Mariusz Kamiński i Donald Tusk stanęli naprzeciw siebie niczym rewolwerowcy w "Samo południe". Ich walka budować będzie pozycję tak jednego, jak i drugiego polityka. Jeśli prawdą jest, że powoli znaleźliśmy się w czasach polityki spektaklu, to już dziś publika wykupuje bilety na ten właśnie spektakl - jedna jej część lokuje się w sektorze dla widzów PO, druga w sektorze dla widzów PIS. I tak jak nie zmienia się miejsc w trakcie spektaklu, tak nie zdziwię się, jeśli nie odnotujemy specjalnie wielkich zmian w sondażach opinii publicznej za dwa czy trzy tygodnie, gdy wieść o tej bitwie dojdzie do zajętych swoimi sprawami wyborców.

Reklama

Aferalny bełkot

Dla wyborców ten spór jest w dużej części niezrozumiały. Także dlatego, że zastosowano rodzaj bomby rozpryskowej generującej szum medialny.

Nieprzygotowane do walki siły opozycji ugrzęzły w szczegółach tak "afery hazardowej", "afery stoczniowej" jak i "afery z Trzebini", prezentowanych opinii publicznej w jednym czasie. Żadnej z tych "afer" reprezentanci ani PIS ani SLD nie potrafili opowiedzieć odbiorcom.

Reklama

Opowiedzieć w jednym krótkim, emocjonującym zdaniu, dopiero później rozwijanym w kolejnych narracjach. Zamiast tego oponenci rządu dali się uwikłać w godziny niekończących się dyskusji zrozumiałych już wyłącznie dla ekspertów.

W komunikacji politycznej mniejszą rolę odgrywają dziś narzędzia - z wiodącą wciąż rolą tradycyjnych mediów - większą zaś rolę odgrywa wygenerowanie takiego przekazu, który dotyka istoty problemu będąc jednocześnie zrozumiałym dla przeciętnego odbiorcy, poruszającym go i powodującym silne emocje. Opozycja dysponująca dziś mediami publicznymi nie jest jednak w stanie wygenerować takiej narracji. W rezultacie, obydwie strony opowiadają swoim sympatykom dwa warianty tej samej historii. I nie jest to nawet klasyczna wojna narracji z kontrnarracją, ale prowadzone dwie równoległe opowieści prezentowane dwóm grupom odbiorców.

czytaj dalej

Reklama



Dwa eposy

Opowieść pierwsza, to opowieść o niezłomnym rycerzu z lśniącą szablą, na której wygrawerowano zawołanie "Nie pękaj!". O potencjalnie najsilniejszym wizerunkowo kandydacie całego obozu politycznego w zbliżających się już za rok wyborach prezydenckich. Mariusz Kamiński, współtwórca Ligi Republikańskiej, kontynuuje w linii prostej tradycję polskiego romantyzmu. Konrad Wallenrod zatrudniony w rządzie Donalda Tuska. Postać tragiczna, ale i bohaterska, niezłomna i uczciwa. Prawa do granic. Ostatnia postać, dzięki której partia może wrócić do rządu, do gry, do posiadania wpływu na zdegenerowaną rzeczywistość opanowaną przez zbitkę agentury i postkomuny. To opowieść dla wyborców PiS.

Opowieść druga, to opowieść o równie silnym, sprawiedliwym i uczciwym liderze. Donald Tusk jak żaden inny premier po 1989 r. pozbył się - gdy trzeba było - najbliższych współpracowników. Nie potrafił tego ani Leszek Miller, ani liderzy AWS. Jednocześnie w poczuciu odpowiedzialności premier doprowadzić postanawia do Końca rozpoczęte projekty modernizacyjne. Nie będzie przyspieszonych wyborów ani "rozróby". Tak, jak przeszliśmy razem przez kryzys gospodarczy, tak przejdziemy i przez kryzys polityczny. Publika zainteresowana "ciepłą wodą w kranie" nie potrzebuje wiele więcej. To opowieść dla wyborców PO.

Coca-Cola kontra Pepsi

Zgrzytem w opowieści Donalda Tuska jest jednak retoryka wojenna. To nie jest język typowego wyborcy PO, który jeśli chce dziś, w 2009 roku walczyć, to raczej z kryzysem gospodarczym, niż z braćmi Kaczyńskimi.

Retoryka wojenna Donalda Tuska ma więc raczej sprowokować PIS do ataku, który z kolei napędziłby sojuszników PO. Tak jak wojna Coca-Coli z Pepsi zdominowała rynek napojów gazowanych z karmelem, tworząc bariery do wejścia na ten rynek jakiejkolwiek konkurencji, tak retoryka wojenna uniemożliwia od dłuższego już czasu wejście na plac boju PO z PIS trzeciemu - Lewicy bądź coraz bardziej mitycznemu projektowi Pawła Piskorskiego. W tej sytuacji nie ma dla nich miejsca. Wojny prowadzi się przecież pomiędzy dwiema a nie trzema walczącymi stronami.

Choć trzecia siła jest. To PSL namawiająca i Platformę i PIS do opamiętania, prowadzenia polityki umiaru i konsensusu w imię służby ludziom. Taka postawa partii Waldemara Pawlaka zbierać będzie w czasach wojennej zawieruchy sympatyków (i wyborców) po wszystkich stronach sceny politycznej. To jedna z ciekawszych strategii komunikacyjnych w polskiej polityce, realizowana zresztą przez PSL z sukcesem od dobrych kilku lat, w istotny sposób zmieniający postrzeganie ludowców.

Może być remis

Komunikacja polityczna stanowi dziś klucz do odpowiedzi na pytanie: jak głęboki to kryzys, jakie straty poniesie PO, a z jakich zdobyczy może już dziś cieszyć się partia braci Kaczyńskich. Na razie trwa rysowanie przekazu, który rozejdzie się wśród ludzi.

Efekty zobaczymy po dwóch-trzech tygodniach. Taki czas potrzebny jest, aby fala wygenerowana tak istotnymi politycznymi zdarzeniami, jak trzy nakładające się na siebie afery i dymisja sześciu ministrów została przetłumaczona na język zrozumiały dla ludzi i wpłynęła na ich deklarowane sympatie polityczne.