Czy to tylko wrażenie, czy w ostatnich latach polaryzacja poglądów to w Polsce coraz powszechniejszy problem? Pewnie wiele rodzin ma takie tematy, które w rozmowach omija, aby nie doszło do kłótni. A po ostatnich protestach po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego słychać głosy, że konflikty w niektórych rodzinach nasiliły się i zdarza się np., że rodzice zrywają kontakt z dziećmi z powodu różnic w poglądach politycznych.

Reklama

Dr Paula Pustułka z Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS: Napięcia międzypokoleniowe, które były obecne zawsze, we współczesnej Polsce są szczególnie widoczne. Dzisiejsi młodzi dorośli są wychowani w innego typu rodzinach, niż ich rodzice. Bardzo zmieniła się np. kategoria szacunku wobec starszych. Dawniej elementem wychowania był "kult" skierowany wobec rodziców, wobec dziadków. A przejawem tego szacunku było reprodukowanie – lub brak otwartego kontestowania - wzorców moralnych, wartości i norm poprzednich pokoleń. Teraz jednak wzory socjalizacyjne nie zawierają takiej hierarchii. Dystans między rodzicami i dziećmi bardzo się skrócił, a dzieci są zachęcane do ekspresji, indywidualizmu i krytycznego spojrzenia na świat. Młodzi dorośli wychowani są w poczuciu, że ich poglądy to ich wybór.

Problem pojawia się na przecięciu oczekiwań: z jednej strony osoby starsze oczekują, że ich dzieci będą powielać ich własne podejście do różnych kwestii. Z drugiej strony osoby młode uważają, że powinny akcentować swoje indywidualne poglądy, a rodziców nie powinno to ani dziwić, czy tym bardziej oburzać.

Reklama

Ale czy zawsze było tak, że ta oś walki politycznej przebiegała przez środek rodzin?

Rodzina zawsze była miejscem ścierania się tradycji i innowacji czy nowoczesności. W cyklu rozwojowym jednostki bunt młodzieńczy, a później wchodzenie w dorosłość, to jest właśnie dojrzewanie jednostki do autonomii poprzez akcentowanie swojej odmienności wobec rodziny pochodzenia. Często myślimy o dojrzałości i autonomii w kategoriach klasycznych – jako wyprowadzka z domu, zdobycie pracy i samodzielności finansowej. Choć te są ważne, współczesne teorie socjologiczne duży nacisk kładą jednak na moralną dojrzałość jednostki i akcentowanie jej autonomii – poglądów politycznych, partycypacji społecznej, zaangażowania. Te "nowe" obszary uzyskiwania autonomii wprowadziły politykę bardzo mocno do międzypokoleniowych relacji rodzinnych.

W przestrzeni publicznej poruszanych jest jednak wiele tematów, które zyskują status konfliktów na tle politycznym i stają się nowymi źródłami niezgody. Ocena działań polityków, Kościoła katolickiego, podejście do pandemii, noszenia maseczek, szczepień, zmian klimatu, aborcji, mniejszości seksualnych...

Reklama

W poprzednim systemie politycznym był jeden wróg i to wobec niego stawiano się w opozycji, a wzorce przynależności politycznej były dziedziczone. Nie było też przestrzeni, aby rozmawiać na wiele trudnych tematów. Wtedy uważało się, że poglądy to sprawa osobista. A dziś w związku z szerokim dostępem do mediów - również społecznościowych, te przemilczane konflikty zostały przerzucone do sfery publicznej. Następuje tzw. detabuizacja tematów, które kiedyś uważalibyśmy za sprawy prywatne.

Dawniej wychodzono z założenia, że tylko kwestie ważne dla większości społecznej pojawiają się w sferze publicznej - co oznaczało, że każdy ma sobie sam z danym konfliktem radzić niejako "prywatnie". Teraz włączamy do debaty życia publicznego i politycznego grupy wcześniej marginalizowane, które nie miały wcześniej możliwości wyrażenia swoich interesów i poglądów na daną kwestię. Dziś rozmawiamy na trudne tematy. Z punktu widzenia demokracji i społeczeństwa to dobre zjawisko, które jednak na poziomie rodzin czy niewielkich grup powoduje trudności, może kończyć się konfliktami i problemami w relacjach.

W niektórych rodzinach jednak polityka staje się ważniejsza niż rodzina. Co zrobić, żeby łagodzić tam konflikty światopoglądowe?

W Polsce mamy ogromne pokłady solidarności rodzinnej. W badaniach międzynarodowych – na przykład cyklicznego European Values Study - wypadamy zwykle na bardzo rodzinnych. Deklarujemy, że rodzina jest najważniejsza i to ma przełożenie na praktykę. Z jednej strony odznaczamy się znaczną solidarnością rodzinną: Polacy w rodzinie sobie pomagają, udzielają wsparcia finansowego, relacyjnego, opiekują się sobą. Z drugiej jednak strony coraz więcej osób wybiera model "rodziny z wyboru", kiedy to przyjaciele stają się ważniejsi niż krewni, jeśli chodzi o pomoc relacyjną czy emocjonalną. Nie jest to zmiana uniwersalna. W wielu rodzinach relacje pozostają tradycyjne i według mnie nie będzie tak, że młodzi ludzie zaczną się masowo od rodziców odcinać. Myślę jednak, że będzie wzrastać odsetek osób, które poza rodziną będą szukać solidarności – w tym wsparcia emocjonalnego i potwierdzenia politycznego.

