Mamy trzy kaczory. Piękne. Żona wypatrzyła je gdzieś w internecie. To hinduska rasa, która zjada wstrętne ślimaki bez skorup. Te, które zżerają kwiaty i warzywa. Cóż panią sprowadza w moje strony?

Czyli pan pyta, ja odpowiadam?

Proszę pytać.

Zdążył pan poprawić projekt Muzeum Bitwy Warszawskiej?

Reklama

Padła pani ofiarą dezinformacji mediów. Projekt został istotnie zmniejszony i rozwiązaliśmy parę znaczących problemów technicznych i społecznych, by możliwa była jego realizacja. To nie poprawianie, tylko ewolucja według wytycznych inwestora. Cała dokumentacja wykonawcza, 14 tomów, została już mu przekazana. Ma prawomocne pozwolenie na budowę Muzeum Bitwy Warszawskiej i budowa ruszyła. Materializacja idei w architekturze jest bardziej skomplikowana, niż mówią w mediach.

Reklama

Staram się rozumieć ten trud.

Przy dzisiejszym realizmie komputerowych prezentacji to, czy coś ma w naturze 100 metrów wysokości, czy 70, dla profanów wydaje się tym samym. Nasze Maszty Stulecia obniżyliśmy o jedną trzecią. Wtedy ich koszt spadł dwukrotnie. A i tak będą najwyższymi masztami flagowymi w Polsce.

Panie... No właśnie, jak się powinnam do pana zwracać? Panie pośle, panie doktorze?

Może być "panie inżynierze". Tak mówili do mnie Herbert i Szpotański.

Panie inżynierze, jest polityka, politycy, rozmowy, ugadania.

Ugadania? Co za słowo! Jako profesjonaliści znamy inne: uzgodnienia. Może wpłynie pani na to, żeby zlikwidowano część z nich? Służą tylko blokadom i biurokracji. Kiedy wygrałem konkurs na budynek telewizji publicznej, budując go, przeżyłem chyba 10 prezesów TVP. W takiej sytuacji warto zadać sobie pytanie, za co bierze odpowiedzialność inwestor, a jaką ponosi projektant.

Pan?

Reklama

Taka jest cecha tego zawodu, że za finalny efekt – piękno czy brzydotę – odpowiedzialność ponosi projektant, póki jest gotów uczestniczyć w procesie budowy. Zawsze też jest tak, że po drodze trzeba przejść ileś zmian i adaptacji. Najważniejsze jest jednak to, żeby ta główna, inicjalna idea projektu ocalała.

Budynek TVP, ta idea, został uznany ponad 10 lat temu za Makabryłę (antynagroda architektoniczna przyznawana przez portal Bryla.pl – red.).

Nawet wiem, kto za tym stał, kto ten hejt nakręcił. Projektant postmodernistycznego kościoła nieopodal, na Woronicza. No, ale mniejsza z tym. Mnie wystarczy, że idea Wieży Babel jako symbolu mediów była pozytywnie oceniona przez brytyjskiego architekta Josepha Rykwerta, szwajcarskiego – François Mentha i paru innych. Nie uważam, że architekt powinien bronić swojej pracy, mówiąc: chciałem zrobić to i to. Nie chcę być sędzią własnych projektów. Budynek TVP, projekt z 1997 r., jest teraz w czyśćcu. Zobaczymy, czy przetrwa. Są jego zwolennicy, są przeciwnicy. Szkoda, że iluś rodzimych krytyków nie pyta wprost: jakim prawem śmiałeś zrobić coś autorskiego, własnego, a nie tylko repetycję tego, co widać wokół w dowolnym kraju. Nowatorskie i kontrowersyjne projekty w Polsce może robić Liebeskind czy Foster, ale już nie ktoś stąd. Zasadą współczesnej polskiej architektury jest déjà vu, oryginalność z drugiej ręki. Widzimy coś na świecie i dopiero wtedy to może u nas być powielane. Są projekty, które potwornie denerwują niektórych tylko dlatego, że inni śmieli je wymyślić. Ta agresja ma także aspekty administracyjne, zawodowe i polityczne. Dlatego proszę spojrzeć na to moje miejsce na ziemi, na ogród, który sam formuję. Tu jestem u siebie, wolny od namiętności rodaków. Proszę traktować ten komentarz poważnie. Zbyt często żyjemy w Polsce, czyli nigdzie.

