Co szef Komitetu Stałego i Premier mają do zrobienia do końca kadencji?

Dużo. Koniec kadencji mógłby się wydawać demobilizujący, ale mamy do zrealizowania jeszcze kilka obietnic złożonych w ostatnich miesiącach przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Czekają nas między innymi dwie wielkie ustawy podatkowe, które chcemy przyjąć.

Reklama

Kiedy?

Jedna z nich, która wprowadza zerowy PIT dla młodych do 26. roku życia już wpłynęła do Rady Ministrów z Ministerstwa Finansów. Chcielibyśmy, aby prace w rządzie poszły sprawnie, tak by jeszcze w lipcu w trakcie dwóch posiedzeń Sejmu przyjąć korzystne dla młodych pracowników rozwiązanie. Naszą ambicją jest, aby od 1 sierpnia ta ustawa zaczęła obowiązywać, żeby młodzi ludzie nie płacili już podatku PIT.

Reklama

A druga ustawa?

Dotyczy podwyższenia kosztów uzyskania przychodu i obniżenia PIT o jeden punkt procentowy dla wszystkich płacących pierwszą stawkę podatkową 18 proc., czyli do 85 tysięcy rocznego dochodu. Resort finansów finalizuje prace nad tą ustawą. Chcemy by przepisy te zaczęły obowiązywać już od października, a być może już od września. Mogę zagwarantować, że jeszcze w tym roku wszyscy zarabiający będą płacić niższy PIT.

Kogo będzie dotyczył zerowy PIT dla 26-latków?

Reklama

Będzie dotyczył wszystkich zatrudnionych na umowę o pracę i umowę zlecenie - wiemy, że spora część młodych osób świadczy pracę w tej formie.

A umowy o dzieło?

Nie, to jednak trochę inna forma pracy, od której nie płaci się np. składek na ZUS. Będzie to również zależne od wysokości dochodu. Kwota przychodów objętych zwolnieniem będzie ograniczona limitem rocznym w wysokości 85 528 zł, co odpowiada górnej granicy obecnego pierwszego przedziału skali podatkowej.

Skąd taki gest dla młodych?

Bo na nich stawiamy. Chcemy, aby młodzi ludzie widzieli sens pozostania w Polsce. Badania pokazują, że wciąż pewna grupa ludzi rozważa wyjazd. Chcemy temu zapobiec. Dlatego także z myślą o nich wprowadziliśmy program mieszkaniowy czy rozszerzyliśmy program 500+. Zasadniczo te programy mają być komplementarne. Młody człowiek, wchodzący na rynek pracy, nie będzie płacić podatku, a w momencie, w którym skończy 26 lat, założy rodzinę i pojawiają się dzieci zacznie płacić podatek, ale otrzyma 500+ i stawkę podatkową zmniejszoną o jeden punkt procentowy. Chcemy, aby wsparcie było odczuwalne na każdym etapie życia.

Czy to nie spowoduje negatywnych konsekwencji dla starszych? Podatki dla nich będą wyższe, starsza osoba przy tych samych zarobkach otrzyma mniej, na rynku pracy będzie mniej konkurencyjna.

Dlatego mamy jednak pewne kotwice takie jak płaca minimalna, która wyraźnie wzrasta, czy wyższa minimalna stawka godzinowa. Do tego dochodzi dogodna dla pracowników sytuacja na rynku pracy. Dziś pracodawcy nie mogą już narzucać niekorzystnych warunków, bo potrzebują rąk do pracy. Pracownicy nie są już tak zdesperowani jak wtedy, kiedy w Polsce panowało wysokie bezrobocie. Nie sądzę, żeby takie rozwiązania, które proponujemy dla młodych, mogły mieć negatywny wpływ na konkurencyjność.

Jak będzie wyglądało to rozwiązane technicznie?

Młodzi po prostu przestaną płacić zaliczkę na podatek dochodowy. Od razu zaczynają zarabiać więcej. W przypadku osób zaczynających płacić mniejszy podatek PIT za wcześnie jeszcze by to powiedzieć czy to będzie od razu mniejsza zaliczka czy nadpłacony podatek będzie zwracany przy rozliczeniu. To zależy od możliwości działania całego aparatu skarbowego. Chcielibyśmy jednak aby niższy podatek był od razu odczuwalny. Takie zadanie zostało postawione ministrowi finansów.