Czy efekt baniek informacyjnych w mediach społecznościowych i to, że każdy ma wyrobione zdanie w każdej sprawie – da się odwrócić?

Myślę, że nie. Pytanie tylko, co rodziny z tym zrobią. Czy różne pokolenia w rodzinie będą w stanie porozmawiać o jakichś sprawach i funkcjonować pomimo różnic, czy może w rodzinach nastąpią przewartościowania na podstawie wzajemnych doświadczeń. Myślę, że warto, aby ludzie dyskutowali ze sobą i tłumaczyli, skąd wynikają ich poglądy i ich przekonania.

A czy Polacy łatwo zmieniają przekonania?

Różni ludzie w różnych okresach różnie myślą o takich tematach, jak na przykład religia, seksualność czy reprodukcja. Wiek i doświadczenie grają tu ważną rolę. Polacy są znani z tego, że są kapryśnymi wyborcami – wystarczy spojrzeć na to, jak ugrupowania polityczne pojawiają się, stają się ekspresowo popularne, a potem równie szybko tracą na znaczeniu na scenie politycznej. W świetle badań CBOS czy Polskiego Generalnego Studium Wyborczego trudno mówić o żelaznych elektoratach czy stałych „na zawsze” poglądach.

Skoro zatem zmieniamy poglądy, jeśli chodzi o poparcie dla partii politycznych, to wydaje mi się, że jest jeszcze przestrzeń na dyskusję o sprawach trudnych, także w rodzinie. Takie rozmowy powinny się w rodzinach odbywać, bo to przygotowanie do życia w społeczeństwie obywatelskim. Zanim zaczniemy się z kimś sprzeczać na arenie politycznej, warto swoje argumenty przetestować w środowisku rodzinnym.

Tendencję do polaryzacji postaw widać chyba nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach...

Polaryzacja opinii nie jest zjawiskiem ani charakterystycznym dla Polski, ani historycznie i społecznie czymś nowym. Ta polaryzacja może się nam jednak wydawać w czasach pandemii bardziej dotkliwa. Nie spotykamy się z wieloma ludźmi, więc mamy potrzebę wynajdowania nowych sposobów artykułowania swoich poglądów. I tu mamy do dyspozycji media społecznościowe.

Ekrany zabiegające wiecznie o naszą uwagę potęgują i nasilają – w naszej percepcji - te zjawiska polaryzacji. Nie da się wejść na żadną stronę informacyjną bez czytania o napięciach i konfliktach. Te konflikty stają się więc naszym udziałem. Tematy, w których mamy dychotomie tych co „za” i tych co „przeciw” są tak powszechnie obecne, że chcąc nie chcąc musimy się do każdego z nich ustosunkowywać. Nie jest to złe, ale jest to trudne dla jednostek.

Wróćmy jeszcze do tematu detabuizacji i włączania do debaty publicznej grup, które wcześniej w niej nie uczestniczyły. Skutkiem tego zjawiska jest również to, że na całym świecie zaczyna być słychać głosy zwolenników teorii pseudonaukowych. A w ten sposób dziwne, niemające żadnego poparcia w faktach pomysły pojedynczych osób znajdują sobie rzesze zwolenników.

Historycznie w sferze publicznej dominowała narracja elit - dyskursy osób, które miały władzę, ale zwykle również wiedzę. Teraz do głosu docierają grupy marginalizowane. A wśród nich są choćby kobiety, mniejszości seksualne, etniczne czy osoby z niepełnosprawnościami. To zjawisko pozytywne.

Na to jednak nakłada się drugie, negatywne zjawisko – globalne zjawisko śmierci ekspertyzy (opisywane chociażby przez Toma Nicholsa, Stuarta Ritchie, a w Polsce przez Łukasza Lamżę). Upraszczając, sarkastycznie można powiedzieć, że każdy Polak jest ekspertem od alpinizmu, ale też szczepionek czy globalnego ocieplenia, a ostatnio od epidemiologii i początku człowieczeństwa. Chodzi o to, że przeczytamy jedną rzecz i wydaje nam się, że jesteśmy ekspertem. Uważamy, że my mamy rację, a specjaliści tak naprawdę wcale się nie znają albo – co jeszcze niebezpieczne – próbują nas okłamywać, bo działają w ramach jakiejś „agendy”.

Żyjemy więc w czasach, kiedy głosy osób, którym tylko się wydaje, że rozumieją jakieś zjawisko, stają się słyszalne. A niestety niektórzy odbiorcy traktują te wypowiedzi tak samo, jak głosy prawdziwych ekspertów, a więc osób, które poświęciły na badanie tego zjawiska wiele lat i mają w tej dziedzinie rzetelną wiedzę...

Jeśli chodzi możliwości korzystania z nowych technologii, to nastąpił szybko duży przeskok. A my podczas tego przeskoku nie zdążyliśmy nabyć kompetencji, by sobie radzić z fake newsami, fact checkingiem. Nie nauczyliśmy się jeszcze, jak odróżnić dobre źródło od źródła fałszywego.

lt/ zan/