradycyjnie kobiety siedziały w domu i zajmowały się dziećmi itp., więc np. żeński odpowiednik zawodu był wolny i można go było wykorzystać jakoś inaczej, np. ślusarz-ślusarka, kominiarz-kominiarka, betoniarz-betoniarka, a wtedy, próbując coś stworzyć na siłę, wpadamy w jakieś formy aburdalne typu "ślusarzyca" czy co. Co śmieszniejsze, to działa w obie strony, bo np. dla tradycyjnie kobiecego zawodu "przedszkolanka" można utworzyć "przedszkolanek", tylko to też brzmi dość głupio i lekceważąco.
Sam końcówka w nie deprecjonuje, Np. "dobra" nie jest w żaden sposób gorszy niż "dobry" itp. Pani autorka po prostu przysypiała na lekcjach polskiego lub nie ogarnęła. Chodzi zwykle o sufiksy tj. przyrostki, czyli o słowotwórstwo, a nie o odmianę (fleksję).. Kontrprzykłady typu minister-ministra itp. są tu dość wyjątkowe, a upieranie się, że to jest normalne daje często efekty w stylu blacharz-blachara....
sroda i platek kazaly sie nazywac "profesora" teraz chca zeby zwracac sie do nich per "waginoosobnik" to niech sie toto i inne podobne zdecyduja tak samo jak ten nowoczesny i poprawny politycznie to penisoosobnik?
Aby go zobaczyć przejdź do strony z najnowszymi komentarzami.