Młody, utalentowany, odważny oraz świetnie czujący się w mediach – także tych społecznościowych – wyrósł na postać numer jeden rosyjskiej opozycji, z którą, nawiasem mówiąc, nie żyje zbyt dobrze. Ma przy tym ogromne parcie na szkło i czuje społeczne nastroje. Szybko zorientował się, że tradycyjne hasła opozycji – mówienie o wolnościach obywatelskich i liberalnej demokracji – Rosjan odstraszają, bo kojarzą się z biednymi latami 90. Zamiast tego buduje w narodzie inne skojarzenie: rządzą nami złodzieje i dlatego wciąż jesteśmy biedniejsi i słabsi niż Zachód.
Aleksiej Nawalny jest liderem nowego typu. Rosja w jego rozumieniu nie jest krajem, który powinien rozpłynąć się w Zachodzie, jak z różnym skutkiem starały się zrobić pozostałe europejskie kraje byłego bloku wschodniego. Zachód to taktyczny sprzymierzeniec tak długo, jak długo na Kremlu zasiada Władimir Putin. W przeciwieństwie do zamordowanego w 2015 r. Borisa Niemcowa, ten 44-letni prawnik nie oddałby Ukrainie Krymu, a wcześniej, zanim jeszcze się zorientował, że mówienie takich rzeczy na głos może szkodzić jego wizerunkowi, chwalił inwazję na Gruzję i nawoływał do masowej deportacji nielegalnych imigrantów. Także dlatego Putin walczy z nim tak zdecydowanie. Nawalny to swój człowiek, a nie obce ciało, jak powszechnie traktuje się nad Wołgą liberałów.
Zamach na życie
Reklama
Próba zamordowania Nawalnego była kulminacją walki Kremla z „blogerem”, jak protekcjonalnie lubią go nazywać państwowe media. Komando Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) chodziło za nim kilkanaście miesięcy, by w decydującym momencie wetrzeć substancję z grupy nowiczoków – podobną do tej, którą wcześniej próbowano zabić byłego funkcjonariusza służb Siergieja Skripala – w majtki Nawalnego, gdy ten w sierpniu 2020 r. odwiedzał struktury swojego ruchu w syberyjskim Tomsku. Polityk zemdlał w samolocie lecącym do Moskwy i tylko dzięki trzeźwej reakcji pilota i sprawnej pomocy medycznej w Omsku – oraz kuracji w niemieckiej klinice Charité – udało się go uratować.
Reklama
Prezydent nigdy nie wymawia jego nazwiska. W 2013 r. rzecznik Putina Dmitrij Pieskow został zapytany przez „Kommiersanta”, dlaczego tak się dzieje.