PIT jest podatkiem rozliczanym globalnie w skali roku. Co z podatkiem dla młodych, który będzie płacony do lipca? Jeden młody przepracuje cztery miesiące od stycznia do kwietnia i będzie płacić podatek, a inny przepracuje od sierpnia i nie zapłaci, choć mogli zarobić tyle samo.

W każdym rozwiązaniu można szukać dziury w całym. Zawsze można oczekiwać, że któreś rozwiązanie będzie lepsze. Nasze ma jednak tę zaletę, że jest bardzo proste. Po prostu, od 1 sierpnia, jeśli masz 26 lat i pracujesz na umowę o pracę bądź zlecenie to od tej umowy każdego miesiąca nie będzie odprowadzana zaliczka na podatek PIT. Po prostu pensja, która trafi do pracownika o tyle wzrośnie. To prosta operacja.

Czy budżet to uniesie?

Oczywiście. Mamy wysokie wpływy do budżetu. Mamy jednak problem z czym innym. Nie możemy generować wydatków w takim tempie jak rosną dochody, bo istnieje reguła wydatkowa. To ogranicza nasze możliwości wydatkowe, ale w zakresie samych wpływów budżetowych jestem absolutnie spokojny. Nie ma powodów do obaw. Wpływy podatkowe do budżetu są o 100 mld wyższe niż w momencie, w którym obejmowaliśmy władzę. Biorąc pod uwagę, że cały budżet państwa po stronie wpływów to ok. 400 mld zł, to wpływy w ciągu czterech lat wzrosły o 1/4. To imponujące tempo wzrostu. Jeśli nawet tępo wzrostu dochodów budżetowych nieco spadnie z tytułu obniżenia podatków, to te pieniądze nie znikną. Pozostaną one w kieszeniach obywateli, a to chyba dobrze.

Jednak do tego mamy np. wydatek w postaci 500+, a jednocześnie zmniejszamy wpływy.

Dochody rosną szybciej niż wydatki. Dowodem na to jest spadający deficyt. Mamy bardzo pozytywny dla finansów publicznych trend w postaci wzrostu dochodów. Wzrost wydatków nie jest duży. 10 mld deficytu w poprzednim roku według oficjalnych danych to bardzo dobre informacje. Przy zakładanym deficycie w wysokości 40 mld, zrealizowaliśmy 1/4 deficytu. Dlatego możemy sobie pozwolić jako kraj na to, aby część pieniędzy została w kieszeniach obywateli. Przecież się nie zmarnują, lecz dadzą szansę na poprawę jakości życia. To jest niezwykle korzystne dla gospodarki. Te pieniądze wejdą w rynek.

Nie byłoby rozsądne, aby skorzystać z dobrej sytuacji i wyhodować trochę tłuszczu na chude lata? Widzimy spowolnienie w Niemczech. Polska się nie poddaje, prognozy wzrostu są weryfikowane w górę, ale w końcu do nas też to dotrze.

Jesteśmy optymistami w zakresie przyszłości polskiej gospodarki, choć nie bujamy w obłokach. Widzimy szansę na to, aby utrzymać tę dynamikę. Nie ma dziś żadnych sygnałów o spowolnieniu gospodarki czy negatywnym stanie finansów publicznych. Bardzo ostrożnie dokonujemy zmian. Zarówno minister Czerwińska, jak i minister Banaś z ogromną ostrożnością podchodzą do tego w jakim stanie znajduje się kasa państwa. Z tej chłodnej oceny wynika, że stać nas na takie rozwiązania. Proszę zobaczyć: dodatkowe wydatki na programy społeczne, tak jak 500+ na pierwsze dziecko, czyli ok. 20 mld złotych w skali roku włącznie z tym co było wcześniej w tym programie to ok. 40 mld złotych. Trzynasta emerytura, którą chcemy wypłacać też w latach następnych to koszt ok. 10 mld złotych. To wydatki, które w tym roku zostały poniesione bez konieczności jakichkolwiek zmian założeń budżetowych. Byliśmy w stanie poprzez pewne przesunięcia, oszczędności czy zamrożenia wydatków w trakcie roku budżetowego zmieścić się w przyjętych ramach. To bezpieczne i przemyślane działania. Nie podejmowaliśmy ich bezrefleksyjnie. Społeczeństwo ma prawo korzystać z dobrej sytuacji gospodarczej. Dobry stan finansów publicznych nie jest wartością samą w sobie. On jest wartością, gdy pozwala na realizację polityki państwa - również tej wspierającej obywateli.

