Możliwości są dwie: albo dr hab. Zbigniew Girzyński jest ordynarnym kłamcą, albo skompromitował założenia Narodowego Programu Szczepień, którym od kilku tygodni chwali się jego partia. Obstawiam, że niestety prawdziwy jest ten drugi wariant. "Niestety", bo oznacza to, że kłopot jest znacznie poważniejszy niżeli hucpiarskie zachowanie jednego człowieka. Po prostu, zgodnie z obmyślonym przez władzę systemem, nauczyciel akademicki (historyk, a nie lekarz!) wykładający od wielu miesięcy zdalnie może się zaszczepić przed 80-latkami, pensjonariuszami domów pomocy społecznej oraz osobami tak chorymi, że jedną nogą są już na tamtym świecie.

Reklama

Jak już wszyscy wiedzą, Zbigniew Girzyński zaszczepił się przeciwko koronawirusowi. Po wybuchu medialnej aferki parlamentarzysta poinformował, że nikogo o nic nie prosił. Po prostu, jako pracownik Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, zgłosił się zgodnie z procedurą do szczepienia.

Nikogo o żadne pierwszeństwo w kolejce nie prosiłem i w żadnym wypadku nie zaszczepiłem się poza kolejnością. Postąpiłem od A do Z zgodnie z obowiązującym mnie prawem i w myśl zaleceń władz Uczelni, która jest moim podstawowym miejscem pracy - wskazał Girzyński w swoim oświadczeniu. Dalej zaś, że zgadza się z posłem PiS Krzysztofem Sobolewskim, który wbił mu szpilkę, że zasady obowiązują wszystkich.

Reklama

Obowiązywać powinny zwłaszcza tych, którzy je ustanawiają. Ja jedynie zgodnie z nimi postępowałem i postępować będę - stwierdził Girzyński.

I ja człowiekowi wierzę. Tyle że to najsurowsza recenzja, jaką ktokolwiek wystawił Narodowemu Programowi Szczepień. Parlamentarzysta PiS ujawnił bowiem, że cały ten podział na grupy, te deklaracje Michała Dworczyka odpowiedzialnego za zaszczepienie Polaków, te debaty o kolejności - nie mają żadnego sensu. To znaczy sens może i by miały, gdyby ostateczne decyzje podejmował ktoś rozsądny. A podejmują - jeśli wierzyć w tłumaczenie dr. hab. Girzyńskiego - ignoranci, by nie użyć mocniejszych (acz mniej, nomen omen, parlamentarnych) słów.

W najbliższych dniach Zbigniew Girzyński będzie wdeptywany w ziemię (moim zdaniem słusznie o tyle, że nie wszystko, co wolno zrobić, uczynić wypada – młodemu bykowi będącemu u władzy nie wypadało się zaszczepić, gdy wiadomo było, że brakuje medykamentu nawet dla najstarszych obywateli). Niechętni obozowi władzy zrobią z niego gorszą wersję Krystyny Jandy, a wielu polityków opozycji będzie pohukiwało, że "poseł PiS zaszczepił się poza kolejnością". Bronić kompana nie będą wcale politycy Zjednoczonej Prawicy. Bo dyskusja o tym, że Girzyński wyszedł przed szereg, jest dla rządzących o wiele korzystniejsza, niż wariant, w którym trzeba by przyznać, że ten rewelacyjny plan zakłada szczepienie młodych wykładowców akademickich pracujących zdalnie przed zaszczepieniem emerytów.