To umowa podobna do tej, którą niedawno resort skarbu zawarł w sprawie PZU z Eureko. Podobieństwo polega na tym, że do ostatniej chwili, do momentu podpisania, nie było pewne, czy, kiedy i na jakich warunkach strony znajdą racjonalny kompromis. A jednak umowa dwóch dotychczasowych antagonistów, wspólnie reżyserujących rynek telekomunikacyjny, stała się ciałem.

Reklama

Jej efekt jest istotny przede wszystkim dla nas, klientów tej i innych firm telekomunikacyjnych. Spełnienie się zapisów umowy powinno doprowadzić do tego, że Polska zacznie nadrabiać gigantyczne zapóźnienie cywilizacyjne, a usługa tak oczywista w dzisiejszym świecie jak dostęp do szybkiego internetu stanie się także polską normą.

To dobra wiadomość. Zła jest taka, że w zamian za spore inwestycje TP uzyskała gwarancje utrzymania tzw. cen hurtowych - co oznacza, że internet będzie wprawdzie dostępny, ale ciągle drogi. Dziś z całą pewnością można powiedzieć tylko tyle, że obie strony coś wygrały. Szefowa UKE pokazała, że potrafi być skuteczna wobec rynkowego giganta. TP zaś zmniejszyła ryzyko podziału, jakim groził jej regulator. Teraz korzyści z umowy chcieliby zobaczyć także klienci.