Dlaczego zmyślona historia, która dzieje się dawno temu w odległej galaktyce, miałaby nam mówić cokolwiek istotnego o świecie współczesnym?
Bo takie było zamierzenie reżysera "Gwiezdnych wojen" George'a Lucasa. Chciał, jak sam później przyznawał, przedstawić historię uniwersalną, mówić o realnym świecie, opowiadając bajkę dla dorosłych. Skoro dzieci uczą się z podań i baśni właściwych postaw, nabywając dzięki nim wiedzę o dobru i złu, to dorośli też mogą.
Lucas chciał opowiedzieć o państwie totalitarnym?
Tak. "Gwiezdne wojny" można odczytywać w tym kontekście na co najmniej dwóch poziomach. Jako nawiązanie do realnych zdarzeń historycznych, dwóch totalitaryzmów XX w.: hitlerowskiego i stalinowskiego. Odniesienia do tego drugiego znajdujemy w epizodach 4-6, a do pierwszego w 1-3. Wielkiego Kanclerza Republiki Galaktycznej Sheeva Palpatine'a, późniejszego złowrogiego Imperatora oraz Dartha Sidiousa w jednej osobie, można postrzegać jako odpowiednik Hitlera czy Stalina. Drugi poziom to opowieść o procesie budowania państwa totalnego. I zarazem przestroga przed tym, że nawet rozwinięta demokracja może w pewnych warunkach przepoczwarzyć się w bezwzględne Imperium, w którym jednostka nie ma znaczenia. Dlatego właśnie procesy zachodzące w uniwersum gwiezdnowojennym można przykładać do realnego świata.
Reklama
Reklama
Zatem przyłóżmy. Ale czy nie dojdziemy wówczas do wniosku, że Imperator Palpatine to dziś prezydent Rosji Władimir Putin albo przywódca USA Donald Trump?
To porównanie byłoby przesadne. Nie.
A jednak w książce "Gwiezdne wojny a filozofia polityki" zwracasz uwagę na to, że galaktyczna wojna zaczęła się od sprowokowanego celowo konfliktu handlowego. Ostatnie lata to zaś czasy wojen celnych, inspirowanych częściowo przez Amerykę.
Wojny handlowe to zarówno w "Gwiezdnych wojnach", jak i w realnym świecie droga do zaburzenia ładu międzynarodowego i wywołania prawdziwego konfliktu, ale też do wzmocnienia i rozszerzenia uprawnień władzy. Protekcjonizm może być zatem pierwszym krokiem wiodącym ku upadkowi demokracji. Ale nie oznacza to, że dzisiejsi światowi przywódcy to inkarnacje Palpatine'a. W przekonaniach wielu ludzi pojawia się zgoda na protekcjonizm, ale nie czyni to z nich tak okropnej postaci.
Ale chyba też nie czyni z nich królowej Amidali...
Oczywiście, że nie. Amidala bywa postrzegana jako uosobienie dobroci i moralności, choć oczywiście też popełnia błędy. Jej najważniejszą zaletą jako lidera społecznego i politycznego jest świadomość niebezpieczeństw rozszerzającej się władzy. Współczesnym politykom często tego brakuje.
Są więc po ciemnej stronie mocy czy nie są?
W "Gwiezdnych wojnach" ciemna i jasna strona mocy to typy idealne. Działania naszych rządów mają w sobie cechy obu mocy, żaden z nich nie odzwierciedla jej któregoś typu w stu procentach. Weźmy kwestię handlu. Jasna strona mocy jest na handel otwarta, a współczesne rządy? Różnie z tym bywa. Tu przydatną miarą są indeksy wolności gospodarczej. Wskazują one kraje niemal całkowicie otwarte na handel, które zdemontowały systemy celne, czym sprzyjają długookresowo nie tylko sobie, ale też wszystkim innym uczestnikom globalnej gospodarki. Jak mawiał pewien francuski myśliciel: "Jeśli żołnierze mają nie przekraczać granic, to muszą robić towary".