Podliczając rosnące wydatki także na inne cele i ubytki w dochodach, to łączny koszt wynosi około 50 mld złotych rocznie. Jeśli przyjdzie spowolnienie i PKB spadnie o 2-3 pkt proc., to zostaniemy z wysokimi wydatkami i niskimi dochodami. Co wtedy?

Odpowiem słowami, których kiedyś użył Ronald Reagan do Jimmy'ego Cartera w trakcie debaty prezydenckiej: "a Pan znowu swoje". Tłumaczyłem przed chwilą, że prognozy, które dokonujemy, zarówno finansowe, jak i szerzej gospodarcze, świadczą o tym, że możemy sobie na to pozwolić. Mamy pewność, że w najbliższym czasie dochody budżetowe będą rosnąć. Mamy realne podstawy ku temu by tak uważać. Widzimy wzrost konsumpcji i wzrost wydatków inwestycyjnych. Radzę nie słuchać tzw. ekspertów opozycji. Jeden z nich – pan Rzońca, główny ekonomiczny ekspert PO – wieszczył deficyt na poziomie 100 mld zł jeśli wprowadzimy program 500+. Drastycznie się pomylił. Dziś deficyt jest dziesięć razy niższy, a dziesiątki miliardów zł płyną do polskich rodzin. Naprawdę warto zaufać nam, a nie tym, którzy nas krytykują.

Nie oznacza to jednak, że można mnożyć równie ambitne programy społeczne w nieskończoność. W tej chwili osiągnęliśmy poziom wydatków na programy społeczne, które jest w mojej ocenie dość zadowalający. Pozostały jednak pewne kwestie do wykonania np. zapowiedź 500+ dla niepełnosprawnych. Jesteśmy zdeterminowani, by to wykonać i chcemy, aby ten program zaczął obowiązywać jesienią tego roku.

Jednak nie opieramy swojego pomysłu na rządzenie wyłącznie na programach społecznych. Dziś osiągnęliśmy zadowalający stan wydatków na politykę społeczną. W porównaniu do innych państw unijnych, nie jesteśmy jeszcze w tym zakresie na imponującym poziome względem wydatków nominalnych. Natomiast biorąc pod uwagę takie wydatki w relacji do PKB, jesteśmy wysoko wśród krajów UE. Możemy więc zacząć myśleć o innych formach wspierania obywateli, niekoniecznie bezpośrednio finansowych.

Nie będzie kolejnych dużych transferów socjalnych?

Na pewno nie w takiej skali jak w poprzednich czterech latach, choć nie mogę powiedzieć, że nie będzie już żadnych prospołecznych działań. Wyobrażam sobie też aktywności nie związanych bezpośrednio z transferem pieniędzy do obywatela. Na Komitecie Stałym RM przyjęliśmy np. oczekiwany program Dostępność+. Chcemy pomagać osobom potrzebującym opieki. Ten program też będzie kosztował, ale w inny sposób - to inwestycja w infrastrukturę i udogodnienia dla osób niepełnosprawnych i starszych. Będziemy w tym zakresie korzystać z funduszy europejskich. Skupiamy się teraz właśnie na takich działaniach, np. wyobrażam sobie rozbudowanie programu opieki nad seniorami - mamy bowiem społeczeństwo, które się starzeje.

Co z wspomnianym 500 plus dla niepełnosprawnych?

Jestem już po rozmowach w tej sprawie z minister Bożeną Borys-Szopą i wiceministrem Zielenieckim. Ustaliliśmy pewne zasady do kogo mają trafić te środki. W ciągu tygodnia Ministerstwo Rodziny przygotuje stosowny projekt. Będziemy go procedować w rządzie, a potem w parlamencie. To jednak program na mniejszą skalę finansową - będziemy na niego wydawać ok. 3 mld złotych rocznie. I to nie wprost z pieniędzy budżetowych, tylko częściowo nowych źródeł dochodu - podatek od sieci handlowych stanowiłby połowę potrzebnej kwoty. Drugą połowę będą stanowiły środki z daniny solidarnościowej. To dobre zabezpieczenie finansowe.

