Cała sprawa z rzekomym podsłuchiwaniem dziennikarzy i polityków w okresie, gdy rządziło PiS, miała dwa poważne dna. Pierwszym jest zwykły wątek „pijarowy” dotyczący dziennikarzy, którzy chcieli zrobić przy okazji ujawnienia tego rodzaju informacji wokół siebie trochę szumu, wywołać zainteresowanie i wskazać na siebie jako tych, którzy mieli być jakimś zagrożeniem dla władzy. Można to jeszcze zrozumieć, ponieważ wielu dziennikarzy posiada swoiste zdolności autokreacyjne.

Reklama

Ale dużo poważniejszym, drugim dnem tej sprawy są działania władz państwowych i polityków. Przy dosyć szczupłym i wątpliwym materiale dowodowym jednocześnie rozpędzono machinę, która miała politycznie zgnieść jedną z opozycyjnych partii. Trzeba zauważyć, że kiedy sprawą podsłuchów zainteresowana została prokuratura i komisje śledcze, gdy uruchomiono lojalnych wobec rządu Platformy Obywatelskiej dziennikarzy, to nie miało to charakteru rozliczania tych, którzy rządzili, ale było po prostu deptaniem opozycji.

W takiej sytuacji rządzącym wolno zdecydowanie mniej. Muszą się oni powstrzymywać przed działaniami, które przy pomocy aparatu państwowego mogą być wykorzystane do ograniczenia zdolności politycznych partii opozycyjnej. Jeśli dzieje się inaczej, to jest to już ciężkie nadużycie. Szukając nadużyć rządów Prawa i Sprawiedliwości, Platforma sama rzuciła na siebie podejrzenie, że nadużyła władzy i wykorzystała cały aparat państwowy do walki z opozycją.

Platforma nie tylko w tej sprawie ma skłonności do używania prokuratury czy służb specjalnych wobec ludzi, którzy jej jakoś nie leżą i są dla niej niewygodni. Dobrym przykładem jest to, co dzieje się obecnie wokół „Gazety Polskiej”. Osobiście w ciągu dwóch tygodni dostałem siedem wezwań do prokuratury, na policję i ABW. Trudno jest mi to uznać za przypadek. Rozumiem, że mógłbym otrzymać jedno lub dwa zawiadomienia, ale jeżeli przychodzi ich siedem, to znaczy, że rządzącym i osobom lojalnym wobec nich podoba się ciąganie mnie po prokuratorach, czasami z powodów zupełnie absurdalnych.

Reklama

To samo można było zaobserwować przy okazji działań władz Warszawy i komornika wobec kupców z KDT. Eskalacja przemocy, jaka miała tam miejsce, była zupełnie niepotrzebna. Przecież można było ich wyrzucić, a taka była intencja prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, bez pokazu siły. Jak to wytłumaczyć? Prawdopodobnie politycy Platformy Obywatelskiej fascynują się tym, że sprawując władzę, mogą używać jej instrumentów wobec obywateli, w tym i tych, którzy nie są ich zwolennikami. Podobne sygnały dobiegają do nas z wielu miejsc w Polsce i wynika z nich, że ludzie, którzy zdobyli władzę, zaczynają coraz częściej przekraczać prawo lub po prostu granice zwykłej przyzwoitości.

Sprawa podsłuchów jest dla Platformy swego rodzaju alibi, dzięki któremu rządząca PO działa w myśl: „Skoro oni mogli, to my także”. Przy tym pojawia się coś więcej. Wątpię, by obecne nadużycia zyskały taki rozgłos jak wszystko to, co zarzucano PiS, nawet jeśli oskarżenia, które formułowano, było zupełnie fikcyjne. Ponieważ z wielu badań wynika, że większość dziennikarzy, a przede wszystkim właścicieli mediów, a więc osób decydujących o tym, co i w jaki sposób jest w nich publikowane, sympatyzuje z Platformą Obywatelską, a już na pewno jest bardzo niechętnych PiS. W związku z tym poglądy dziennikarzy i wydawców mają w tym momencie zasadnicze znaczenie, również w przypadku informowania o nadużyciach władzy. Okazuje się, że rzekome nadużycia jednych są wygodnym pretekstem do tego, by na całą Polskę, jak również za granicą, alarmować, że łamane jest prawo, nadużywa się prokuratury, służb specjalnych i policji, mimo że takie informacje są nieprawdziwe. Tymczasem realne nadużycia innych spotykają się z niewielkim zainteresowaniem dziennikarzy. Jest to zresztą swego rodzaju groźne memento, ponieważ dojdziemy w końcu do tego, że ludzie przestaną im po prostu ufać. Skończy się na tym, że będziemy włączać telewizję, by jak w czasach PRL wysłuchać jedynie rządowej propagandy.

Tymczasem w interesie dziennikarzy jest, by w przypadkach rażących nadużyć władzy, bez względu na to, jakie ma ona barwy partyjne, reagować w sposób zbliżony. Nie może być tak, że rzekome zbrodnie PiS wywołują wielką awanturę polityczną, nagonkę i wściekłe ataki, za które potem nikt nie przeprasza, a realne nadużycia ze strony Platformy Obywatelskiej nie spotykają się nawet z szeroką informacją na ten temat.