Więc zapowiedziany na najbliższą sobotę kongres PiS Kaczyński "wygra". Ale pytanie za jaką cenę. Czy PiS oczyszczony z wykształciuchów, sprowadzony do poziomu wiernej kadrówki sprawnie zarządzającej populistycznym językiem i elektoratem, będzie jeszcze kiedykolwiek mógł spełnić prawdziwe ambicje Jarosława Kaczyńskiego, ambicje stworzenia polskiej CDU, szerokiej nowoczesnej centroprawicy, która miałaby szansę zakończyć idiotyczną polską "wojnę na górze".

Reklama

Ludwik Dorn uruchomił kiedyś słowo "wykształciuch", które zdecydowanie wymknęło się spod jego kontroli i w prostackich polskich sporach polityczno-medialnych zaczęło oznaczać po prostu inteligenta. Dzisiaj to on, a także Ujazdowski, Zalewski i popierający ich inteligenccy działacze PiS z Wrocławia czy Krakowa sami stali się wykształciuchami w oczach większości aparatu i elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Ich bunt jest dla reszty partii niezrozumiały i groźny. Listu trzech byłych wiceprezesów do delegatów na kongres nikt w partii nie czytał, co z pewną dumą oświadczają wypytywani przez dziennikarzy działacze i delegaci.

Donald Tusk także - w podobnym czasie jak Kaczyński - rozegrał swoją twardą walkę o władzę nad partią. Ale Jarosława Gowina w partii utrzymał, Radosława Sikorskiego przyciągnął. I pewnie marzy mu się wchłonięcie dysydentów z PiS. Przynajmniej tych konserwatywnych, bo Ludwik Dorn jest dla niego zbyt kontrowersyjny.

Ta sytuacja oznacza jednak, że PiS nie tylko pozwala się wypchnąć z centrum, ale likwidując swoich wykształciuchów traci kolejne narzędzie, by kiedykolwiek do centrum powrócić. Oczywiście na krótką metę jest to opłacalne. W ostatniej kampanii wyborczej zorientowanej już tylko na mobilizację "biednych" przeciwko "bogaczom" i zdrowego ludu przeciwko łże-elitom PiS i tak zebrał więcej głosów niż w wyborach 2005 roku, kiedy spory elektorat centrowy jeszcze ta partia posiadała. Jarosław Kaczyński wie, że o elektorat ciemnogrodu i moherów, czyli ludzi, którzy zapłacili ekonomiczną i społeczną cenę polskiej transformacji, nawet społeczni wrażliwcy z LiD nie będą z nim konkurować. Oni zazdroszczą Platformie głosującej na liberałów młodzieży z wielkich miast - Warszawy, Krakowa, Londynu... I to o nią będzie walczył Olejniczak z Tuskiem.

Reklama

Zatem PiS po likwidacji inteligenckiego buntu może się stać partią konsekwentnie populistyczną. W idiotycznej "wojnie na górze", która nigdy się w Polsce nie zakończyła, może odgrywać rolę reprezentanta społecznych dołów, przeciwko elitom. Ale taki elektorat i język skazują PiS na trwałą marginalizację. Społeczeństwa się z takich pozycji nie zmodernizuje, a i państwem rządzić nie sposób.

Rozumieją to inteligenccy dysydenci w Prawie i Sprawiedliwości, którzy nie chcą zniszczyć swojej partii, ale przeciwnie, przywrócić jej zdolność do sprawowania władzy w państwie. Jednak dwór Kaczyńskiego chyba tego nie rozumie, bo dla nich każde miejsce we władzach i aparacie PiS opróżnione z wykształciucha będzie miejscem, które oni sami będą mogli zająć. Nie rozumie tego także prezydent Lech Kaczyński, dzisiaj głowa "PiS-owskiego rządu na uchodźstwie", bo on od dawna po prostu lepiej się czuł w towarzystwie Anny Fotygi czy Aleksandra Szczygły niż Ujazdowskiego, Zalewskiego czy Dorna, którzy zadawali trudne pytania i nie zapewniali poczucia psychicznego bezpieczeństwa.

Czy konsekwencje zmiany społecznej w obrębie PiS rozumie przynajmniej Jarosław Kaczyński, jedyna poza inteligenckimi dysydentami osoba w tej partii naprawdę zdolna do długofalowej politycznej refleksji? Trudno powiedzieć, bo to w końcu on otoczył się dworem, który zamiast z nim dyskutować, basował mu i przytakiwał. To on wybrał Karskiego czy Kuchcińskiego zamiast Dorna czy Ujazdowskiego. Zapłacił za to cenę w debatach przedwyborczych. Rozmawiając od dwóch lat z ludźmi, którzy tylko mu przytakują, nie umiał już rozmawiać z tymi, którzy przyszli się z nim pokłócić.

Trudno mi uwierzyć, że komfort, jaki daje bycie otoczonym przez ludzi, nad którymi wyraźnie się intelektualnie dominuje, może być dla Jarosława Kaczyńskiego ważniejszy niż długofalowe losy własnej formacji. Bo bez wykształciuchów polskiej CDU nie zbuduje się nigdy.