Jednak zanim zacznie się głosić peany o zapobiegliwości władzy, warto sobie uświadomić kilka spraw. Pierwsza: rząd uruchamiając tarcze, gasił pożar, który sam wywołał. Ogłoszenie lockdownu było przecież jego decyzją. Miała ona uchronić przed zapaścią na wzór włoski służbę zdrowia, która – co chyba możemy już powiedzieć – nie była na epidemię gotowa. Rząd kupował w ten sposób czas na lepsze przygotowanie się do walki z nią. Z tym że zapłacić za to musiała cała gospodarka. Z tego punktu widzenia równoległe uruchomienie pakietów pomocowych było jedynym uczciwym i racjonalnym działaniem, a nie akcją dobroczynną. Rząd w pewnym sensie działał też we własnym interesie. Za niekontrolowany kryzys epidemiczny i tak musiałby zapłacić, choćby w zasiłkach dla tysięcy nowych bezrobotnych. Znacznie gorsze byłoby jednak ograniczenie potencjału do dalszego rozwoju. A sytuacja, w której obywatele zamiast się bogacić, biednieją, nigdy nie jest komfortowa dla władzy. Bo to zawsze może się skończyć jakąś niepożądaną dla niej społeczną reakcją.
Sprawa druga: tarcze antykryzysowe nie były odkryciem Ameryki. Rząd zastosował to, co zrobili inni, wzorując się choćby na niemieckich rozwiązaniach. I też nie od razu, wystarczy przypomnieć, jak niewielką skalę miała tarcza w pierwszej wersji i jak była ułomna pod względem swojej operacyjności. Wciąż bardzo trudno ocenić, czy pomoc zawsze trafiała tam, gdzie powinna, czy niektóre instrumenty – jak 5 tys. zł pożyczki, potencjalnie bezzwrotnej, dla prowadzących działalność gospodarczą – nie były niepotrzebnym dmuchaniem na zimne. Polski Fundusz Rozwoju też dopiero przymierza się do skontrolowania, czy wszystkim beneficjentom jego Tarczy Finansowej udzielona pomoc rzeczywiście się należała.
Skutków ubocznych jest więcej – i to trzeci punkt zestawienia. Nie chodzi o gospodarkę, a raczej o sposób prowadzenia polityki gospodarczej. Najlepszy przykład to zdecydowane pogorszenie przejrzystości finansów publicznych. Nikt nie dyskutuje z tym, że jak dochodzi do kryzysu, który wywołuje w finansach publicznych wyrwę w wysokości 11 proc. PKB (czyli ok. 240 mld zł), to musi urosnąć zadłużenie. Problem w tym, że rząd udaje, że państwowy dług publiczny (liczony metodą krajową) wcale się tak bardzo nie zwiększa. Omijanie własnych reguł fiskalnych – bo o to tu chodzi, zwłaszcza o progi ostrożnościowe dla długu – ma u nas długą historię ponad politycznymi podziałami. Ale na taką skalę nikt tego jeszcze nie robił.
Reklama
Ostatnia sprawa i chyba najważniejsza, to pytanie, czy cel, jaki postawił sobie rząd, uruchamiając pomoc antykryzysową, został osiągnięty. Odpowiedź brzmi: na razie tak. Na razie, bo dziś polska gospodarka przypomina trochę szybowiec, który właśnie odciął się od samolotu prowadzącego i teraz musi lecieć sam. I tylko od umiejętności pilota (czy też pilotów) oraz od warunków zewnętrznych zależy, jak długi i wysoki będzie to lot. Udało się osłabić pierwsze uderzenie kryzysu, fali bankructw nie było, rynek pracy został zahibernowany – ale co się stanie, gdy zabraknie pieniędzy z tarcz? Czy rolę finansującego przejmą na siebie komercyjne banki? Na razie – co wiemy z danych o podaży pieniądza – przedsiębiorcy raczej się oddłużają, niż zaciągają nowe zobowiązania. I nie sposób powiedzieć, czy to skutek spadku popytu na kredyt (nie zaciągam, bo nie wiem, czy spłacę), czy śrubowania wymogów przez banki (nie udzielam, bo nie wiem, czy dostanę pieniądze z powrotem). A jeśli luka po tarczach nie zostanie uzupełniona i firmy będą miały problemy z płynnością? Wieszczą to już niektórzy spece od ubezpieczania należności, np. analitykom firmy Atradius wychodzi, że liczba niewypłacalności w Polsce wzrośnie o 18 proc., a na całym świecie o jedną czwartą. Czy to oznacza, że wzrostu bezrobocia nie da się jednak uniknąć? Ile osób potencjalnie mogło stracić pracę, też wiemy z oficjalnych danych – według GUS w II kwartale prawie 640 tys. osób, choć formalnie zatrudnionych, nie pracowało z powodu przerw w działalności firmy. Co wtedy stałoby się z konsumpcją, która ma nakręcać wzrost gospodarczy? W zwiększanie inwestycji firm mało kto dziś wierzy, bo kulały one jeszcze w czasach przedpandemicznych.
Reklama
Na podziękowania za skuteczną politykę gospodarczą będzie jeszcze czas. Gdy przynajmniej na część tych pytań będziemy znać odpowiedzi.