Na przykładzie wczorajszego spotkania Emmanuela Macrona z Władimirem Putinem w Fort de Brégançon na południu Francji wyraźnie widać, jak niską cenę płaci Rosja za łamanie prawa międzynarodowego. Rosyjski prezydent od 2014 r. nie poszedł właściwie na żadne istotne ustępstwo wobec Zachodu. Tymczasem jest przyjmowany przez przywódców tego Zachodu, tak jakby nie było aneksji Krymu, separatystycznych republik, rzezi Aleppo czy ataku chemicznego na Siergieja Skripala. Wystarczyło, że w ubiegłym tygodniu kontrolowany przez Kreml sąd zamienił areszt śledczy na domowy dla zatrzymanego w Rosji i oskarżanego o defraudacje francuskiego inwestora Philippe’a Delpala, by Paryż stracił hamulce w wyciąganiu Putina z międzynarodowej izolacji.
W tym nowatorskim podejściu do Kremla jeszcze dalej idzie szef niemieckiego MSZ Heiko Maas. Rozumiejący Rosję socjaldemokrata, który z wykształcenia jest prawnikiem, w środę i czwartek będzie gościł w Moskwie na zaproszenie Siergieja Ławrowa. Rozmowy będą prowadzone zaledwie jeden dzień przed okrągłą 80. rocznicą podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. Trudno uwierzyć, że Maas nie rozumie kontekstu i symboliki tego wydarzenia. Jeszcze przed wylotem do Moskwy magazyn "Der Spiegel" opublikował głośny i mocno komentowany materiał poświęcony systematycznej rehabilitacji przez Rosję "diabelskiego paktu" z sierpnia 1939 r. i wykorzystywaniu go w bieżącej polityce.
"Debatę (o rehabilitacji umowy – red.) należy traktować poważnie. Jest ona czymś więcej niż tylko historyczną bagatelą czy wyrazem nostalgii za Stalinem. Nie jest też jedynie wewnętrzną sprawą rosyjską. Dotyczy stosunku Rosji do prawa międzynarodowego, a tym samym aktualnej polityki międzynarodowej. Pakt ma do dziś wpływ na geopolityczną rzeczywistość w Europie", czytamy w magazynie. Niespełna dwa lata temu niemieckie władze miały podobne zdanie co „Der Spiegel”. Wywodzący się z SPD prezydent, a wcześniej wieloletni szef MSZ Frank-Walter Steinmeier w rocznicę podpisania paktu poleciał do Estonii, by choć symbolicznie zapewnić jej władze o solidarności w obliczu agresywnej polityki Kremla. Przez te dwa lata po stronie Rosji nie zmieniło się absolutnie nic, co mogłoby uzasadnić wizytę Maasa w Moskwie.
Najsmutniejsze jest to, że ani Macron, ani Angela Merkel i Maas nie działają w ramach przypadkowych inicjatyw, które można by wytłumaczyć np. głupotą. Francuski prezydent w czerwcu spotykał się z Putinem podczas szczytu G20 w Japonii. Wcześniej, w listopadzie 2018 r. – rozmawiał z nim na G20 w Argentynie. Rosyjski prezydent odwdzięczył się z kolei ciepłym przyjęciem Macrona na Forum Ekonomicznym w czerwcu 2018 r. w Sankt Petersburgu i podczas mundialu w Moskwie.
Reklama
Niemcy - Maas i Merkel - gościli z kolei szefa rosyjskiego sztabu generalnego Walerija Gierasimowa, który na co dzień ma zakaz wjazdu do Unii Europejskiej, Szwajcarii, Kanady, Australii i Liechtensteinu za operacyjny nadzór nad aneksją Krymu. Omijając sankcje, Berlin powoływał się na bezpieczeństwo narodowe. Sam Władimir Putin jakby nigdy nic pojechał do położonego niedaleko Berlina Mesebergu (ostentacyjnie się spóźnił na spotkanie z Merkel).
Reklama
Jeszcze bardziej zaawansowany w budowaniu przyjaznych relacji z Rosją jest lider sondaży we Włoszech i najpewniej przyszły premier tego państwa Matteo Salvini. Na długo przed objęciem urzędu szefa MSW, ale już po aneksji Krymu spotykał się z członkiem komisji spraw zagranicznych Dumy Siergiejem Żelezniakiem. W grudniu 2014 r., tuż przed bitwą o Debalcewe na Donbasie, widział się z szefem komisji ds. gospodarki Igorem Rudenskim. Najbliższy współpracownik Salviniego Gianluca Savoini poszedł jeszcze dalej, pozując w Moskwie do zdjęć na tle mapy półwyspu z odpowiedzialną za sprawy Krymu w rosyjskim rządzie JelenąAbramową.
W ważnych stolicach Zachodu zrobiło się tak miło, że media zaczęły spekulować o możliwości powrotu Rosji do formatu G8, z którego wykluczono ją po aneksji Krymu (podobny proces dokonał się już zresztą w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy). Tym bardziej że to właśnie Francja obecnie przewodzi pracom G7. Najbliższe spotkanie tego formatu jest planowane na ten weekend w położonym nad Zatoką Biskajską Biarritz.
Gdy Paryż, Berlin i Rzym wracają do rozmów z Rosją, analitycy, np. wczoraj Robert Parsons, szef działu zagranicznego France24, na antenie tej telewizji, przekonują, że należy spojrzeć na nie w globalnym kontekście – Syrii, handlu, Iranu czy prób uregulowania konfliktu na Donbasie. W Warszawie, Wilnie, Rydze czy Tallinie te argumenty nie brzmią jednak przekonująco. Jak pisaliśmy w DGP, fetowanie za darmo Putina, takie jak w Brégançon, albo wpuszczanie do Niemiec Gierasimowa wygląda po prostu jak zdradadyplomatyczna.
Rządy otwierające się na Kreml bez wyraźnej zmiany polityki rosyjskiej obniżają bezpieczeństwo nie tylko wschodniej flanki NATO, ale też całego Zachodu. Warto o tym pamiętać, gdy wspomina się o jednostronnym podejściu Polski w zabiegach o większą liczbę żołnierzy USA nad Wisłą. Argumenty o rozbijaniu jedności Sojuszu przez władze w Warszawie, które pojawiają się w tym kontekście, nie wyglądają sensownie. Szczególnie gdy są wypowiadane blisko okrągłej rocznicy paktu Ribbentrop-Mołotow, którą Francuzi spędzą wraz z Władimirem Putinem, a Niemcy z SiergiejemŁawrowem.