Czy Emerytura+ będzie permanentnym rozwiązaniem?

Chcielibyśmy, aby tak było i weźmiemy to pod uwagę przy konstrukcji nowego budżetu. Postaramy się przyjąć taką ustawę po wyborach parlamentarnych, ponieważ musimy być poważni w tym co robimy. Pokazaliśmy, że jesteśmy wiarygodni i dotrzymujemy umów w przeciwieństwie do naszych poprzedników. Z drugiej strony, jeśliby Polacy powierzyli obowiązki rządzenia innemu obozowi, to nie chcielibyśmy wiązać mu rąk w tym zakresie. Tym bardziej, że mamy wątpliwości co do tego czy nasi konkurenci będą umieć zarządzać finansami publicznymi tak dobrze jak my.

"Jeśli nas nie wybierzecie, to nie będzie Emerytury+". To wyborczy chwyt.

To nie jest chwyt. Jesteśmy gwarantem utrzymania nie tylko wielkich projektów społecznych, ale też 13-stej emerytury, jeśli tylko będziemy rządzić. Nie będziemy jednak brali odpowiedzialności za politykę innych partii, gdyby te uzyskają mandat społeczny do rządzenia Polską. To naturalne i uczciwe postawienie sprawy. Jesteśmy przekonani, że prawdziwą intencją PO i jej sojuszników jest wycofanie się z rozwiązań, które wprowadziliśmy. A nawet gdyby ugięli się pod presją społeczną i pozostawili te programy to nie będzie ich na to po prostu stać, bo nie będą umieli rządzić tak dobrze jak my. Będzie powtórka z lat 2007-2015, czyli państwa, które nie dba o stan finansów publicznych i nie interesuje się losem obywateli. Polacy znowu usłyszą „pieniędzy nie ma i nie będzie”

Platforma twierdzi, że nic, co dane, nie będzie odebrane.

PO twierdziła też, że jak wygra wybory, to nie podniesie wieku emerytalnego, a jak wygrała, to podniosła. Na ich deklaracje trzeba patrzeć z przymrużeniem oka.

Niższy PIT, CIT i Emerytura+ to wyborczy kontrakt PiS?

To ważne elementy na naszego pomysłu na rządzenie Polską.

Liczycie dzięki temu na wyborcze korzyści.

Jak w każdym państwie demokratycznym chcemy, by obywatele byli zadowoleni i chcieli oddać na nas swój głos. Pracujemy nie tylko dla własnej satysfakcji, ale również po to by Polacy uznali, że warto powierzyć nam dalsze rządzenie Polską. Zresztą naszego programu nie realizujemy jedynie na wybory. Cała nasza kadencja to historia realizacji wyborczych zobowiązań. Gdyby było inaczej 500 plus wprowadzilibyśmy nie zaraz po wyborach, a teraz. A obecne pomysły jak 13. emerytura czy rozwiązania podatkowe to nowe rozwiązania, których nie było w programie w 2015 r, one wnikają z wyższych od oczekiwanych wpływów podatkowych, którymi dzielimy się z całym społeczeństwem.

To pakiet, który rozstrzygnie te wybory.

Byłbym człowiekiem pysznym i niepokornym, gdybym tak myślał. Każdy z Polaków będzie podejmował decyzję w tej sprawie. Nic nie jest rozstrzygnięte. Nie jesteśmy w sytuacji, w której dojrzały owoc spadnie nam do ręki. Odnieśliśmy sukces w kampanii europejskiej, ale nie znaczy to, że automatycznie przełoży się to na wygraną w wyborach parlamentarnych. Nasi przeciwnicy łatwo się nie poddadzą, czeka nas ciężka kampania. Będziemy w niej bardzo mocno pracować.

Co będzie częścią jesiennej oferty PiS?

