DGP: Za nami dwie głośne premiery tego roku: serialowego „Wiedźmina” oraz najnowszej części „Gwiezdnych wojen”. Fani pewnie jeszcze długo będą się sprzeczać, czy spełniono ich oczekiwania. Ale czy dobre firmy bronią się same?
Cezary Kruszewski: Bardzo byśmy tego chcieli.
Naprawdę? Gdyby dobre filmy broniły się same, to dystrybutorzy nie byliby potrzebni.
Reklama
Chodzi mi o to, że mieliśmy w portfolio doskonałe filmy osiągające sukcesy na festiwalach, które mimo naszych starań nie przyciągnęły widzów. Z kolei taka produkcja jak „Bogowie” zachwyciła krytyków oraz widzów i jeszcze przyniosła duże zyski. Problem w tym, że w tej branży nie zawsze uda się przewidzieć reakcje widzów.
Reklama
Czyli można nakręcić bardzo dobry film, który mało kto będzie chciał zobaczyć.
Oczywiście. Wystarczy spojrzeć na dowolny internetowy serwis gromadzący recenzje i opinie widzów, a potem porównać te wyniki z liczbą sprzedanych biletów, by się przekonać, że nie tak często najlepsze produkcje przynoszą największe pieniądze. Choć zdarzają się fenomeny, jak „Joker” Todda Phillipsa, który został bardzo dobrze przyjęty przez widownię, dzięki czemu zarobił krocie. Studio Warner Bros. na etapie produkcji na pewno nie spodziewało się takiej frekwencji w kinach na całym świecie.
Czy działania promocyjne dystrybutora nie mają właśnie sprawić, by ludzie poszli na film, który początkowo nie wydawał im się atrakcyjny?
Robimy wszystko, aby przyciągnąć widzów, jednak czasami nasze starania nie przynoszą efektów. Bo tak naprawdę najważniejszy jest poruszany przez film temat. Dobrze zarabiające „Joker” czy „Boże ciało” Jana Komasy to produkcje zaangażowane społecznie. Tak samo „Nieplanowane” Cary’ego Solomona oraz Chucka Konzelmana. Ten ostatni film, poruszający tematykę aborcji, miał w ogóle nie pojawiać się w kinach, ale po wielu petycjach trafił na srebrny ekran i do dziś zobaczyło go w Polsce ponad 340 tys. widzów. Więcej niż wiele rodzimych produkcji święcących triumfy na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni.