Przodujemy w Europie w liczbie wypadków na drogach – w 2018 r. zginęły 2862 osoby. To o ponad tysiąc więcej niż w Hiszpanii, choć ta jest od nas ludniejsza. Czy musiało dojść do tragedii na warszawskich Bielanach, by rząd wreszcie poważnie potraktował problem?

Reklama

Oczywiście, że nie. Politycy od lat wiedzą, co należy zrobić, bo w ministerialnych szufladach leżą odpowiednie analizy, wiemy także, jakie rozwiązania sprawdzają się na świecie. Niestety – nie tylko za rządów PiS, lecz za poprzednich także – decydenci nie interesują się poprawą bezpieczeństwa na drogach. I dopiero po tragicznych wypadkach, jak np. ten na Bielanach, gdzie na przejściu dla pieszych zginął pod kołami pędzącego samochodu młody mężczyzna, któremu cudem udało się wcześniej zepchnąć z jezdni żonę i dziecko, w końcu pod presją opinii publicznej podejmują działania. Ale to nie jest dobre, bo taka wymuszona przez media akcyjność nie może równać się z długotrwałą i planowaną polityką.

Czy teraz rząd w końcu na poważnie zmierzy się z tym problemem?

Mam nadzieję, bo po raz pierwszy powiedział o tym szef rządu – i to w exposé. Zapowiedział kilka szczegółowych rozwiązań, m.in. zmianę przepisu w sprawie ochrony prawnej pieszych przed przejściami. Zasugerował również ponoszenie większej odpowiedzialności finansowej przez tych, którzy łamią prawo na drogach. Być może doczekamy się sensownych zmian, które od lat odkładano.

Reklama

Najgłośniej dyskutowana propozycja dotyczy wprowadzenia pierwszeństwa dla pieszych jeszcze przed pasami. Wielu krytyków uważa, że przyniesie to skutek odwrotny od zamierzonego – i tylko przybędzie ofiar na przejściach.

W Polsce trudno jest dyskutować z wieloma kierowcami, bo są przekonani, że skoro dużo jeżdżą, to wiedzą lepiej. Ja, broniąc tego przepisu, nie opieram się na domysłach czy wierze, wolę fakty i dane. Mamy liczne doświadczenia krajów zachodnich, w których takie przepisy obowiązują – i wypadków na przejściach jest znacznie mniej. Teraz mamy też argument dla tych, którzy uważają, że to co dobre na Zachodzie, u nas się nie sprawdzi. Litwini ponad rok temu dali pierwszeństwo pieszym – i liczba ofiar śmiertelnych na pasach spadła o 40 proc. – z 15 do 9. Przy czym u nich łączna liczba zabitych i wypadków rośnie, ale na przejściach spada. Oczywiście litewskie dane są niewielkie, jeśli chodzi o liczby, więc traktujmy je ostrożnie, ale na pewno są mocnym dowodem na to, że ludzie nie zaczęli bezrefleksyjnie wkraczać na przejścia, co sugerują przeciwnicy takich zmian w Polsce.