Mamy oto dwie wersje zdarzeń. Donald Tusk na konferencji prasowej: Mariusz Kamiński przyszedł do mnie 14 sierpnia i nie wspomniał, że osoby z najbliższego otoczenia premiera są podejrzane i że należy skierować sprawę do prokuratury. Tymczasem szef CBA na swojej konferencji przekonywał: powiedziałem, że Drzewiecki i Chlebowski są w kręgu podejrzeń.

Dziwi mnie, że Mariusz Kamiński już wtedy nie skierował materiałów do prokuratury w celu postawienia zarzutów. Ale dziwi mnie też, że premier posiadając taką wiedzę sam tego nie zrobił. Zważywszy na to, że powinien mieć w pamięci sytuację premiera Leszka Millera, który nie poinformował prokuratury o propozycji łapówkarskiej Lwa Rywina.

Zastanawiam się, w co gra Mariusz Kamiński. Bo nie wierzę, by "Rzeczpospolita" przez przypadek dostała materiały dotyczące przecieków. Kamiński mówi, że to jest czyn przestępczy, jeśli ktoś papiery przekazał. Ale można łatwo prześledzić, kto to zrobił. Jak wiemy marszałkowie czytali dokumenty w kancelarii tajnej. Chyba, że zabrali ze sobą aparaty, by robić zdjęcia.

Wydaje się, że Mariusz Kamiński w czasie swojej wczorajszej konferencji pogrążył Grzegorza Schetynę. Powiedział, że nie było na niego materiałów telefonicznych, ale na temat spotkań. Tymczasem Schetyna, który również wczoraj był gościem Radia Zet powiedział, że z Sobiesiakiem spotkał się ostatni raz rok temu.

Mariusz Kamiński uważa, że zarzuty wobec niego zostały sformułowane po tym, jak postanowił ruszyć aferę hazardową. Tymczasem już w maju było wiadomo, że będą mu stawiane zarzuty.

Mamy więc dwie, rozbieżne wersje. Premiera i szefa CBA. Z tego wynika, że trzeba jak najszybciej powołać komisję śledczą, która przepytałaby absolutnie wszystkich. Od premiera, na posłach skończywszy. A nawet więcej, powinna zająć się wszystkimi, którzy poprzednio chodzili wokół ustawy o grach hazardowych. Bo dopłaty miały być już za rządów Jarosława Kaczyńskiego. Ale ich nie było.

Mam wrażenie, że Mariusz Kamiński chciał przyłapać polityków na złych uczynkach. I to mu się udało. Zbigniew Chlebowski skompromitował się strasznie prowadząc, jak to eufemistycznie określił premier, asertywne rozmowy. Tyle, że to były beznadziejne rozmowy z lobbystami, którzy, wiadomo, zawsze wykorzystują takie znajomości.

Mariusz Kamiński z satysfakcją stwierdził, że może ponieść konsekwencje, bo Drzewiecki i Chlebowski stracili stanowiska. Ale nikt nie przesądził jeszcze o winie Drzewieckiego. Wziął łapówkę czy nie? Nie ma na razie na to dowodów. Szkoda, że szef CBA rozesłał materiały wszystkim w państwie, a nie dostarczył ich po prostu prokuraturze, która mogłaby je przełożyć na ewentualne zarzuty. Wówczas sprawa mogłaby zostać szybko rozstrzygnięta, a tak mamy kolejną polityczną zadymę.













Reklama