Mam wrażenie, że to pan mnie nie traktuje poważnie, do tego emocje, nerwy.

Nerwy? W naszym życiu publicznym jest wiele mistrzowskiego zarządzania emocjami, ale na ogół w złych sprawach. Niektórym się wydaje, że mówienie, pisanie, dywagowanie to jest uprawianie polityki. Uważam, że ani w projektowaniu, ani w polityce nie wolno postulować pod własnym adresem. Na przykład mówić: trzeba, żeby to było ze sobą skoordynowane. Albo: dobrze, żeby ludzie się w tym wnętrzu dobrze czuli. To są frazesy. Istotne jest, czy ludzie będą faktycznie się dobrze czuli i czy budowana przestrzeń wytrzyma bieg wydarzeń, różne zarządy, użytkowania, czy da się przerabiać i przemodelowywać.

Bez polityków, bez ich poparcia nie zrobiłby pan Muzeum Bitwy Warszawskiej. Gdyby nie poszedł pan do Jarosława Kaczyńskiego, nie przekonał go, muzeum pana autorstwa w takim kształcie, jak zakłada obecny projekt, by nie powstało.

W demokratycznym i wolnym państwie główne decyzje powinni podejmować politycy, którzy z mandatu wyborców pełnią swoją funkcję. Na przykład samorządy zapominają, że i na nich ciąży odpowiedzialność za działania i zaniechania. Że reprezentują państwo, a nie tylko swoich wyborców. Tak, w pewnym momencie podjąłem ryzyko i stwierdziłem, że założenia, które miało Muzeum Wojska Polskiego dotyczące Muzeum Bitwy Warszawskiej, są niepotrzebnie aż tak rozbuchane. Że to blokuje realizację. Od początku uważałem, że pola bitwy w Ossowie nie trzeba memoryzować wielkością budynku, lecz skupić się na zachowaniu skali krajobrazowej.

I poszedł pan do prezesa Kaczyńskiego, by go o tym przekonać?

Oczywiście. Natychmiast zrozumiał sens tych zmian. Szkoda, że wcześniej inni nie byli na nie gotowi. Podobnie można było już ponad trzy lata temu wybrać z trzech projektów, które leżały na stole, drogę myślenia i koncepcję. Muzeum już stałoby na rocznicę Bitwy. Przecież walki o jej uczczenie – choćby z władzami Warszawy – trwają dłużej niż cała wojna polsko-bolszewicka.

Decydenci mają wyobraźnię? Pytam o Antoniego Macierewicza, Jarosława Kaczyńskiego, o tych, którzy zdecydowali, że powstanie Muzeum Bitwy Warszawskiej.

Finał należał do ministra Błaszczaka. I autorytetów wspierających ideę upamiętnienia zwycięstwa roku 1920: Zofii Romaszewskiej, Andrzeja Nowaka, Jana K. Kelusa. Michał Lorenc ofiarował swoją muzykę, Stefan Assanowicz doświadczenie inżynierskie, Jan E. Rościszewski i Mary Lystad-Radwańska rady menedżerskie. Wszyscy, którzy mnie wspierali, wspomagali wyobraźnię decydentów, by doprowadzić do punktu, w którym jesteśmy. Upór architekta nie wystarczy. Cieszę się, że wygrało zrozumienie ducha miejsca, w jaki sposób ma działać na ludzi. Uważam, że to jest właśnie istota zawodu architekta. Przekonać do takiej, a nie innej materializacji idei. Być elastycznym, ale bez rezygnacji z tego, co najważniejsze: piękna, które budzi emocje. Rozpiętość między tym, co pani tu widzi na rysunku, a tym, co powstanie, jest ogromna. I tę rozpiętość wyznacza wyobraźnia decydentów, procedury biurokratyczne, dziesiątki problemów technicznych. Dzieł architektonicznych nie schowa się za szafę.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>