Pracujemy nad tym. Na początku lipca będziemy mieli konwencję programową w Katowicach. Będziemy chcieli wysłuchać na niej głosów z różnych stron i na tej podstawie stworzyć program na kolejną kadencję. Nas nie bawi rządzenie dla rządzenia, chcemy zmieniać Polskę.

Co to oznacza?

Na pewno chcemy dalej porządkować państwo i iść dalej w sensie ekonomicznym, czyli generować coraz szybszy wzrost gospodarczy i szybciej gonić państwa Zachodu. Dziś jesteśmy liderem w naszej części Europy, ale nas to nie zadowala. Polacy chcą żyć na poziomie Niemców czy Francuzów. Chcielibyśmy w kolejnej kadencji szybciej skracać ten dystans. Już się to w pewnym sensie udaje, nigdy po 1989 roku średnie wynagrodzenia nie rosły tak szybko. Problemem na kolejną kadencję jest, by sfera budżetowa zaczęła swoimi dochodami gonić zarobki w gospodarce narodowej. To wyzwanie.

Stąd te 6 proc. podwyżki dla sfery budżetowej?

Wiemy, że to nie jest przełomowe. Chcielibyśmy, by było to więcej, tym bardziej że w wielu miejscach w administracji terenowej bez wyraźnego wzrostu wynagrodzeń trudno mówić o sprawnym państwie. Dziś sytuacja nie byłaby taka zła, gdyby nasi poprzednicy nie zamrozili na długie lata pensji w budżetówce – my to zmieniliśmy i w kolejnych latach będziemy chcieli podnieść nie tylko status dochodowy tej grupy, ale także nauczycieli, pracowników służby zdrowia oraz innych grup.

Przy okazji na pewno będziemy chcieli racjonalizować wydatki. Czeka nas między innymi przegląd programów rządowych i administracji, sprawdzenie, czy wszystkie pieniądze budżetowe są wydawane racjonalnie.

Czy pana nominacja na wicepremiera jako szefa Komitetu Stałego, podobnie było z Przemysławem Gosiewskim, oznacza wzrost roli rządowego centrum?

Faktycznie takie rozwiązania były już stosowane, jednak nie śmiałbym się porównywać z Przemysławem Gosiewskim. Jemu raczej nikt nie dorówna. To na pewno docenienie roli Komitetu Stałego i wyciągniecie wniosków z faktu, że państwo nie jest organizmem, którym można zarządzać jednoosobowo. Nawet najbardziej genialny premier nie jest w stanie ogarniać wszystkich spraw, zwłaszcza w zakresie rządowej legislacji. Trudne ustawy trzeba przedyskutować i doprowadzić do konsensusu między resortami. Zbudowanie silnych ośrodków w otoczeniu premiera, które będą takie zadania wykonywać w porozumieniu z nim, jest moim zdaniem skutecznym środkiem, by lepiej zarządzać państwem. Tak na to trzeba patrzeć.

Pojawiały się takie opnie wewnątrz rządu, że nominacja to awans osoby bliskiej Jarosławowi Kaczyńskiemu, żeby patrzyła co się w rządzie dzieje?

Pochlebia mi uznanie mnie za człowieka bliskiego prezesowi Kaczyńskiemu. Oczywiście czuję się jego człowiekiem w tym sensie, że jest niekwestionowanym liderem naszego środowiska politycznego i twórcą nie tylko naszej formacji, ale także założeń programowych, które realizujemy i bez których nie osiągnęlibyśmy obecnego sukcesu. Nie budujmy takich spiskowych teorii. W tym samym wymiarze, o którym mówię, człowiekiem prezesa Kaczyńskiego jest przecież także premier Morawiecki. Tu nie ma próby budowania systemu, że jeden drugiemu patrzy na ręce. Wszyscy jesteśmy drużyną i idziemy w jednym kierunku. Udaje nam się uniknąć niszczących wojen, które zniszczyły inne formacje, jak AWS czy SLD.

Co z matrycą VAT?

Chcemy wrócić do projektu. Były wątpliwości do jednego elementu dotyczącego napojów z zawartością soku. Z punktu widzenia całości ustawy to głośny, ale drobny element. Dojrzeliśmy do tego by dokonać korekt i wrócić z tym projektem jeszcze w tej kadencji Sejmu.