Mamy do czynienia z wojną kultur? Po raz pierwszy to określenie pojawiło się pod koniec lat 60. XX w., kiedy wybuchła rewolucja dzieci kwiatów. Ich ideologia skrócona do make love not war przewróciła do góry nogami stary świat – potem już nic nie było takie samo.
Ta wojna kultur trwa od zawsze, miała miejsce w starożytności, w średniowieczu i w późniejszych wiekach, mamy ją i teraz. Za tymi wojnami często stali filozofowie, którzy pociągali swoimi ideami grupy kontestujące rzeczywistość, pragnące zmian. Po drugiej stronie mieli „starych”, narzekających, że dzisiejsza młodzież jest zła, pragnących utrzymać status quo. Wojna kultur wpisana jest w naszą historię, w naturę człowieka, który przez zmiany dąży do rozwoju, samodoskonalenia się, realizacji. Podobnie jest teraz – na te wszystkie wydarzenia wokół nas należy patrzeć z dystansem, przyjąć je za rodzaj publicznej debaty. Porzucić emocje i patrzeć, co się wydarzy.
Debatę można prowadzić, także rzucając kamieniami, nieraz się tak w historii zdarzało. Pan mówi o ideach, filozofii i debacie, a ja będę utrzymywać, że to po prostu polityczna ustawka. Nie tylko Białystok, także inne akcje kończące się kryteriami ulicznymi – spór o migrantów na przykład. Dzięki temu można mobilizować masy wyborców, utrzymywać ich emocje w nieustannym wzmożeniu.
Zapewne bez politycznych zachęt tych wydarzeń w Białymstoku by nie było albo miałyby o wiele mniejszy zasięg i znaczenie. Naprawdę jednak mamy do czynienia z dyskusją o tym, jak powinien wyglądać porządek społeczny w Polsce. To jest realny problem ideologiczny, ale również społeczny i kulturowy. To, co możemy obserwować, to zderzenie konserwatyzmu z liberalizmem – nie prawicy z lewicą, jak chcą niektórzy, ale różnych podejść do życia. Pragnienia swobody, bycia tym, kim się chce i chęci zachowania starego porządku, niezmienności, tradycji. Te ostatnie dają poczucie bezpieczeństwa, ludzie to lubią. Dobrym przykładem są lata komuny, przed 1989 r., które do dziś wielu ludzi wspomina z sentymentem. Żyli wprawdzie w czasach niedoboru, pod autorytarną władzą, ale wszystko było stabilne. Homo sovieticus był w gruncie rzeczy konserwatystą. Konserwatywny jest też autorytarny populizm: jest przywódca, który realizuje oczekiwania ludu, a lud chce bezpieczeństwa i przewidywalności. Dlatego będzie się bronił przed zmianami. I to moim zdaniem obserwujemy teraz na naszym polskim podwórku – choćby dyskusję na temat pedofilii i miejsca Kościoła katolickiego w państwie, jaka wybuchła po filmie Sekielskich. Albo coraz bardziej żywiołowe manifestacje mniejszości. To budzi opór grup konserwatywnych, oczywiście sprzeciwiają się w imieniu rodziny, tradycji, porządku społecznego. Oburzają się: czego wy chcecie, i tak macie już dużo za dużo.
Reklama
Ale i tak wszystko sprowadza się do czterech liter, czyli kto z kim może uprawiać seks. I mamy gotową dawkę nowego infotainmentu do programów informacyjnych...
Reklama
Każdy powinien mieć prawo do decydowania o sobie – to jest dla mnie bezdyskusyjne. Ale zgadzam się, że u nas wszystko jest wulgaryzowane, sprowadzane do seksualności. Abstrakcyjne wartości są zbyt trudne, lepiej więc sprowadzić dyskusję do prostego tematu: np. adopcji dzieci przez gejów i lesbijki. Takie światopoglądowe kwestie budzą ogromne emocje. Odkąd przeniosłem się z miasta na podlubelską wioskę, mam wrażenie, że dużo większe właśnie w małych miejscowościach. I faktycznie, polityka bardzo nam się zmedializowała, wszyscy walczą o oglądalność, słuchalność, cklickbaity. Wyciąga się więc na wierzch niezwykłości: za patologiczną rodziną mamy informację o morderstwie, dalej polityka, który kradnie, a za nim pedofila. Wszystko wyolbrzymione, przejaskrawione, podlane sensacyjnym sosem. A politycy to wykorzystują, żeby ugrać coś dla siebie. Problemem jest, że w mediach i polityce funkcjonujemy w pewnych skrótach myślowych uniemożliwiających rzeczową rozmowę. Bo jakiej dyskusji można oczekiwać po przekazie, który brzmi (teraz ja przejaskrawiam): Czy jesteś za homoseksualistami adoptującymi, a potem wykorzystującymi dzieci? A z drugiej strony: Czy jesteś za tym, aby księża bezkarnie gwałcili ministrantów? Takie stawianie spraw blokuje dialog społeczny na poważne tematy.